Zatrzymać zimno. Szwajcarzy próbują ocalić trasy narciarskie na lodowcach
W popularnych wśród turystów szwajcarskich kurortach narciarskim trwa pracowite lato. Ich pracownicy, chcąc uratować lodowiec Titlis, przykrywają go, by nie stopniał.
Szczyt Titlis w środkowej Szwajcarii znajduje się na wysokości ponad trzech tysięcy metrów. W ostatnich dziesięcioleciach zaczęły jednak znikać coraz większe połacią tamtejszego lodowca i wiele zapowiada, że do połowy wieku wszystko się stopi. - Okrywamy lodowiec włókniną, jak tarczą - wyjaśnia Gian Darms, który zarządza ochroną stoków dla operatora kolejki linowej Titlis Bergbahnen.
Zmniejszająca się z biegiem lat pokrywa śnieżna to zagrożenie dla istnienia tysięcy ośrodków narciarskich w całej Europie. Śnieg utrzymuje się na lodowcach przez cały rok i zimą, nawet jeśli nie pada, można go transportować w inne miejsca na stokach. Problem w tym, że - jak przyznaje rząd Szwajcarii - z 1,5 tys. lodowców w tym kraju aż 90 proc. może się stopić do końca stulecia.
To nie pierwszy raz, gdy lodowiec Titlis jest przykrywany, ale Gian Darms przyznaje, że co roku zwiększa się obszar, na którym rozkładane są odbijające światło pokrywy.
Pracownicy kurortu przez pięć do sześciu tygodniu zajmują się wykładaniem lodowca włókniną poliestrową, która odbijając światło powstrzymuje topnienie lodu i śniegu. W tym roku w ten sposób pokryto 100 tys. metrów kwadratowych. To powierzchnia równa mniej więcej 14 boiskom piłkarskim.
Gdy po kolejnych tygodniach żmudnej pracy pokrywa zostanie zdjęta, zachowany pod nią śnieg zostanie wykorzystany do wypełniania szczelin polodowcowych, które w przeciwnym razie mogłyby się otworzyć na stokach narciarskich.