Spór o antybiotyki dla zwierząt. Konieczność czy zagrożenie?
Organy unijne przygotowały rozporządzenie, które ma bardzo ograniczyć możliwość stosowania antybiotyków w leczeniu zwierząt. To z kolei ma pomóc zatrzymać postępującą antybiotykoporność wśród ludzi - co roku z tego powodu umiera 700 tys. osób. Zdaniem części ekspertów planowane w UE ograniczenia to jednak wylewanie dziecka z kąpielą.
Nowe europejskie rozporządzenie (z mocą ustawy obowiązujące wszystkie kraje członkowskie UE) w sprawie weterynaryjnych produktów leczniczych zostało przyjęte dwa lata temu. Do czasu wejścia w życie tego rozporządzenia w styczniu 2022 r., Komisja Europejska, państwa członkowskie i Parlament Europejski muszą ustalić listę antybiotyków zarezerwowanych wyłącznie dla ludzi, a tym samym zakazanych do stosowania w medycynie weterynaryjnej.
Zdaniem części ekspertów wprowadzenie przepisów proponowanych przez UE rozwiązując jeden problem, tworzy całkiem inne, wcale nie mniej niebezpieczne.
Prawie pozytywne oceny
KE przygotowała projekt rozporządzenia wykonawczego w tej sprawie. Zyskał pozytywną ocenę m.in. Europejskiej Agencja Leków (EMA), Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt (OIE) i Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
W lipcu 2021 r. przygotowany dokument został skierowany do rozpatrzenia przez Komisję Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności Parlamentu Europejskiego (ENVI). Odrzuciła ona w głosowaniu ten projekt. Parlament Europejski ponownie będzie głosował nad projektem rozporządzenia w połowie września.
Jeśli rezolucja przyjęta przez ENVI uzyska także poparcie większości w Parlamencie Europejskim, będzie to oznaczało całkowity zakaz stosowania w medycynie weterynaryjnej preparatów z grupy fluorochinolonów, cefalosporyn III i IV generacji, polimyksyn i makrolidów.
"Zagrożenie dla dobrostanu zwierząt"
Krytyczne stanowisko wobec tego rodzaju możliwych zmian wystosowała Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna, która uważa, że stworzą one "zagrożenie dla zdrowia i dobrostanu zwierząt".
"Wiele infekcji bakteryjnych u zwierząt nie będzie mogło być odpowiednio leczonych. Przyjęcie takich rozwiązań będzie miało negatywny wpływ nie tylko na dobrostan psów, kotów, koni i zwierząt gospodarskich, ale przede wszystkim na stan zdrowia publicznego, co w oczywisty sposób kłóci się z powszechnie akceptowaną koncepcją Jednego Zdrowia (One Health)" - podkreślił prezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej Jacek Łukaszewicz.
Izba podkreśla, że "tylko ok. 5 procent oporności na antybiotyki pochodzi z hodowli zwierząt", dlatego "należałoby zająć się wyjaśnieniem okoliczności, w których dochodzi do nadmiernego stosowania antybiotyków i wyjaśnić, gdzie naprawdę rozwija się masowa oporność bakterii na środki przeciwdrobnoustrojowe".
Podobne zdanie na temat tych propozycji ma także prof. dr hab. Krzysztof Anusz z Instytutu Medycyny Weterynaryjnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
- Antybiotykooporność to jeden z głównych problemów ochrony zdrowia człowieka, ale też zwierząt. Wzięła się ona głównie z nadmiernego stosowania antybiotyków. Nie da się jednak prowadzić hodowli zwierząt bez ich stosowania - mówi Zielonej Interii. - Uważam, że rozwiązania, które proponuje Unia Europejska, są zbyt daleko idące. Uniemożliwią one i zdezorganizują ochronę zdrowia zwierząt hodowlanych, które są źródłem żywności, np. mięsa czy mleka - stwierdza profesor.
- Idea, żeby walczyć z problemem antybiotykooporności, jest słuszna, bo jest on ogromny, ale propozycje UE są wylaniem dziecka z kąpielą. Doprowadzą do zaburzeń na rynku hodowlanym, produkcji żywności, ich cen oraz możliwości leczenia chorób, które również mogą przenosić się na człowieka. To, czego chcą organy unijne to bardzo daleko idące rozwiązania, w moim odczuciu podjęte przez specjalistów ze skrajnymi poglądami w tym aspekcie. To propozycja medyczna, niebiorąca pod uwagę kwestii całej strefy produkcji żywności i leczenia zwierząt. Potrzeba tu większej konsultacji ze środowiskami weterynaryjnymi - mówi prof. Anusz.
Według niego realne wpłynięcie na to, żeby ograniczyć proces nabywania antybiotykoodproności przez zwierzęta, ale bez tworzenia innych problemów, jest skomplikowanym procesem.
Antybiotyki nadużywane
- Na pewno zawsze można powiedzieć, że kontrola jeśli chodzi o ilość stosowania antybiotyków w hodowlach, jest niedostateczna, bo nie da się wszystkiego skontrolować. Jednak i tak mamy ogromny postęp w tej materii. Mamy kontrole żywności, jeśli chodzi o zawartość antybiotyków; kontrolujemy czy przed ubojem zachowano odpowiedni czas po zastosowaniu antybiotyku, jeśli jest podejrzenie nieprawidłowości, itd. Jednak oczywiście część takich nieprawidłowości przedostaje się przez "sito" kontroli. Dodatkowo bardzo groźny jest nielegalny handel antybiotykami, z którym muszą sobie poradzić odpowiednie służby - stwierdza profesor.
Z drugiej strony Grupa Światowych Liderów ds. Oporności na Środki Przeciwdrobnoustrojowe wezwała niedawno wszystkie kraje do znacznego obniżenia poziomu stosowania antybiotyków w światowych systemach żywnościowych. "Obejmuje to zaprzestanie stosowania ważnych z medycznego punktu widzenia leków przeciwdrobnoustrojowych w celu wspierania wzrostu zdrowych zwierząt oraz bardziej odpowiedzialne stosowanie leków przeciwdrobnoustrojowych w ogóle" - napisano w oświadczeniu. Mowa w nim także o "znacznym ograniczeniu stosowania antybiotyków, które mają największe znaczenie w leczeniu chorób u ludzi, zwierząt i roślin".
W 2018 r. Najwyższa Izba Kontroli opublikowała wyniki kontroli stosowania antybiotyków w hodowlach zwierząt z województwa lubuskiego. Wskazały, że używane są powszechnie. Stosowało je aż 70 proc. hodowców zwierząt w tym regionie objętych monitoringiem wody i pasz. W hodowlach indyków i kurcząt rzeźnych odsetek ten był jeszcze wyższy i przekraczał 80 proc.
Według NIK w każdym zbadanym wypadku użycie antybiotyków było uzasadniane względami leczniczymi, jednak luki w nadzorze nad tym rynkiem są tak poważne, że urzędowy obraz może nie odpowiadać rzeczywistości. Dlatego Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że skala i zakres ich stosowania budzą uzasadnione obawy co do skutków, jakie może to spowodować teraz i w przyszłości.Źródło: Zielona Interia, PAP, WHO, NIK
mcz