Czy wzrost gospodarczy zniszczy planetę? Dylemat rozwoju
Czy jest możliwy nieograniczony wzrost na planecie z ograniczonymi zasobami? A może dzięki technologii będziemy w stanie rozwijać się nieskończenie długo, jednocześnie niwelując nasz negatywny wpływ na przyrodę? Na te pytania nie ma prostej odpowiedzi, a czasu na zmiany jest coraz mniej.
Produkt krajowy brutto (PKB) to wartość wszystkich dóbr i usług wytworzonych w danym kraju w ciągu roku lub kwartału. Ta miara to od dziesiątek lat podstawowy wskaźnik rozwoju państw. Wzrost PKB jest dla wielu krajów podstawowym miernikiem sukcesu gospodarczego, więc niezwykle chętnie braną na sztandary przez polityków liczbą, która ma być według nich najlepszym odbiciem sukcesów ich rządów. Ale co jeśli taka retoryka prowadzi nas prosto w środowiskową przepaść?
Postwzrostowa przyszłość
Takiego właśnie zdania jest antropolog ekologiczny Jason Hickel, który zasłynął z powodu popularyzacji idei, która paradygmat nieskończonego wzrostu wskazuje jako źródło dzisiejszych kryzysów środowiskowych - postwzrostu (z ang. degrowth). Według niego bez zmniejszenia nadmiernego obecnie tempa wykorzystania zasobów i energii nie jesteśmy w stanie zatrzymać katastrofy klimatycznej i kryzysu bioróżnorodności, czyli dwóch ogromnych zagrożeń stojących przed naszą cywilizacją, które mogą zachwiać jej podstawami.
"Obecnie globalne zużycie zasobów wynosi około 100 mld ton rocznie (według Global Footprint Network zużywamy 1,7 razy więcej zasobów, niż Ziemia jest w stanie odtworzyć w ciągu roku - przyp. red.), czyli około dwa razy więcej niż naukowcy uważają za poziom zrównoważony. Jest to główny czynnik powodujący załamanie ekologiczne i utratę różnorodności biologicznej. Globalne zużycie energii jest również zbyt wysokie. IPCC jasno stwierdza, że musimy je znacznie zmniejszyć (z 400 EJ obecnie do około 240 EJ do 2050 r.), aby umożliwić nam przejście na odnawialne źródła energii wystarczająco szybko i utrzymać świat poniżej 1,5-2 stopni Celsjusza ocieplenia" - pisze na swoim blogu Hickel.
Podkreśla on, że nadmierne zużycie zasobów i energii jest napędzane przez bogate narody, a nie biedne i to właśnie te bogate narody muszą ograniczyć swoje zużycie. Jednocześnie zaznacza, że o ile rzeczywiście zmniejszenie tempa wykorzystania zasobów i energii prawdopodobnie doprowadzi do wolniejszego wzrostu PKB, a może nawet do jego spadku, to nie musi to jednocześnie oznaczać spadku poziomu życia, ponieważ PKB według niego "liczy tylko bardzo wąski wycinek działalności gospodarczej, który ma związek z wartością wymiany towarowej".
"Z tego punktu widzenia staje się jasne, że kapitalizm jest wysoce nieefektywny, jeśli chodzi o zaspokajanie ludzkich potrzeb - produkuje tak wiele, a mimo to pozostawia 60 proc. ludzkiej populacji bez dostępu nawet do najbardziej podstawowych dóbr. Dlaczego? Ponieważ ogromna część produkcji towarowej (oraz cała energia i materiały, których ona wymaga) nie ma znaczenia dla ludzkiego dobrobytu" - uważa Hickel.
