Jeden problem po pożarze w Siemianowicach rozwiązany. Ale jest drugi
- Powietrze nie jest skażone, monitoring jego składu nie wykazał przekroczenia stężeń zanieczyszczenia i zagrożeń dla ludzi - powiedział wojewoda śląski Marek Wójcik na specjalnie zwołanym briefingu w związku z wielkim pożarem w Siemianowicach Śląskich. Potwierdził zarazem, że o ile ten problem zniknął, o tyle jest drugi poważny - to możliwe zanieczyszczenie wody w miejscowych rzekach. Ministerstwo klimatu i środowiska już zapowiedziało zmiany w prawie i ściganie twórców nielegalnego składowiska odpadów.
Wielki pożar wybuchł w piątek o godzinie 9 rano. W Siemianowicach płonęły odpady takie jak chemikalia, a słup dymu był widoczny z daleka. Jak podały służby, było to składowisko odpadów niebezpiecznych, w tym prawdopodobnie chemikaliów składowanych w beczkach. Obecna na briefingu wiceminister klimatu i środowiska Anita Sowińska potwierdziła, że składowisko było nielegalne. Zapowiedziała ściganie przestępców, jak określiła twórców składowiska, a także zmiany w prawie, które powstrzymają powstawanie takich miejsc.
Po pożarze powietrze w normie, ale kłopot z wodą
Informacje istotne dla mieszkańców Siemianowic Śląskich i całego obszaru Górnego Śląska oraz okolic Katowic podał wojewoda śląski Marek Wójcik. - Prace straży pożarnej dobiegają końca. Trwa dogaszanie pożaru - poinformował i podał, że w walce o ogniem brało udział w piątek i sobotnią noc 240 strażaków. Akcja była bardzo intensywna. Jak mówi wojewoda, monitoring powietrza prowadzony także przez trzy samochody laboratoryjne nie stwierdził przekroczenia stężeń. Podobne wyniki pokazały stacjonarne czujniki powietrza umieszczone w Katowicach, Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu i obsługiwane przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. To skłania do stwierdzenia, że powietrze po pożarze nie zagraża ludziom.
Przypomnijmy, że bezpośrednio w chwili pożaru służby apelowały o pozostanie w domu i zamknięcie okien.
Jest jednak inny, poważny problem. To kwestia, o której napisaliśmy w Zielonej Interii w sobotni poranek. Chodzi o bliskość miejsca pożaru cieku wodnego jakim jest Rów Michałkowicki. Zasila on wodą rzekę Brynicę, a ta wpada do Czarnej Przemszy. - Do cieku wodnego spłynęła część zanieczyszczeń i wody używanej do gaszenia ognia - przyznał wojewoda. Wraz z minister Anitą Sowińska dodali, że trwać będzie monitoring stanu wody, ustawione będą także słomiane tamy filtracyjne, aby zebrać zanieczyszczenia. Nie można jednak wykluczyć śnięcia ryb w tych rzekach nim szkodliwe substancje nie zostaną wyłapane i w naturalny sposób się nie rozcieńczą.
Na szczęście te rzeki nie mają wpływu na wodę pitną. Już burmistrz Czeladzi Zbigniew Szaleniec informował, że źródła wody pitnej dla mieszkańców znajdują się 70 metrów pod ziemią. Służby apelują jedynie, by nie pić i nie używać wody wprost z rzek.
Straż pożarna poinformowała, że ludzie nie ucierpieli w pożarze. Były przypadki zasłabnięć i gorszego samopoczucia, ale te osoby już dzisiaj czują się dobrze. Obszar pożaru wyniósł 6 tysięcy metrów kwadratowych - podała straż. Nie wiadomo jeszcze ile ton odpadów spłonęło.