Klimatyczny mit: "Grozi nam ochłodzenie, a nie ocieplenie klimatu"

Naukowcy nie wiedzą, o czym mówią, bo w latach 70. przewidywano nie ocieplenie, a oziębienie klimatu - to jeden to jeden z najczęściej powtarzanych mitów klimatycznych. Ile jest w nim prawdy?

article cover
pixabay.com
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze
Polsat News

Czasami w dyskusji na ten temat przywoływana jest rzekoma okładka magazynu "Time", ilustrująca zdjęciem pingwinów mrożące (dosłownie) krew w żyłach stwierdzenie, że nadchodzi nowa epoka lodowcowa. Pal sześć, że sam "Time" wielokrotnie udowadniał, że ta okładka jest bezczelnym falsyfikatem wydania z 2007 r., w którym przestrzegano przed zmianami klimatu. Fałszywki nigdy nie umierają.

Prawdą jest natomiast, że w latach 70. pojawiło się kilka prac, których autorzy spekulowali o możliwości ochłodzenia. Nie oni jednak są źródłem tego klimatycznego mitu. Jest nim całkiem prawdziwy efekt klimatyczny.

Niektóre rodzaje zanieczyszczeń powietrza, takie jak siarczany, odbijają promienie słoneczne. To właśnie dlatego po dużych erupcjach wulkanów, które pompują do atmosfery ogromne ilości siarki, temperatura na świecie nieznacznie spada. Nie tylko wulkany produkują siarczany - te same związki zawiera zwykły smog.

W latach 70. intensywnie rozwijała się energetyka węglowa. Przejmowano się kwaśnymi deszczami, a zanieczyszczeń siarczanowych było coraz więcej. To wtedy pojawiła się teza, że jak będzie ich naprawdę dużo to klimat będzie się ochładzać. Jednym z promotorów tej tezy był Stephen Schneider, klimatolog z Centrum Goddarda NASA, który opublikował badanie sugerujące, że ochłodzenie klimatu może nastąpić, jeśli emisje związków siarki wzrosną czterokrotnie w stosunku do poziomu z lat 70.

Na szczęście smog i towarzyszące mu kwaśne deszcze były jednymi z pierwszych rodzajów zanieczyszczeń, którymi ludzkość zajęła się na poważnie. Dzięki zaostrzeniu norm i wprowadzeniu przepisów chroniącym środowisko, emisje związków siarki do atmosfery szybko zaczęły spadać. Dziś są na mniej więcej takim poziomie, jak 70 lat temu. Wywołane smogiem ochłodzenie już nam nie grozi. Sam Schneider wycofał się ze swojej tezy już w 1977 r.

Zanieczyszczenia smogiem mają to do siebie, że kiedy przychodzi deszcz albo wiatr, to znikają w ciągu kilku dni. Z dwutlenkiem węgla jest inaczej, bo kumuluje się w środowisku i podgrzewa planetę coraz szybciej. Dokładnie tak, jak od dziesięcioleci przewidywali naukowcy.

W 2008 r. Thomas Peterson, klimatolog z amerykańskiej rządowej agencji badań oceanów i atmosfery NOAA, przeanalizował badania z lat 60. i 70. prognozujące klimatyczne trendy. Na 68 takich prac naukowych, autorzy zaledwie 10 proc. prognozowali, że może dojść do ochłodzenia. Reszta mówił o 62 proc. prac mówiło o ociepleniu klimatu wywołanym emisjami CO2.

Co ważne, w ostatnich latach okazało się, że nawet największe koncerny paliwowe, takie jak Exxon, miały już w tym czasie własne opracowania wskazujące jasno, że dalsze wydobycie i spalanie ropy i innych paliw kopalnych może doprowadzić do nieodwracalnych zmian klimatu całej planety. Nafciarze wyciągnęli z tych badań wnioski. Z ujawnionych w ostatnich latach dokumentów wynika, że koncerny energetyczne przez dziesięciolecia wydawały miliardy, by na masową skalę wprowadzać opinię publiczną w błąd.

Wojciech Brzeziński, Polsat News

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas