Na dnie Bałtyku tykają chemiczne bomby. Ten statek ma pomóc je rozbroić
Nawet 60 tys. ton broni chemicznej znajduje się na dnie Bałtyku. Ekolodzy i samorządowcy od lat ostrzegają, że rdzewiejące pojemniki stanowią śmiertelne zagrożenie. Teraz jedna z polskich stoczni projektuje statek, który ma oczyścić dno morza z pozostałości po wojnie.
Tuż po drugiej wojnie światowej alianci mieli problem: co zrobić z ogromnymi zapasami broni chemicznej zgromadzonej przez nazistowskie Niemcy. Szybko zdecydowano się na rozwiązanie, które dziś ma groźne konsekwencje: tysiące ton broni wrzucono do morza. Brytyjczycy i Amerykanie wykorzystali w tym celu Cieśninę Skagerrak, a Rosjanie - Bałtyk. Uznano, że taki sposób pozbycia się niebezpiecznych chemikaliów będzie bezpieczniejszy, niż jej spalenie.
Czas jednak robi swoje. W niemal 80 lat po wojnie, metalowe pojemniki są już zapewne mocno przerdzewiałe, a ich zawartość zaczyna wyciekać.
Chemikalia wyciekają do Bałtyku
W ubiegłym roku prof. Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii PAN przeprowadził badanie, mające sprawdzić skalę problemu. Zespół opracował nowe metody analizy czynników chemicznych w osadach dna morskiego, a także tkankach ryb i małży. Naukowcy użyli bezzałogowych łodzi podwodnych w celu sprawdzenia trzech podwodnych składowisk.
Okazało się, że ślady zanieczyszczeń odkrywano już około 250 m od miejsc składowania amunicji. W niektórych przypadkach prądy morskie roznosiły zanieczyszczenia nawet na kilometr.
Najliczniejszym środkiem chemicznym, jaki znaleźli, była iperyt siarkowy, używany w bombach lotniczych i pociskach artyleryjskich. Naukowcy wykryli również środki zawierające arsen, takie jak difenylochloroarsyna i adamsyt (difenyloaminochloroarsyna), a także cyjanowodór i chemikalia stosowane w gazie łzawiącym. Substancje te ulegają degradacji po uwolnieniu do osadów dna morskiego, a niektóre produkty ich rozpadu są toksyczne, stwierdzili autorzy.
Czynniki te "mogą zanieczyścić ekosystem bałtycki, który jest dość delikatny" - pisał prof. Bełdowski. Gaz musztardowy w kontakcie z wodą morską nie rozpuszcza się ani nie rozkłada. Zamiast tego tworzy twarde grudki, które mogą zanieczyszczać morskie środowisko przez dziesięciolecia czy wręcz stulecia.
Stocznia Remontowa Shipbuilding SA chce pomóc rozwiązać ten problem. Firma proponuje stworzenie wyspecjalizowanego statku, który posłużyłby do oczyszczania morskiego dna.
Bomby utylizowane na pokładzie
Statek, a raczej morska barka, ma być w stanie prowadzić na morzu cały proces wydobycia i utylizacji niebezpiecznej amunicji. Dzięki temu nie byłoby konieczne transportowanie broni chemicznej na ląd, co wiązałoby się ze zwiększonym ryzykiem wywołanym koniecznością przeładunku i transportu niebezpiecznych substancji przez tereny zamieszkane.
Najpierw niebezpieczny ładunek byłby jeszcze pod wodą umieszczany w pojemnikach wydobywczych przez nurków wyposażonych w ciężkie skafandry, zabezpieczające ich przed kontaktem z otoczeniem. Pojemniki z chemikaliami byłyby następnie wyciągane na pokład 105-metrowej długości barki, na której zainstalowana ma być modułowa linia utylizacyjna amunicji i broni chemicznej. Najważniejszym jej elementem jest opancerzona komora spalania. W temperaturze 550 st. Celsjusza amunicja powinna bezpiecznie się wypalić. Komora musi być opancerzona, bo mowa tu o amunicji, a ta może czasem wybuchać. Wszelkie spaliny mają być oczyszczane przez wielopoziomowy system zgodny z europejskimi, japońskimi i amerykańskimi normami.
System ma być w stanie utylizować około 1250 kg amunicji na dobę. Aby zapewnić maksymalną stabilność, barka będzie katamaranem o regulowanym zanurzeniu. Jej załogę ma stanowić 40 osób.
"Udało się stworzyć założenia funkcjonalne dla barki morskiej, pozwalającej w kompleksowy i co najważniejsze - w bezpieczny sposób utylizować materiały niebezpieczne z dna Bałtyku, zarówno amunicję klasyczną, jak i broń chemiczną" - pisze stocznia w oświadczeniu.
To na razie projekt. Stocznia liczy, że uda się nim zainteresować władze. Eksperci alarmują, że postępująca korozja amunicji sprawi, że wiele spośród zalegających na dnie bomb ulegnie dezintegracji w ciągu najbliższych 10 lat, a pociski artyleryjskie do 2100 r. Prądy morskie mogą roznieść zanieczyszczenie dalej, także na polskie plaże.
To zresztą nie tylko polski problem. Podobne podmorskie składowiska broni chemicznej znajdują się u wybrzeży Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji, Belgii czy państw basenu Morza Czarnego.