Zadbaj o linię, portfel i planetę. Najwięcej dla Ziemi zrobisz, zmieniając dietę

Niewiele branż wpływa negatywnie na planetę tak bardzo, jak rolnictwo. Ale, mimo że ludzkość produkuje więcej żywności, niż potrzebuje, setki milionów ludzi nadal cierpi z głodu. Marnotrawstwo i zła dieta wyrządzają planecie większe szkody, niż samochody czy samoloty.

partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Niewiele przedmiotów na świecie wygląda równie niewinnie, co kanapka. Dwa kawałki chleba czy bułka, masło, ser, szynka, może jakiś pomidor. Proste, pożywne, bezproblemowe śniadanie.

Ale nawet tak niewinne z pozoru decyzje jak to, co włożyć do kanapki mogą mieć konsekwencje dla całej planety. Naukowcy z Uniwersytetu Manchesteru obliczyli, jaki jest emisyjny koszt przeciętnego sandwicza. Rezultaty są co najmniej zaskakujące.

Brytyjczycy wzięli pod lupę kilkanaście najpopularniejszych na Wyspach typów kanapek. Okazuje się, że zwyczajna kanapka z szynką i serem wiąże się z koniecznością wyemitowania do atmosfery 1349 gram CO2. Z serem i pomidorem - 1067 g. Kurczakiem i majonezem - 887 g.

Od 37 do 67 proc. tych emisji wiąże się z produkcją składników, które wchodzą w skład kanapki. Przygotowanie i chłodzenie kupionych w sklepie kanapek dodaje 25 - 50 proc. emisji Opakowanie od 4 do 8,5 proc. a transport od 2,2 do 4,3 proc. Kanapki domowe wiązały się z emisjami ok. 20 proc. niższymi, niż te kupione na mieście. 

Biorąc pod uwagę, że przeciętny, nowy samochód benzynowy emitował w 2018 r. średnio 192 gram CO2 na przejechany przez jednego pasażera kilometr, sklepowa kanapka z szynką przyczynia się do ocieplenia atmosfery tak, jak przejechanie 5 kilometrów. Biorąc pod uwagę, że w samej Wielkiej Brytanii co roku zjada się 11,5 mld kanapek, te liczby szybko rosną do ogromnych wartości.

Oczywiście nikt nie mówi, że powinniśmy zrezygnować z jedzenia albo przerzucić się na jedzenie trawy i korzonków. Ale przykład kanapek pokazuje, że chyba żadna nasza decyzja nie ma na planetę takiego wpływu, jak to, co zjemy dziś na obiad.

Zjadamy planetę

Pastwiska zamiast dżungli. Rzeki i jeziora pełne nawozów. Żadna branża nie zmienia planety w takim stopniu, jak rolnictwo. Skalę problemu najlepiej ilustruje fakt, że hodowane przez nas na mięso i nabiał ssaki, czyli głównie krowy i świnie, stanowią już 60 proc. wszystkich ssaków na planecie. Ludzie stanowią kolejnych 36 proc. Zaledwie 4 proc. ssaki dziko żyjące. W przypadku ptaków drób stanowi 70 proc. całej ich globalnej populacji. Dzikie gęsi, wrony, wróble i orły tylko 30 proc.

To właśnie żywność pochodzenia zwierzęcego stanowi największe obciążenie dla planety. Według opublikowanych we wrześniu ubiegłego roku w Nature Food badań cała rolnicza działalność, czyli uprawa roślin, zarządzanie glebami, transport upraw i zwierząt gospodarskich, produkcja i wykorzystywanie obornika i wszystkie inne aspekty globalnej produkcji żywności generują emisje gazów cieplarnianych w wysokości ponad 17 miliardów ton metrycznych rocznie, zgodnie z nowym badaniem opublikowanym w poniedziałek w Nature Food. Żywność pochodzenia zwierzęcego odpowiada za 57 procent tych emisji, a żywność pochodzenia roślinnego za 29 procent. 60 proc. wszystkich gruntów rolnych to pastwiska.

