O odchodzeniu od węgla dużo się u nas mówi, ale znacznie mniej robi

Europa odchodzi od węgla, ale polska gospodarka pozostaje w tyle. Dlaczego mamy problem z dekarbonizacją i ile może nas to kosztować - odpowiada Piotr Wójcik, analityk rynku energetycznego Greenpeace Polska.

article cover
Pexels.com
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Koncerny energetyczne, jeden po drugim deklarują, że chcą być neutralne klimatycznie. Ile jest w tym rzeczywistych działań?

Piotr Wójcik, analityk rynku energii w Greenpeace Polska: Na pewno są pod coraz większą presją ze strony Unii Europejskiej, która dąży do neutralności klimatycznej. Do tego ceny uprawnień do emisji rosną w astronomicznym tempie. Coraz większa jest też presja społeczna. Problem w tym, że część koncernów regularnie co innego deklaruje, a całkiem co innego robi. Przykładów nie trzeba szukać daleko. PGE jest największym emitentem gazów cieplarnianych w Polsce - odpowiada za około 20 proc. całkowitych emisji. Państwowa spółka, która ogłosiła strategię do 2050 r., z jednej strony twierdzi, że chce się zmieniać, z drugiej proponuje przeniesienie wszystkich swoich aktywów węglowych do innej państwowej spółki. To w praktyce oznacza, że z perspektywy klimatu i przyszłości Polek i Polaków nic się nie zmieni. Zostaniemy z tymi samymi emisjami i z tym samym problemem. Natomiast PGE nie będzie musiała przedstawiać planów realnej i sprawiedliwej transformacji dla społeczności górniczych, dat zamykania poszczególnych elektrowni węglowych i nikt jej z tego już nie rozliczy. Wydrukuje za to broszury dla inwestorów, w których ładnie się zaprezentuje.

To zresztą dotyczy nie tylko tej jednej spółki. Dużo mówi się u nas o zielonej transformacji, o odnawialnych źródłach energii, czy o dekarbonizacji gospodarki, a z drugiej strony nie ma ani dokładnie określonych horyzontów czasowych transformacji ani szczegółów na przykład tego, jak będzie wyglądało zastępowanie węgla odnawialnymi źródłami energii. Jednocześnie lokalne społeczności nadal są mamione obietnicami nowych odkrywek, a górnicy słyszą obietnice nie do spełnienia, że węgiel będzie wydobywany do 2049 r.

Inwestycje w energię odnawialną w ostatnich latach są jednak potężne. Nawet PGE o nich mówi zapowiadając 2030 r. zmniejszenie emisji dwutlenku węgla o 85 proc.

Spójrzmy na fakty. W przypadku PGE w latach 2016-2019 mniej niż 2 proc. nakładów inwestycyjnych było przeznaczone na OZE. Większość wydatków szła na rozbudowę i utrzymanie już istniejących mocy energetyki konwencjonalnej. PGE zapowiada, że będzie mieć farmy wiatrowe i fotowoltaliczne, ale jeśli popatrzy się na tempo zmian w całej spółce, to nie można powiedzieć, że jest ono wystarczające i że mamy do czynienia z realną transformacją. Spółka nadal ponad 86 proc. energii elektrycznej wytwarza ze spalania węgla. PGE w ostatnich latach otwierało nowe bloki węglowe w Opolu, kończy budować kolejny blok w Turowie, nabyło aktywa węglowe w Rybniku od spółki EDF. Wciąż ma plany ubiegania się o koncesję na wydobywania węgla m.in. w Złoczewie.

Cały czas mówi pan o PGE.

Ponieważ to jest największa w Polsce spółka energetyczna i w tym samym stopniu co rząd może mieć wpływ na to, jak będzie wyglądała u nas transformacja energetyczna.

Dlaczego w tym samym stopniu?

