Czy jest jeszcze szansa na powstrzymanie ocieplenia na poziomie 1,5 st. Celsjusza?
Od Chin, przez Niemcy aż po Stany Zjednoczone powodzie, upały, pożary. Skutki zmian klimatycznych pojawiły się znaczenie szybciej i są znacznie poważniejsze niż przewidywali naukowcy.
Małe wyspiarskie państwa przerażone, że przestaną istnieć wskutek podnoszenia się poziomu oceanów, miały powód do świętowania. W 2015 r. udało im się przekonać przywódców największych państw, by cały świat zadeklarował, że będzie dążył do ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 st. Celsjusza. Slogan ich kampanii brzmiał "1,5 by pozostać przy życiu".
Dziś Ziemia jest cieplejsza już o 1,2 st. Celsjusza w porównaniu do czasów przedindustrialnych, a przed listopadowym szczytem klimatycznym ONZ coraz więcej naukowców i działaczy na rzecz klimatu przyznaje, że ambitny cel sprzed zaledwie pięciu lat może być już poza naszym zasięgiem.
Biorąc pod uwagę wyłącznie deklaracje dotyczące cięć emisji, a nie realne działania, które są za nimi daleko w tyle, wiele wskazuje, że świat ociepli się średnio o 2,4 st. Celsjusza. A to ni mniej, ni więcej, oznacza dla większości ludzi żyjących na świecie, nie tylko wyspiarzy, po prostu katastrofę.
Klimatyczne obietnice vs praktyka
- Nieznacznie większe ocieplenie niż to półtora stopnia i życie na naszej planecie zmieni się nie do poznania - ostrzegł zaledwie kilka dni temu amerykański wysłannik ds. klimatu John Kerry dodając: - Cel 1,5 st. wciąż jeszcze jest w zasięgu, ale tylko jeśli wszystkie duże gospodarki zobowiążą się do redukcji emisji przed 2030 r.
Zgodnie z porozumieniem z Paryża 195 państw zobowiązało się do ograniczenia emisji, tak by globalne ocieplenie zatrzymało się "znacznie poniżej" 2 st. Celsjusza. Kraje obiecały też zrobić wszystko, co w ich mocy, by temperatura na Ziemi nie wzrosła więcej niż 1,5 st.
Raport panelu klimatycznego ONZ opublikowany trzy lata temu wskazuje na "wyraźne korzyści dla ludzi i naturalnych ekosystemów" z trzymania się ocieplenia do 1,5 st. i ostrzega, że jeśli przekroczy ten poziom znacząco wzrośnie ryzyko głodu, ubóstwa i masowych migracji. Jednocześnie by osiągnąć cel, emisje dwutlenku węgla pochodzące ze stosowania paliw kopalnych i innych działań ludzi muszą spaść o 45 proc. do 2030 r. w porównaniu z poziomem z 2010 r. i osiągnąć zerowy poziom netto do połowy wieku.
W ostatnich latach wiele państw, w tym największych emitentów złożyło dodatkowe deklaracje obiecując większe ciecia emisji niż deklarowano w 2015 r. Takie zrewidowane plany miały pierwotnie zacząć obowiązywać już z końcem 2020 r., ale termin został przesunięty o rok z powodu pandemii. Teraz, niespełna sto dni do rozpoczęcia październikowego szczytu COP26 w Glasgow, rośnie presja na kraje, które dotąd nie podjęły działań, w tym na Australię, Rosję, Brazylię, Meksyk, Indie i Indonezję.
Kraje reprezentujące 55 proc. światowego PKB podczas kwietniowego szczytu klimatycznego zorganizowanego przez prezydenta Joe Bidena powtórzyły swoje zobowiązania dotyczące cięcia emisji. - Jednak bez pozostałych 45 proc. państw po prostu nie osiągniemy celu ograniczenia wzrostu temperatury na poziomie 1,5 st. - mówił John Kerry.
Agresywna klimatyczna dyplomacja?