Państwa wybierają zielony wzrost
Podejście Hickela nie jest popularne wśród decydentów. Ci wolą raczej stawiać na inną ideę - tzw. zielony wzrost (z ang. green growth), czyli założenie, że da się notować wzrost w na tyle zrównoważony sposób, że nie będzie miał on negatywnego wpływu na środowisku naturalne i nie będzie napędzał kryzysu klimatycznego. Jak stwierdza Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) skupiająca 38 wysokorozwiniętych państw, "zielony wzrost oznacza wspieranie wzrostu gospodarczego i rozwoju przy jednoczesnym zapewnieniu, że środowisko nadal będzie dostarczać zasobów i usług, od których zależy nasz dobrobyt". Polityki zielonego wzrostu powinny według OECD zawierać w sobie m.in. zwiększenie produktywności poprzez tworzenie zachęt do większej wydajności w wykorzystaniu zasobów naturalnych oraz otwarcie nowych rynków poprzez stymulowanie popytu na ekologiczne towary, usługi i technologie.
Jednocześnie zielony wzrost ma także rozpoznawać, że koncentrowanie się na PKB jako głównym mierniku postępu gospodarczego "zazwyczaj pomija wkład natury w zdrowie i dobrobyt". Jednak nie postuluje on, tak jak postwzrost, zmniejszenie tempa wykorzystania zasobów i energii, czego skutkiem będzie - jak stwierdzał wcześniej cytowany Jason Hickel - zwolnienie wzrostu PKB.
"Strategie na rzecz bardziej ekologicznego wzrostu muszą być dostosowane do konkretnych warunków panujących w danym kraju. Należy w nich dokładnie rozważyć (...), jak najlepiej połączyć ekologiczny wzrost gospodarczy z ograniczaniem ubóstwa. Da się to zrobić poprzez udostępnienie ludziom bardziej wydajnej infrastruktury (np. w zakresie energii, wody i transportu), rozwiązanie problemu złego stanu zdrowia związanego z degradacją środowiska oraz wprowadzenie skutecznych technologii, które mogą obniżyć koszty i zwiększyć wydajność, łagodząc jednocześnie presję na środowisko" - uważa OECD.
Które więc z tych rozwiązań - postwzrost czy zielony wzrost - jest rzeczywiście optymalne? Niestety nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.
Trudne wybory
Bruegel, ekonomiczny think tank z siedzibą w Brukseli, w swoim raporcie zatytułowanym "Czy można przeciwdziałać zmianom klimatycznym bez ograniczania wzrostu gospodarczego?" przyznaje, że "zatrzymanie globalnego ocieplenia na 1,5 stopnia Celsjusza bez strat w dobrobycie gospodarczym nie będzie łatwe, ponieważ jak dotąd, oddzielenie emisji gazów cieplarnianych od wzrostu PKB było powolne lub nie było go wcale". Jednocześnie analitycy Bruegela stwierdzają, że według nich domaganie się zatrzymania wzrostu gospodarczego jest politycznie nierealistyczne, dodatkowo emisje gazów cieplarnianych w gospodarkach rozwiniętych, takich jak UE, w ostatnim czasie zmniejszyły się pomimo stałego wzrostu gospodarczego.
Raport stwierdza, że kluczowe jest pytanie, czy można przyspieszyć wysiłki dotyczące dekarbonizacji. Niezwykle ważny będzie w tym aspekcie rozwój technologii. Jednak tu pojawia się problem. Kierunek i tempo postępu technologicznego są bowiem niemożliwe do przewidzenia. Jak więc stwierdza raport, nie da się wykluczyć z góry ani słuszności podejścia postwzrostu, ani zielonego wzrostu.
"Wybór pomiędzy zielonym wzrostem a postwzrostem lub czymś pomiędzy nimi, jest wyborem dotyczącym tego, jak bardzo ktoś jest skłonny zaufać technologii, i jak bardzo chce się zabezpieczyć przed negatywnymi skutkami spadku PKB. Obie idee opierają się na jeszcze niesprawdzonych pomysłach. Jedynym pewnikiem jest to, że powinniśmy zdecydowanie zobowiązać się do trzymania się rygorystycznych celów redukcji bez względu na to, którą drogę wybierzemy" - konkludują autorzy raportu.