Katastrofa ekologiczna na Odrze to część większego problemu
Przeżarte rękawice, rany na rękach i powtarzane jak mantra: "czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy". Tak mówią wędkarze o katastrofie ekologicznej na Odrze. Gościem podcastu Przemysława Białkowskiego był Igor Glinda, przyrodnik i redaktor naczelny magazynu "Sztuka łowienia", który wyjaśnia jak zanieczyszczenie Odry wygląda z perspektywy wędkarzy. Jednocześnie podkreśla: skażenie rzeki symbolizuje poważniejszy, ogólnopolski problem.
- Na początku nie byłem zaskoczony, bo Odra nie jest rzeką, która jest krystalicznie czysta i te podtrucia się zdarzają dosyć często - mówi przyrodnik zapytany o swoją reakcję na temat pierwszych doniesień o zatruciu Odry. - Natomiast ostatnie dni i skala tego wydarzenia mnie kompletnie zszokowały - zaznacza Igor Glinda.
Przyrodnik o zatruciu Odry: To przerażające
- Biorąc pod uwagę to, że żyjemy w XXI w. i w centrum Europy dochodzi do takiej sytuacji, do katastrofy ekologicznej na takim poziomie, to jest przerażające - stwierdził rozmówca Przemysława Białkowskiego.
Pierwsze sygnały o martwych rybach w Odrze pojawiły się pod koniec lipca i płynęły głównie ze strony społeczności wędkarzy. Igor Glinda nie jest tym zaskoczony i podkreśla, że zazwyczaj tak to właśnie wygląda - to społeczeństwo, a nie odpowiednie służby, dostrzega problemy środowiskowe i o nich alarmuje.
- Sam miałem wielokrotnie nieprzyjemność współpracowania z takimi służbami jak Wody Polskie (...) i opieszałość tych służb oraz kompletny brak kompetencji mnie już niejednokrotnie spotkał - mówi ekspert. - W tym wypadku sytuacja się powtarza - dodaje.
Wędkarze zareagowali natychmiast. Służby zwlekały
Alarm co do dużej ilości śniętych ryb początkowo wszczęli wędkarze łowiący w górnej części Odry powyżej Wrocławia, w okolicach Oławy. - Reakcja służb była, jaką wszyscy widzimy - mówi Igor Glinda. - Ktoś przyjechał, ktoś zbadał wodę, stwierdził, że zawartość tlenu nie powinna negatywnie wpłynąć na ekosystem i na tym sprawa się skończyła - relacjonuje.
Zobacz również:
- Dzisiaj, gdy widzimy tę skalę, podniosło się ogromne larum. Mówią o tym wszystkie media, najwyższe osoby w państwie zaczęły reagować (...) To, w jakim stanie są nasze rzeki i w jaki sposób do tego podchodzimy, a w szczególności osoby decydujące, to jest dramat - mówi ekspert.
Igor Glinda wymienia, że brakuje między innymi stałego monitoringu rzek. Dzisiaj technologia już na to pozwala, żeby taki monitoring prowadzić. Rozmówca Przemysława Białkowskiego wskazuje jednocześnie, że sprawa zatrucia Odry jest symbolem znacznie szerszego problemu, czyli braku reakcji ze strony władz i organów kontrolnych na sygnały dawane przez mieszkańców.