Czasu, na wypełnienie zobowiązań pozostało już bardzo mało. Kolejny problem jest taki, że brakuje chyba też chęci. Doskonałym tego przykładem jest problem, jaki pojawił się na trwającym właśnie szczycie ministrów G20. Włochy przyznały, że mają poważne trudności z wynegocjowaniem wspólnego oświadczenia w sprawie zobowiązań klimatycznych, a główne gospodarki wschodzące nie chcą zaostrzyć swoich celów w zakresie cięcia emisji.
- Niezbędne minimum na teraz, to agresywna dyplomacja na całym świecie, która sprawi, że wielcy emitenci zaczną działać znacznie odważniej - twierdzi Rachel Kyte, dziekan The Fletcher School na Tufts University i była wysłanniczka Banku Światowego ds. klimatu. Jej daniem jeśli idzie o kraje rozwijające się kluczem jest finansowanie.
Z finansowaniem może być jednak problem. Nawet Wielka Brytania, gospodarz zbliżającego się szczytu COP26, przyznaje, że trudno tam będzie o postępy, bogate rządy nie wywiążą się z obietnicy zbierania po 100 mld dol. rocznie w latach 2020-2025 na pomoc krajom rozwijającym się w przechodzeniu na czystą energie i przystosowanie do warunków wciąż ocieplającego się klimatu. A obietnica, że pieniądze się znajdą padła ostatnio w czerwcu, podczas szczytu G7. - Jeśli ten problem nie zostanie i to jeszcze przed COP26, może to zniweczyć cel rozmów, jakim jest utrzymanie w zasięgu celu 1,5 st. - uważa Nick Mabey, dyrektor generalny think-tanku E3G.
Czas powiedzieć prawdę
Wielka Brytania podczas szczytu w Glasgow chciałaby wynegocjować postęp w trzech obszarach: stopniowego wycofywania energii węglowej, elektryfikacji transportu oraz ochrony pochłaniających dwutlenek węgla lasów.
Część ekspertów twierdzi jednak, że najwyższych czas przyznać otwarcie, że pozostanie na poziomie ocieplenia klimatu na poziomie 1,5 st. Celsjusza jest po prostu niemożliwe bez zastosowania technologii odsysania z atmosfery dwutlenku węgla.
- Nikt już nie wierzy, że uda nam się powstrzymać globalne ocieplenie poniżej 1,5 st. - stwierdził podczas niedawnej dyskusji na London Climate Action Week James Dyke, zastępca dyrektora Instytutu Systemów Globalnych Uniwersytetu Exeter. Jego zdaniem nadmiernie polegamy na technologii i rozwiązaniach rynkowych wierząc, że doprowadzą do zmniejszenia emisji, podczas gdy do rozwiązania kryzysu klimatycznego niezbędna jest zmiana stylu życia. - Najlepsze, co dziś mamy do zaoferowania to to, że przekroczymy próg, a następnie się cofniemy. To jednak przełoży się na potężny dług wobec naszych dzieci.
Emisje znów rekordowe
Z opublikowanego zaledwie klika dni temu raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) wynika, że globalne emisje dwutlenku węgla w 2023 r. osiągną nowy rekordowy poziom. Świat odbudowując się po pandemii za mało wydaje na transformację energetyczną. Z jej wyliczeń IEA wynika, że tylko 2 proc. rządy wydają na przejście na czystą energię.
"Szacujemy, że pełne i terminowe wdrożenie środków gospodarczej odbudowy, które zostały zapowiedziane, spowoduje wzrost emisji CO2 do rekordowego poziomu w 2023 r., a później będą one rosnąć dalej" - napisano w raporcie.
Według ONZ, by utrzymać ten cel Porozumienia paryskiego, emisje CO2 powinna do 2030 r. zmniejszać się o średnio 7 proc. rocznie. W 2023 na świecie zostanie wyemitowane o 3,5 mld ton CO2 więcej niż przewidywałby taki scenariusz - wylicza IEA. Chociaż związane z pandemią Covid-19 ograniczenia sprawiły, że emisje CO2 w 2020 r. na krótko spadły, od kilku miesięcy znów świat pompuje do atmosfery coraz więcej gazów cieplarnianych.