Australijski torbacz został uznany za wymarłego. Wtedy wkroczyli Polacy
O odkryciu nowej populacji uznanego za wymarły gatunku torbacza zwanego lotopałanikiem dziuplowym (a niegdyś pałanką Laebaetera) informowaliśmy w weekend w Zielonej Interii. Zwierzęta po raz pierwszy znaleziono poza stanem Wiktoria, w Parku Narodowym Góry Kościuszki, zatem miejscem ważnym dla Polaków. To jednak niejedyny polski wkład w ocalenie tego rzadkiego torbacza, o czym poinformował nas Radosław Ratajszczak – niegdyś dyrektor ogrodów zoologicznych we Wrocławiu i Poznaniu.

Odkrycie nowej populacji lotopałaników to ważne znalezisko, bowiem te zwierzęta żyjące także w stanie Nowa Południowa Walia, na zboczach Góry Kościuszki, to ogromna szansa na ocalenie zwierzęcia już raz uznanego za gatunek wymarły. Już to wskazuje na fakt, że mamy do czynienia ze zwierzęciem ekstremalnie rzadkim.
Lotopałanik dziuplowy to torbacz zaliczany do podrodziny Dactylopsilinae i należący do lotopałanek. Do tej podrodziny zalicza się także palcowniki, które żyją na drzewach i opukują korę swymi długimi palcami, aby znaleźć rezonujące dźwięki z jamek drążonych tam przez larwy owadów. Czynią więc zatem tak jak madagaskarskie palczaki, co jest przykładem konwergencji. Z kolei lotopałaniki przypominają latające wiewiórki z południowej Azji i Afryki, chociaż należałoby raczej mówić "wiewiórki szybujące". Te gryzonie nie są zdolne do aktywnego lotu, ale dobrze szybują biernie na płatach skóry rozpiętych między kończynami. Także lotopałaniki to potrafią, sprawnie przemieszczają się między drzewami, ale że z czasem nieuchronnie tracą wysokość, muszą co jakiś czas schodzić do podszytu i wracać w wyższe partie drzew. Potrzebują zatem specyficznych lasów eukaliptusowych, które zapewniają im owo poszycie i dietę roślinną złożoną z soków i nektaru. To postawa ich diety, resztę stanowią nadrzewne bezkręgowce.
Lotopałanik dziuplowy już raz wyginął
Owe torbacze zawsze zatem występowały tylko na ograniczonym obszarze i nigdy pewnie nie były liczne. Nie tak łatwo je było znaleźć. To nieduże zwierzę, zwane niegdyś pałanką Leadbeatera i podobne do wiewiórki odkryto pierwszy raz w wilgotnych lasach australijskiego stanu Wiktoria w 1867 roku. Torbacz został nazwany na cześć Johna Leadbeatera, taksydermisty i przyrodnika Muzeum Stanu Wiktoria.

Pierwszy raz wyginął - jak się wydawało - krótko po tym odkryciu. Już w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku uznawano, że zwierzę jest skrajnie rzadkie, a w 1939 roku po ciężkich pożarach w stanie Wiktoria nazwanych Czarnym Piątkiem nie udało się już w ogóle odnaleźć tych pałanek. Wtedy Australia ogłosiła, że zwierzę wymarło.
Przedwcześnie, jak się okazało. Lotopałanik dziuplowy przetrwał i w kwietniu 1961 roku przyrodnik Eric Wilkinson odkrył rzekomo wymarłe zwierzę w lasach w pobliżu Cambarville w stanie Wiktoria. To tereny Parku Narodowego Yarra Rangers. Wkrótce okazało się, że wciąż żyje tu kolonia tych nadrzewnych torbaczy.
Podniecenie tym faktem w Australii było tak duże, że lotopałanik awansował do miana niemal symbolu "efektu Łazarza", czyli umownego wskrzeszenia gatunku uznanego za wcześnie za wymarły. W latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych liczba tych torbaczy wzrosła. Wszystko było na dobrej drodze, ale dzisiaj, w XXI wieku sytuacja nie wygląda już tak różowo. Jest ich niewiele i dopiero teraz udało się odkryć, że żyją na wolności także w innych miejscach poza stanem Wiktoria.
Polskie zoo włączyło się do ratowania gatunku
Po naszej publikacji na temat odkrycia populacji na stokach Góry Kościuszki skontaktował się z nami Radosław Ratajszczak, były dyrektor wrocławskiego zoo i wieloletni wicedyrektor zoo poznańskiego. Poinformował nas o polskim wkładzie w ocalenie tej australijskie, szybującej pałanki.

- W latach osiemdziesiątych istniał program hodowlany tych zwierząt, które wtedy znaliśmy pod nazwą pałanka Leadbeatera i do tego programu włączono trzy ogrody poza Australią. Były to zoo w Londynie, Chicago i Toronto - opowiedział nam. - Każdy z nich otrzymał po jednej parze, ale rozmnażanie tych torbaczy było bardzo trudne. W Londynie chociażby rodziły się same samce, trzy z rzędu. Na dodatek stracili tam jedyną samicę. A tak się składało, że my w Poznaniu byliśmy w latach dziewięćdziesiątych właśnie po uruchomieniu nowego pawilonu zwierząt nocnych, idealnego do takiej hodowli. Z powodzeniem rozmnażano tu wiele rzadkich zwierząt, także Australii np. akrobatki.
Zoo w Poznaniu otrzymało zatem z Londynu samca. - Rozpoczęliśmy starania o samicę do pary, którą chcieliśmy pozyskać z Australii. Trwało to trzy lata i nie było sprawą prostą - opowiada Radosław Ratajszczak. - Udało się jednak, samica przybyła. Starszy samiec żył jeszcze, chociaż był zaawansowany wiekiem. U tych niewielkich torbaczy długość życia to raptem 6-8 lat. Zdołał jednak jeszcze pokryć przybyłą samicę nim padł.
Byliśmy w Poznaniu byliśmy w latach dziewięćdziesiątych właśnie po uruchomieniu nowego pawilonu zwierząt nocnych, idealnego do takiej hodowli.
W poznańskim zoo przyszła zatem na świat samiczka jednego z najrzadszych gatunków ssaków świata. Ostatnia w hodowli, dodajmy, bowiem wkrótce rozmnażanie tych pałanek poza Australią się skończyło. - Te dwie samice zostały odesłane z powrotem do Australii w desperackiej próbie dalszego rozmnażania w hodowli. Niestety, po dziś dzień rozród w australijskich zoo się nie powiódł. Próby jednak będą kontynuowane, bo każdy następny pożar może spowodować wyginięcie. To, że rozmnażanie w hodowli jest możliwe, pokazało m.in. poznańskie zoo - mówi Radosław Ratajszczak.
Dzisiaj w żadnym ze światowych ogrodów zoologicznych na świecie nie ma tego gatunku. A liczba lotopałaników na wolności też spadła po ciężkich pożarach, które dotknęły ich lasy w Australii.