Leczył aligatora ze śmietnika. "Ludzie nielegalnie zwożą do kraju jaguary"
Oprac.: Katarzyna Nowak
140 gatunków zwierząt znajduje się obecnie w ośrodku rehabilitacji w Mikołowie. Ośrodka nie można zwiedzać, ani głaskać zwierząt w nim przebywających. Na terenie placówki ptaki, gady, płazy i ssaki mają mieć zapewniony święty spokój - tym bardziej że większość pacjentów leśnego pogotowia to ofiary działalności człowieka. - Gdybym nie pracował w ośrodku połowę zwierząt znałbym tylko z atlasu - mówi przyrodnik Jacek Wąsiński, który zna zwierzęta jak mało kto.
Leśne pogotowie Jacka Wąsińskiego przyjmuje zwierzęta od 1993 roku. Dochodzą tu do zdrowia po wypadkach, a niektóre spędzają tu nawet swoją emeryturę. Obecność człowieka przy zwierzętach jest ograniczana do minimum, aby zwierzęta mogły wrócić na wolność i przystosować się na nowo do życia w dziczy.
- Człowiek jest największym zagrożeniem dla zwierzęcia - mówi Jacek Wąsiński, który na co dzień rehabilituje ponad setkę gatunków zwierząt. W rozmowie z Przemysławem Białkowskim leśnik zdradza tajniki wieloletniej pracy na rzecz zwierząt.
Drapieżniki muszę nauczyć polowania.
Leśne pogotowie przyjmuje nawet aligatory
Przez placówkę leśnego pogotowia w ciągu 30 lat przewinęło się ponad 140 gatunków zwierząt: jelenie, bobry, kuny, zające, nietoperze, wilki, jerzyki, jeże, krety, łosie, a także egzotyczne zwierzęta, między innymi jedyna na świecie jadowita jaszczurka heloderma arizońska, czy... kajman okularowy (z rodziny aligatorów). Jak mówi leśnik, do każdego zwierzaka trzeba podchodzić indywidualnie. - Każde zwierzę potrzebuje innej opieki. Staramy się tak przygotowywać zwierzęta, żeby poradziły sobie w naturze jak najlepiej. Trzeba szanować zwierzęta i nic im nie narzucać - dodaje opiekun.
Równocześnie Jacek Wąsiński przyznaje, że ośrodek rehabilitacji przyjmuje najwięcej ptaków.
Zdarzało mi się popłakać. Kiedy jeleń Bartek zakończył swój żywot, to płakałem.
- Najliczniejsza grupa zwierząt, którą przyjmujemy do ośrodka to ptaki. Rocznie przyjmujemy ok. 3 tys. zwierząt - zdradza przyrodnik.
Zwierzęta, które trafiają do placówki Jacka Wąsińskiego to zazwyczaj ofiary wypadków. Niekiedy gniazda ptaków są niszczone przez gwałtowne gradobicia, wichury i burze, ale większość gatunków pada ofiarą wypadków lub innych przykrych zdarzeń, w których uczestniczył człowiek.
Wiele drobnych ptaków ginie w wyniku gradobicia, czy nawałnic. Istoty, które są najmniej odpowiedzialne za zmiany klimatu, są kompletnie niewinne i bezbronne.
Pomoc i szkodzenie
Jacek Wąsiński przyznaje, że na pracę w ośrodku dla zwierząt składa się doświadczenie i empatia. - Miłość to 50 proc., a 50 proc. to wiedza - zaznacza.
Równocześnie przyrodnik zwraca uwagę na poważny problem, jakim jest zbyt duża ingerencja człowieka w świat przyrody. - Serca ludzi biorą górę nad realiami. Nie każdy chce dopuścić do siebie myśl, że np. małe sarny zostają same, a matka czuwa ma je w zasięgu wzroku (a raczej słuchu, ponieważ sarny mają doskonały słuch i gorszy wzrok). Ludzie mimo to potrafią zabrać małą sarenkę po 20 minutach - zauważa.
Leczyliśmy kajmana okularowego, który był wyrzucony na śmietnik w skrzynce po bananach.
Według leśnika dzikie zwierzęta nie mają się gdzie podziać. Znowu to człowiek zabiera ich siedliska.
- Zabieramy wszystko wokół miast, nie zostawiamy zwierzętom żadnych nieużytków. One muszą się dostosować do zabetonowanych przestrzeni - zaznacza inicjator leśnego pogotowia.