Niezwykłe pisklęta wykluły się w Polsce. Zoo nawiązało do słynnego filmu
Matka w ogóle nie zajmuje się dziećmi. Razem z innymi paniami tworzy żeńskie grupy wałęsające się po okolicy i szukające jakiegoś faceta, z którym mogą się na chwilę związać. Wtedy podrzucają mu jaja do gniazda, a dziećmi zajmuje się wyłącznie ojciec. Taka właśnie sytuacja miała miejsce w zoo w Gdańsku. Żeby zaprezentować pisklęta, ogród wykorzystał klasyczną scenę z "Parku Jurajskiego".

W skrócie
- W gdańskim zoo pojawiły się młode nandu, jednych z największych ptaków świata.
- Opiekę nad pisklętami nandu sprawują wyłącznie samce, samice są niezaangażowane w wychowanie.
- Placówka nawiązała do sceny z 'Parku Jurajskiego', prezentując swój przychówek w humorystyczny sposób.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Każdy, kto oglądał "Park Jurajski", dobrze pamięta tę scenę. Grany przez Sama Neilla paleontolog dr Grant oraz grana przez Laurę Dern paleobotaniczka dr Satler przybywają na wyspę Nublar u wybrzeży Kostaryki, by zobaczyć i zrecenzować powstający park zoologiczny.
Założył go miliarder John Hammond, sponsor ich wykopalisk paleontologicznych. Naukowcy nie mają pojęcia, że na wyspie znajdują się przywrócone do życia dinozaury.
Dowiadują się tego od razu po przyjeździe, gdy podczas pierwszej przejażdżki samochodami po parku widzą wychodzącego spomiędzy drzew wielkiego brachiozaura - jednego z największych dinozaurów.
Wtedy dr Grant zszokowany zdejmuje okulary i patrzy oniemiały, by jedną ręką obrócić głowę dr Satler zaaferowanej czym innym. Tak, aby i ona zobaczyła. A ona tak samo otwiera usta ze zdziwienia. Pamiętna scena.
I do tej właśnie pamiętnej sceny nawiązało gdańskie zoo, by zaprezentować pisklęta egzotycznego ptaka. "Po raz kolejny możemy pochwalić się przychówkiem nandu. Tym razem w nieco innej formie niż zwykle" - poinformowano. Do tego załączono nagranie nawiązujące właśnie do "Parku Jurajskiego", choć zamiast brachiozaura występuje nandu.
To południowoamerykański ptak nieco podobny do strusia, ale w gruncie rzeczy niespokrewniony z nim tak bardzo. To jeden z największych ptaków świata, który robi duże wrażenie pod wieloma względami.
A nie chodzi bynajmniej tylko o rozmiary - największy gatunek nandu szare osiąga 1,4 metra wysokości i 25 kg wagi. To czyni go jednym z bardziej okazałych zwierząt pampy Ameryki Południowej. Ptak zamieszkuje terytorium Argentyny, Urugwaju, Paragwaju i Brazylii. Nieco mniejsze nandu plamiste zajmuje obszary Argentyny i Chile aż po południowe Peru.
To symbol otwartych terenów Ameryki Południowej, jakie pozostały po dawnych epokach, gdy żyło tam wielu oryginalnych przedstawicieli megafauny. Są także reliktem czasów, gdy sporo nielotnych, dużych ptaków zamieszkiwało półkulę południową.

Tylko samiec nandu zajmuje się pisklętami
U tych ptaków, zwanych niekiedy bezgrzebieniowcami, jako że nie mają kostnego grzebienia potrzebnego krewniakom do lotu, wykształcił się wielce oryginalny sposób opieki nad pisklętami i wychowu młodych. Otóż obowiązku zostały tu scedowane na samców i na dodatek wyłącznie na nie. Samice nie zajmują się potomstwem, ograniczają się jedynie do sformowania żeńskich gangów krążących po okolicy i podrzucających samcom jaja do gniazd. Partnerzy biorą na siebie ciężar opieki nad dziećmi, wysiadują jaja, wychowują pisklęta i wodzą je. "Maluchy są pilnie strzeżone przez swojego… tatę! Tak, dobrze przeczytaliście, u nandu szarych to właśnie samiec wysiaduje jaja i samodzielnie wychowuje młode. Nasza tegoroczna gromadka jest całkiem spora, ale i przestrzeń, którą mają do dyspozycji, przypomina prawdziwą południowoamerykańską pampę. Dzięki czujnym opiekunom mogliśmy podejrzeć to wyjątkowe rodzinne stadko z naprawdę bliska." - pisze zoo.