Uratował zaniedbane zwierzęta. Musi zapłacić 14 tys. zł odszkodowania
Magdalena Mateja-Furmanik
Konrad Kuźmiński, prezes Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, został skazany przez sąd pierwszej instancji na 14 tys. zł grzywny za nazwanie prezesa Olszyńskiego Stowarzyszenia na Rzecz Bezdomnych Zwierząt "katem, oprawcą, zwyrolem, degeneratem, psychopatą". Wyrok zapadł pod nieobecność oskarżonego, który przebywał w szpitalu ze względu na walkę z chorobą nowotworową. Dla sądu nie był to wystarczający powód do odroczenia terminu rozprawy. Wyrok nie jest prawomocny.
Spis treści:
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt jest najbardziej rozpoznawalną organizacją ratującą skrajnie zaniedbane zwierzęta w Polsce. Członkowie tej organizacji znani są z bezkompromisowości w walce o prawa zwierząt i bezwzględnego pociągania właścicieli zaniedbanych zwierząt do odpowiedzialności karnej. DIOZ obserwuje prawie 650 tys. osób. Organizacja cieszy się wsparciem wielu sławnych osób (m.in. piosenkarki Anny Wyszkoni) oraz obecnie jest objęta patronatem Fame MMA.
Ze względu na swoją popularność DIOZ otrzymuje od darczyńców hojne darowizny. Chociaż wiele nieprzychylnych organizacji osób zarzuca DIOZ-owi malwersacje finansowe, żadna z licznych kontroli nie wykazała żadnych nieprawidłowości w zakresie gospodarowania powierzonymi darowiznami.
Mimo to członkowie DIOZ często trafiają na salę sądową. Okazuje się, że w Polsce wymiar sprawiedliwości to miecz obosieczny.
Mordownia czy nie?
W grudniu 2021 r. DIOZ rozpoczął interwencję na terenie Olszyńskiego Stowarzyszenia na Rzecz Bezdomnych Zwierząt, którego prezesem był Tomasz R. Na miejscu członkowie organizacji znaleźli kilkadziesiąt zwierząt w stanie przedagonalnym. Jak zauważyli, "niewyobrażalny syf, wszechobecny odór amoniaku, dziurawe budy" były najmniejszym problemem stowarzyszenia.
Obecne tam psy były skrajnie zagłodzone, wychudzone i chore. Wiele z nich nie było w stanie ustać na nogach. Miski zwierząt były puste - psy nie miały dostępu ani do jedzenia, ani do wody. Stan zwierząt można zobaczyć na poniższych nagraniach udostępnionych na Instagramie:
Dramat zwierząt odbywał się tuż za płotem oczyszczalni ścieków i PSZOK-u w Olszynie. Zdaniem DIOZu nie było możliwe, by o "schronisku" nie wiedzieli lokalni urzędnicy i burmistrz. Ponadto udało im się ustalić, że zgodnie ze sprawozdaniem Inspekcji Weterynaryjnej w Lubaniu warunki w "schronisku" były akceptowalne i to DIOZ uratował zwierzęta nielegalnie.
"Niestety w Polsce często się zdarza, że pracownicy Inspekcji Weterynaryjnej nie wiedzą, gdzie pies ma ogon, a koń głowę" - komentuje DIOZ.
Tomasz R. w rozmowie z portalem eluban.pl wyparł się stawianych mu zarzutów. Stwierdził, że stan psów wynika z ich wieku i chorób, co jest naturalne. Niektóre wychudzone psy to "wyżełki", które całe życie biegały w psich zaprzęgach i to dlatego są w takim stanie - stwierdził ich opiekun.
DIOZ kontra policja
Kolejnego dnia członkowie DIOZ wrócili do siedziby stowarzyszenia, by odebrać zwierzęta gospodarskie. Było to trudniejsze, ponieważ na miejscu pojawiła się policja, która utrudniała odbiór zwierząt. Do samochodu udało się zapakować skrajnie wychudzonego kucyka.
Zwierzę miało zostać bezzwłocznie przewiezione do kliniki weterynaryjnej, ale musiało zostać wypakowane ze względu na rozkaz komisarza policji. Obecny na miejscu Powiatowy Lekarz Weterynarii stwierdził, że nie widzi podstaw do odbioru konia.
Na miejscu zebrała się grupa kilkudziesięciu zbulwersowanych mieszkańców Olszyny. Wspólnie zaczęli skandować "Kat" i wywierać presję na policję, by ta umożliwiła odbiór zaniedbanych zwierząt gospodarskich. W międzyczasie przez ogrodzenie mieszkancy przerzucali siano i dali zwierzętom wodę.
Dopiero po siedmiu godzinach na miejsce przyjechał niezależny lekarz weterynarii, który stwierdził, że zwierzęta należy bezzwłocznie odebrać, ponieważ są zagłodzone, odwodnione i przebywają w złych warunkach.
Warto przypomnieć, że zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, policja nie potrzebuje opinii lekarza weterynarii, by zadecydować o odbiorze, jeśli istnieje zagrożenie życia lub zdrowia.
Przed sądem musi tłumaczyć się... DIOZ
Po roku od interwencji Tomasz R. otrzymał akt oskarżenia o znęcanie się nad zwierzętami, a jego stowarzyszenie zostało zdelegalizowane.
Sprawę do sądu skierował również sam Tomasz R. Oskarżył on Konrada Kuźmińskiego o szereg czynów, polegających na naruszeniu jego dobrego imienia i czci. Zgodnie z aktem oskarżenia prezes DIOZ miał dopuścić się znieważenia pokrzywdzonego, nazywając go "katem prowadzącym mordownię, zarzucając mu zagłodzenie dużej ilości zwierząt oraz używając w celu jego obrazy sformułowań kat, oprawca, zwyrol".
W ten sposób prezes DIOZ miał działać na szkodę Tomasza R. i poniżył go w opinii publicznej oraz naraził na utratę zaufania, potrzebnego do prowadzenia stowarzyszenia. Ponadto Konrad Kuźminski miał naruszyć nietykalności cielesną Tomasza R., poprzez użycie w jego kierunku gazu pieprzowego. Żaden z powołanych w sprawie świadków (byli to czterej policjanci) nie potwierdzili tego zdarzenia.
Rozprawa toczyła się pod nieobecność Kuźmińskiego, który przebywał w szpitalu ze względu na chorobę nowotworową. Pomimo wysłania mailowego usprawiedliwienia swojej nieobecności, sąd stwierdził, że jest ono niewystarczające. Z tego powodu nie odroczył rozprawy.
W efekcie w sierpniu 2023 r. sąd wymierzył prezesowi DIOZ grzywnę w wysokości 9 tys. zł oraz nawiązkę dla Tomasza R. w wysokości 5 tys. zł za obrazę jego godności.
Prezes DIOZ nie wycofuje się ze swoich słów
Wyrok sądu nie jest prawomocny. DIOZ zapowiada apelację. Sam prezes nie żałuje swoich słów.
"Najbardziej to mnie bawią te podniosłe słowa, jakoby te słowa w kierunku kata, sadysty, oprawcy i zwyrodnialca miały go poniżyć w opinii publicznej i narazić na utratę zaufania potrzebnego do prowadzenia tego stowarzyszenia, które chwilę później zostało zdelegalizowane" - komentuje Kuźmiński.
"Myślę, że nic bardziej nie znieważyło i nie zniesławiło kata, sadysty, oprawcy, degenerata i zwyrodnialca niż jego zachowanie" - dodaje z przekorą.