Otwieracz do bananów i inne patologie

Automatyczny widelec do spaghetti, pingwinek, który wyciąga torebkę herbaty z kubka czy szczoteczka do pępka... Na pewno każdy z nas widział kiedyś efekciarski gadżet podobnego typu, który zostanie użyty raz lub dwa. Patologiczna konsumpcja jest tak powszechna, że stała się normą.

Prezent dla kogoś, kto powiedział, że nie chce niczego... Szkoda, że na jego wyprodukowanie potrzeba było tyle plastiku.
Prezent dla kogoś, kto powiedział, że nie chce niczego... Szkoda, że na jego wyprodukowanie potrzeba było tyle plastiku.Keith MayhewGetty Images
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

W naszej kulturze to nie czas spędzony z bliskimi czy na łonie natury ale konsumpcja jest głównym źródłem radości w życiu. Gdy widzimy w sklepie jakiś śmieszny i do tego tani gadżet, dlaczego mamy sobie odmówić przyjemności kupienia go? Jeśli kupimy go jako prezent, pośmiejemy się jeszcze raz przy wręczaniu go. Gdy pomyślimy jednak o kosztach środowiskowych, nie będzie nam już tak do śmiechu. Dłuższe rozważanie ludzkiej ignorancji może wręcz wprawić w smutek i frustrację.

Ukryte koszty bibelotów

Dla trzydziestu sekund wątpliwej rozrywki, które trwa nie dłużej niż uderzenie nikotyny, wykorzystujemy materiały, za których użycie będzie musiało płacić przyszłe pokolenie.

Płytkość produktów równoważy głębia ich oddziaływania. Energia potrzebna do produkcji i transportu, skomplikowana elektronika, rzadkie materiały - to wszystko jest wykorzystywane, wydobywane, rafinowane i przetwarzane tylko po to, byśmy mogli cieszyć się chwilę mieczem świetlnym, który za tydzień wyląduje w koszu.

Ludzie we wschodnim Kongo są masakrowani, by ułatwić modernizację smartfonów, na których możemy oglądać śmieszne kotki w większej rozdzielczości. Lasy są wycinane, by wyprodukować "spersonalizowane zestawy drewnianych desek do serów w kształcie serca". Rzeki są zatruwane, by wyprodukować śpiewające i tańczące ryby.

George Monibot, w tekście "The Gift of Death" opisuje to jednym zdaniem: to światowa epidemia zbiorowego szaleństwa, która dzięki reklamie i mediom stała się tak normalna.

To wszystko dla biednych?

Monibot wskazuje, że nie można dłużej tłumaczyć sprzyjania galopującej konsumpcji troską o rozwój biedniejszych rejonów świata. W Stanach Zjednoczonych w 2010 roku aż 93% wzrostu dochodów przypadło na najwyższy 1% populacji. Stara wymówka, że musimy zaśmiecić planetę, by pomóc biednym, po prostu się nie sprawdza. Dalsze napędzanie spirali konsumpcji służy tylko tym, którzy mają już tyle pieniędzy, że nie mają pomysłu na to, jak je wydać.

Biedni chcą imitować życie bogatych oparte na konsumpcji, więc robią to w sposób, na jaki pozwala im budżet: otaczając się chińskimi bibelotami ze sklepu "wszystko po pięć złotych". Czy daje to prawdziwe szczęście? Nie sądzę.

All I want for Chritmas is...

Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo, chociaż kapitalizm robi wszystko, by starać się nam je sprzedać. Chociażby dlatego reklamy wielu przedmiotów są przedstawiane w otoczeniu rodziny, bliskich czy partnera. Celem tego zabiegu jest skojarzenie uczucia, które odczuwamy będąc z ukochanymi ludźmi z danym przedmiotem. Jeśli nie mamy satysfakcjonującej relacji - cóż, możemy sobie chociaż kupić coś, co nieświadomie się z nią kojarzy...

W czasie świąt warto stawiać na prezent, który wzmocni relację lub zapewni danej osobie ciekawe lub ważne doświadczenie. Przedmiot przetrwa krótko - wspomnienie zostanie na bardzo długo, a może nawet na zawsze.

Polska energetyka - co po węglu?INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas