Cieplejsze zimy są równie niebezpieczne, co gorące lata
Boimy się fali upałów, które co roku są coraz dłuższe. Jednak równie dużym problemem są cieplejsze zimy, przez które zakłócenie w środowisku jest jeszcze większe.
Zima bez śniegu, za to z deszczem. Temperatury powyżej zera, często takie, jak jesienią, bądź wczesną wiosną. Zima, jaką znamy jeszcze sprzed kilkunastu, lub kilkudziesięciu lat, zanika. Zostaje pora roku, która jest nie tylko problemem dla miłośników nart i sanek, ale także dla natury. Bo dla niej, śnieg i mróz jest ważnym etapem cyklu życia.
"Jednym z banałów nauk o klimacie jest to, że zimne miejsca i zimne pory roku szybciej się ocieplają, niż ciepłe miejsca i ciepłe pory" - mówi cytowany przez "The Guardian" Daniel Swain z UCLA. "Nie tylko tempo ocieplenia w zimniejszych miejscach jest szybsze, jak na Arktyce, gdzie jest to trzykrotnie szybsze, ale także wiele skutków ocieplenia jest spotęgowanych" - dodaje naukowiec.
Przykładem jest tegoroczny rekord. Luty był szesnasty raz z rzędu cieplejszy, niż w poprzednich latach.
Choć uwagę bardziej mogą przykuwać upalne lata, pożary lasów i huragany, to łagodne zimy są równie dużym problemem. Brak opadów śniegu i brak przymrozków powoduje, że w ekosystemie jest mniej wody. To oznacza nie tylko niższe poziomy rzek, ale również mniejsze zasoby wodne. Cierpi na tym przede wszystkim rolnictwo. W Polsce już teraz susza jest prawie cały rok, a poziomy niektórych rzek są poniżej normy nawet w styczniu. Mamy też zmieniającą się pogodę, oraz intensyfikację ekstremalnych zjawisk pogodowych. Ostatnio przez sześć stanów w USA przeszło tornado, które zabiło ponad 100 osób. Sezon tornad w Ameryce Północnej występuje zazwyczaj między marcem a czerwcem. Tornada w grudniu to rzadkość.
"Do zeszłego tygodnia w USA było ryzyko pożarów lasów, nawet na wysokości kilku tysięcy metrów n.p.m." - mówi "The Guardian" Swain. "To jest ściśle związane z brakiem śniegu" - dodaje.
Zasada jest prosta - śnieg i niższe temperatury zimą działają na zasadzie magazynów wody. Wraz z wiosną, śnieg się topi, ziemia rozmarza, a rzeki wzbierają. Wtedy ekosystemy otrzymują potrzebną do życia wodę, która napędza odradzanie się natury wiosną. Jednak brak śniegu i mrozów oznacza, że tej wody po prostu nie ma, bo wszystko co spadnie, szybko przenika do wód gruntowych, lub spływa do rzek.
Zobacz również:
To wpływa także na lato. Łagodniejsze zimy oznaczają gorętsze lata. Szybszy wzrost roślin wiosną zabiera wilgotność z ziemi, co z kolei napędza fale upałów latem. Tak było w 2020 r. na Syberii, kiedy fala pożarów trawiła region przez całe lato. To doprowadziło do rekordowych emisji gazów cieplarnianych.
Nie oznacza to jednak, że pożegnamy się z zimą. Jej ataki będą rzadsze, ale o wiele bardziej intensywne. Przykładem jest atak zimy w Teksasie w lutym. Zginęło wówczas co najmniej 278 osób. Pękały rury, a miliony osób zostały bez prądu. Szkody wyceniono na ponad 198 mld dol. A to tylko jeden miesiąc mrozów. Pytanie, jak wiele takich sytuacji będziemy w stanie wytrzymać.
Źródło: The Guardian, Zielona Interia