"Mam empatię do ludzi, ale nie do zwierząt". Spędziłam dzień na interwencjach [REPORTAŻ]
"Kto na mnie doniósł? Ja się tego dowiem i sobie z nim porozmawiam. Zajmijcie się ludźmi” - wykrzykiwał mężczyzna podczas interwencji przeprowadzonej przez inspektorów KTOZ. "Przyjechaliśmy tu dla zwierząt” - odpowiadają. Pies bywa często narzędziem do rozwiązywania sąsiedzkich problemów albo zaostrzania konfliktów. Ale w pracy inspektora ds. zwierząt nie chodzi o to, a o ochronę zwierząt i walkę o ich prawa, które w praktyce są bardzo ograniczone.
Bezwarunkowana miłość, strach i oddanie zwierząt zderzają się z nieświadomością, obojętnością i egoizmem ludzi. Między innymi to zobaczyłam podczas kilku interwencji, na jakie wybrałam się z inspektorami Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Jak żyje pies
Podhale jest jednym z wielu obszarów Polski, gdzie pies żyjący przy budzie to chleb powszedni. Jedne mieszkają w trzech zbitych deskach, leżą na zamarzniętych kołdrach, przemoczonych szmatach, inne mają profesjonalnie wykonane budy podkreślające góralski styl architektury. Od kilku lat widocznie wzrosła też ilość kojców (także prowizorycznych), w których mieszkają psy. Niektóre mają budy, inne na nie "nie zasłużyły". Po wsiach biegają też liczne gromady psów.
Trzymanie psa na łańcuchu w Polsce jest legalne. Nawet zimą, kiedy temperatury spadają do kilkunastu stopni na minusie. Warunkiem takiego utrzymania jest odpowiednio długi, czyli przynajmniej 3-metrowy łańcuch i ocieplona buda wyłożona słomą. Umieszczenie psa w kojcu wiąże się również z obowiązkiem zapewnienia mu odpowiedniego schronienia przed warunkami atmosferycznymi, wystarczającego wybiegu, regularnego sprzątania, wyprowadzania oraz rzecz jasna odpowiedniego karmienia.
Ustawa o ochronie zwierząt z 1997 r. zakłada, że opiekun musi zapewnić psu konkretne warunki, między innymi:
- zwierzę mieszkające na zewnątrz musi mieć zapewnione suche i ciepłe, zadaszone miejsce (budę),
- buda powinna znajdywać się w tzw. kojcu, który ma dodatkowo chronić psa przed warunkami atmosferycznymi, buda musi być ocieplona na zimę,
- jeśli pies przebywa w kojcu, musi być on odpowiednio duży, aby zwierzę mogło się w nim poruszać,
- kojec musi być regularnie sprzątany,
- pies nie może leżeć na betonie, musi mieć (drewniany) podest do chodzenia przed budą,
- karalne jest przetrzymywanie psa w ciemnym miejscu; piwnicy, zamkniętej komórce.
Podczas interwencji z KTOZ utwierdziłam się w przekonaniu, że wiele psów nie ma zapewnionej choćby połowy z tych warunków, a zwierzęta są chętnie wykorzystywane jako narzędzie do zrobienia na złość sąsiadowi.
Prezent dla dziecka
Labradory to psy chętnie kupowane lub adoptowane przez rodziny z dziećmi. Psy te są uważane za wesołe, miłe i prorodzinne. Labradorka czarnej maści o imieniu Tosia według właścicielki z Podhala też zjawiła się w domu, aby rozweselić chore dziecko. Niestety warunki, w jakich zastaliśmy suczkę, były dalekie od niedostatecznych. Tosia miała wydzielony fragment terenu na samym końcu garażu. W jej "kojcu" leżała paleta, zamarznięta szmata, garnek z zamarzniętym chlebem i ogromna ilość niesprzątanych długo odchodów. Co w takich, jak ten wypadkach robią inspektorzy? Rozmawiają z opiekunami psów. Ci, którzy nieświadomie skazują psy na cierpienie, mogą poprawić ich warunki bytowania; wstawić chociaż ocieploną budę, prawidłowo karmić psa, wyprowadzać z klatki. Można też oddać psa.
Po długiej wymianie zdań kobieta, u której mieszkał pies, zrzekła się praw do opieki nad nim. Członek jej rodziny, który pojawił się specjalnie z okazji procesu odbierania psa, powiedział coś, co zapadło mi szczególnie w pamięć. "Zajmijcie się ludźmi. Mam empatię do ludzi, ale nie do zwierząt".
“Musielibyście przyjeżdżać tu codziennie, tyle jest psów." - dodawał rozgoryczony.
Kość niezgody
Co jeszcze rzuciło mi się w oczy podczas kilku interwencji z udziałem KTOZ-u? Nieświadomość ludzi, chęć zmiany warunków psów na właściwe oraz strach. Obawy przed odpowiedzialnością i sąsiadami, z którymi wielu mieszkańców wsi żyje od lat w zatargach. Sąsiedzi nie kłócą się o warunki, w jakich żyje pies, a jak to często bywa na wsiach - o drogę dojazdową do posesji. Inspektorzy przyjeżdżający na interwencje często wysłuchują prywatnych historii, również tych smutnych, dotyczących i ludzkiego cierpienia.
W jednym z gospodarstw domowych odwiedzonych przez inspektorów i mnie żyją dwa psy. Młody, roczny, chudy samiec Tofik przywitał nas z radością jak własny pies - skakał, kładł się na nogach, merdał ogonem. Chciało się zabrać go do domu. Warunki życia Tofika nie były jednak tak pozytywne jak sam pies. Licha buda bez ocieplenia, cienki łańcuch, ciasno przylegająca do skóry obroża. Na zewnątrz mróz, zimno w palce. Z tyłu działki dobiegało szczekanie drugiego psa. Ciężarna suczka była przywiązana łańcuchem przy traktorach. Jej siedziskiem był plastikowy koszyk ze słomą. "Łańcuch po to, żeby nie wybiegała na drogę" - mówią opiekunowie.
Właściciele powiedzieli nam, że psy na noc są zamykane w pomieszczeniu i nie śpią na mrozie. Obiecali poprawić warunki życia psów.
Psy łańcuchowe, a także te przebywające w kojcach cierpią często z kilku powodów jednocześnie: w wielu przypadkach są zaniedbane, wychudzone, chore, mają ograniczone możliwości ruchu, a nawet umierają w męczarniach z głodu, wyziębienia i innych powodów.
O takich skrajnych przypadkach opowiadali mi inspektorzy, których praca jest według mnie nieoceniona i porównałabym ją do pracy strażaków ratujących życie ludzi (oraz zwierząt). Mnie dotyka samotność i wierność (wiejskich) psów, zamkniętych całe dnie w kojcach i odizolowanych od człowieka, u którego boku bezwarunkowo trwają. Na samą myśl o leżących w zimnych budach psach mam łzy w oczach.
Tego dnia "miałam szczęście". Dzień na kilku interwencjach zakończył się odebraniem psa, któremu od razu zaczęto poszukiwać nowy odpowiedzialny dom. Tosia nie przespała tej nocy w kącie garażu. Zasypiałam z myślą o tym, ile psów czeka na ratunek.