Największym pojedynczym czynnikiem przyczyniającym się do zwiększenia emisji gazów cieplarnianych była produkcja wołowiny - odpowiada za aż 25 proc. wszystkich rolniczych emisji gazów cieplarnianych. Na kolejnych miejscach znalazły się kolejno produkcja mleka, wieprzowiny i mięsa drobiowego. W przypadku roślin największe emisje wiążą się z produkcją ryżu - to 12 proc. całości.

Raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) stwierdza jasno: wysokie spożycie mięsa i nabiału na Zachodzie napędza globalne ocieplenie.

Mamy więcej, niż potrzebujemy, ale się nie dzielimy

Według raportów Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa świat produkuje ponad półtora raza więcej żywności, niż potrzeba, by wyżywić wszystkich na naszej planecie. Oznacza to, że dzisiejsza produkcja żywności wystarczyłaby do wykarmienia 10 miliardów ludzi - tyle wynosi przewidywany na 2050 r. szczyt globalnej populacji.

Mimo to, na świecie przybywa głodnych ludzi. Szacunki ONZ mówią, że prawie 820 mln ludzi na świecie cierpi z powodu głodu, a kolejnych 750 mln z powodu poważnego braku bezpieczeństwa żywnościowego, czyli nie mają dostępu do niedrogiej, pożywnej żywności. To nie jest problem wyłącznie najbiedniejszych krajów Afryki czy Azji: ONZ szacuje, że z powodu niepewności żywnościowej cierpi aż 100 mln ludzi w Europie i Środkowej Azji. A problem tylko pogłębił się wraz z początkiem pandemii: jej skutkiem było to, że liczba niedożywionych na świecie zwiększyła się o od 83 do 132 mln ludzi.

Dlaczego ludzie głodują, choć żywności jest w bród? Proste. Marnujemy wstrząsające ilości pożywienia. Na całym świecie każdego roku marnowanych jest 1,3 mld ton żywności. To jedna trzecia całej globalnej produkcji. W samej Polsce - 5 mln ton żywności. Łatwo można zżymać się na chciwość supermarketów wyrzucających do śmieci dobrą żywność, bo przekroczyła datę przydatności o jeden dzień albo dlatego, że kilka listków sałaty nieco nadwiędło, ale prawda jest taka, że większość tej żywności ląduje w koszach w naszych własnych domach. Aż 60 proc. marnotrawstwa w Polsce jest dziełem konsumentów. To tak, jakbyśmy co sekundę wyrzucali 184 bochenki chleba.

Marnowanie żywności jest ogromnym problemem.
Marnowanie żywności jest ogromnym problemem.Beata Zawrzel/REPORTEREast News

"Nie ma sensu rozwiązywać problemu poprzez tworzenie kolejnego" pisze Clementine O’Connor, specjalistka ds. Programu Zrównoważonych Systemów Żywności w Programie Środowiskowym Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNEP). “Nie ma sensu produkować więcej żywności tylko po to, by ją zmarnować".

Zastanów się, zanim kupisz

To jest jedna z nielicznych kwestii dotyczących kryzysu klimatycznego, gdzie wybory, których dokonujemy my sami, mają kluczowe znaczenie. Nie masz zwykle nic do powiedzenia w kwestii tego, czy prąd zasilający twój komputer, telefon czy elektryczny samochód płynie do ciebie z elektrowni wiatrowej, czy węglowej. Ale możesz zdecydować, co wkładasz do koszyka i do lodówki. Oba te problemy - marnotrastwo żywności i emisje związane z jej produkcją w ostatecznym rozrachunku sprowadzają się do tego, co kupujemy, co jemy i co wyrzucamy do kosza.