Grupa PGE z racji swojego wysokiego udziału węgla w miksie energetycznym, licznych miejsc pracy w energetyce węglowej i górnictwie, jest szczególnie wrażliwa na zaostrzającą się politykę klimatyczną Unii Europejskiej i szybkie zmiany zachodzące w energetyce. W ciągu ostatnich pięciu lat grupa straciła około połowę swojej wartości. Jako największa spółka sektora elektroenergetycznego w Polsce pod względem przychodów, jako wielki pracodawca (ponad 40 tys. pracowników), PGE ma nadal wiele do stracenia, jeżeli nie odejdzie od spalania węgla. Ma jednak także największe możliwości kształtowania kierunku transformacji polskiej energetyki. Posiadane bowiem zasoby, środki dostępne na inwestycje, konieczność ochrony miejsc pracy oraz presja społeczna dają PGE możliwości by głos spółki był usłyszany przez rząd, a spółka zaczęła prowadzić realne działania by chronić klimat i ludzi.

Tak, czy inaczej, od dekarbonizacji nie uciekniemy, choćby z powodu rosnącej presji Brukseli.

Nie tylko Brukseli. Z sondaży wynika, że trzy czwarte Polaków chce odejścia od węgla do 2030 r. Z opublikowanego przez Europejski Bank Inwestycyjny badania wynika, że aż 77 proc. społeczeństwa uważa, że zmiany klimatyczne już teraz wpływają na nasze życie codzienne. Odkładanie problemu, czy odsuwanie go od siebie, nie tylko nic nie da, ale wręcz będzie szkodliwe.

Jakie konsekwencje długofalowo może mieć taka polityka?

Energetyka w Polsce stoi pod ścianą. Najlepszym potwierdzeniem takiej tezy jest fakt, że największa spółka energetyczna w naszym kraju ogłosiła, że jeśli jej aktywa węglowe nie zostaną wydzielone do innej spółki, to w niedługim czasie upadnie. Brak jasnego planu sprawiedliwej transformacji i odejścia od węgla, będzie miało szereg długofalowych konsekwencji. To przede wszystkim pogłębia kryzys klimatyczny, ale ma również konsekwencje ekonomiczne.

To odbieranie społecznościom górniczym szansy na fundusze unijne przeznaczone na wspieranie sprawiedliwej transformacji. Jednocześnie właśnie z tego powodu rosną ceny energii. Polska już teraz ma jedne z najwyższych cen hurtowych energii elektrycznej w Europie, co uderza m.in. w konkurencyjność polskiej gospodarki. Koszty ciągłych kroplówek, podawanych przez rząd energetyce węglowej celem utrzymania jej przy życiu, ponosimy wszyscy. I nie chodzi tu tylko o koszty w postaci np. dodatkowej pozycji na rachunku za energię, czy też nasze podatki, z których dotowany jest węgiel, ale także o koszty zdrowotne.

Koncerny energetyczne same zaczynają widzieć problem. Coraz więcej dużych instytucji finansowych deklaruje, że nie będzie finansować projektów związanych z paliwami kopalnymi, w tym także z infrastrukturą gazową. Przypomnę, że rząd zadeklarował, że to właśnie gaz ma być paliwem przejściowym na naszej drodze do dekarbonizacji. Tymczasem już teraz banki komercyjne zaczynają stawiać swoim klientom wymaganie przedstawienia planów dekarbonizacji. To jest pętla, która się coraz mocniej zaciska.

Da się wyliczyć koszty zaniechań w sprawie klimatu w sektorze energetycznym?

Nie, bo nie da się policzyć ile warte jest to, że z naszymi wnukami nigdy nie pójdziemy na sanki. Nie da się przeliczyć na pieniądze wartości życia ludzi, którzy zginą z powodu ekstremalnych warunków pogodowych. W tym kontekście liczenie dzisiejszych strat dla gospodarki nie ma najmniejszego sensu, szczególnie, że jeśli zrealizują się coraz bardziej prawdopodobne scenariusze zmian klimatycznych, to systemów gospodarczych, jakie są teraz, za pół wieku po prostu może nie być. I to nie jest science fiction tylko całkiem realna przyszłość. Zróbmy wszystko by takiego scenariusza uniknąć.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas