Rosjanie nie mieli żadnych szans na wakacjach. Wokół krążyły rekiny

Rosyjscy turyści nie mają wstępu (w związku z wojną) do wielu państw chociażby w Europie, ale mogą się wybierać zimą na wakacje do takich miejsc jak Filipiny. Piękne plaże i krystaliczne wody tego wyspiarskiego kraju Azji przyciągają ich sporo. To właśnie z udziałem rosyjskich turystów miała miejsce tragedia, jaka wydarzyła się w kurorcie wypoczynkowym Batangas. Leży on na wyspie Luzon, na południe od Manili i naprzeciw wyspy Mindoro. Oblewa go ciepłe Morze Południowochińskie.

Tutaj pojawiają się rekiny, ale Filipiny od lat nie notowały żadnego niesprowokowanego ataku tych ryb na ludzi, tym bardziej śmiertelnego. W ogóle nie są notowane w statystykach podobnych ataków. Listę otwierają Stany Zjednoczone z 28 takimi atakami, czyli przeszło połową na świecie w zeszłym roku. Dalej mamy Australię oraz takie państwa jak Egipt, Belize, Trynidad i Tobago, Indonezja, Tajlandia, Indie, Malediwy, a także Mozambik, Samoa Zachodnie, a do tego - Turks i Caicos czy Polinezja Francuska i inne. Filipiny mają sporo rekinów, ale wydawały się bezpieczne.

Czterech rosyjskich turystów nurkowało w Batangas. Był to 57-letni mężczyzna, jego dwaj synowie w wieku 29 i 18 lat oraz jeszcze jeden, czwarty Rosjanin. Mieli miejscowego instruktora nurkowania, ale trafili na silny prąd morski i on oddzielił Rosjan od nauczyciela. Dwaj turyści, którzy pozostali z instruktorem, zdołali bez przeszkód wrócić na łódź. Dwaj pozostali - 29-letni syn oraz 39-letni nurek, który pływał z tą rodziną - dali się znieść w stronę wyspy Verde. Jednego z nich znaleziono z amputowanymi już rękoma, a drugi z Rosjan został odnaleziony także martwy godzinę później. Ciał nie było łatwo wydobyć, bo wokół nich krążyły rekiny.

Wstępnie tragedię zakwalifikowano jako efekt ataków rekinów, ale są co do tego wątpliwości. Możliwe, że ryby zainteresowały się już martwymi ciałami, zabitymi przez prąd i morze. Trwa dochodzenie.