Przede wszystkim musimy nauczyć się kupować mniej. Według różnych badań, od 20 do 40 proc. żywności, którą kupujemy, nigdy nie zostaje zjedzona. Wszystkie te nieotwarte jogurty, zapomniane marchewki i cierpliwie czekające na swoją kolej cebule, na które wydajemy ciężko zarobione pieniądze, trafiają prosto do kosza. Każdy z nas rocznie marnuje w ten sposób średnio 3 tys zł.

Winna jest zarówno nasza skłonność do “chomikowania" i złe planowanie, jak i sklepowe promocje, które zachęcają nas do kupowania więcej, niż realnie potrzebujemy. Eksperci proponują więc stosowanie prostej zasady “4P". “planuj, przetwarzaj, przechowuj i podziel się". Zanim udasz się na zakupy, sprawdź, co ci jest realnie potrzebne, nie kupuj niczego spoza listy, kupione produkty wykorzystuj i przetwarzaj, przechowuj je w sposób gwarantujący, że będą długo nadawały się do spożycia, a kiedy masz więcej, niż potrzebujesz, podziel się z innymi. Weź do pracy zapiekankę albo oddaj nadmiar konserw do jadłodzielni.

Federacja Polskich Banków Żywności zachęca też do kupowania brzydkich warzyw i owoców. Marchewka to nie obraz Rembrandta, nie powiesisz jej w salonie, a ta koślawa smakuje dokładnie tak samo, jak prosta. Tymczasem według badań Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego wynika, że aż 48 proc. badanych nigdy nie kupuje nieestetycznych czy małych warzyw. Ciężki los czeka także samotne banany - prawie połowa Polaków nie wybiera ich nigdy.

Najlepsza decyzja

Większość ekspertów wskazuje jednak, że żadna decyzja, jaką podejmiemy w życiu, nie wywrze tak pozytywnego wpływu na klimat, jak rezygnacja czy przynajmniej poważne ograniczenie spożywania mięsa i nabiału. Mięso i inne produkty pochodzenia zwierzęcego odpowiadają za ponad połowę emisji gazów cieplarnianych związanych z żywnością, mimo że dostarczają tylko jednej piątej kalorii, które jemy i pijemy. Wycięcie mięsa i produktów mlecznych z diety może zmniejszyć ślad węglowy człowieka o dwie trzecie.

Nie każde mięso jest sobie pod tym względem równe. Badania naukowców z Oxfordu wskazują, że najbardziej obciążające dla planety są wołowina i jagnięcina, zwłaszcza te z hodowli, które powstały w miejscu wyciętych lasów. Bydło mięsne hodowane na wylesionych gruntach odpowiada za 12-krotnie większą emisję gazów cieplarnianych niż krowy hodowane na naturalnych pastwiskach. Przeciętna wołowina z Ameryki Południowej generuje trzy razy więcej gazów cieplarnianych niż wołowina produkowana w Europie - i zużywa 10 razy więcej ziemi.

To, gdzie i jak produkowana jest twoja żywność jest ważne także w innych przypadkach. Aby uzyskać przyjazne dla klimatu pomidory, wybierz te uprawiane na zewnątrz lub w szklarniach high-tech, zamiast w szklarniach ogrzewanych gazem lub olejem opałowym. Ekologicznie nastawieni piwosze powinni wybierać piwo beczkowe, które wiąże się z niższymi emisjami niż to z nadających się do recyklingu puszek i dużo niższymi, niż butelkowe.

Ostatecznie jednak nic nie przyniesie takich korzyści zdrowiu, portfelowi i planecie jak ograniczenie czy rezygnacja z produktów zwierzęcych. Już 8 proc. populacji świata to wegetarianie i weganie. Ale nie musisz nawet zupełnie rezygnować z mięsa.

Według badań uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, pomocny jest już jeden bezmięsny dzień w tygodniu. Badacze szacują, że gdyby każdy Amerykanin zrezygnował z mięsa tylko w poniedziałki, oznaczałoby to 1,4 mld mniej zabitych rocznie zwierząt, prawie 400 mld litrów zaoszczędzonej wody i niemal 300 mln litrów zaoszczędzonej benzyny.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas