Nie chcą powolnej śmierci. Katastrofa państw wyspiarskich
Szczyt COP26 w Glasgow jest świadkiem dramatycznych apeli mieszkańców wysp. Ich przekaz jest jasny: my już toniemy, a jeżeli nie uda się zatrzymać ocieplenia klimatu, to znikniemy pod wodą.
Dawno temu, gdzieś w Oceanii, gigant wypluł z siebie dziecko. Spadło ono na pewną wyspę. Uab, bo tak go nazwano, jednak nie był typowym niemowlęciem. Dla niego każdy dzień był niczym rok. Pochłaniał potężne ilości jedzenia i cały czas nie mógł przestać rosnąć. W pewnym momencie dziecko stało się gigantem i przez swój niepohamowany apetyt zagroziło życiu mieszkańców. Ci zebrali się i w nocy go podpalili. Legenda głosi, że z jego rozsypanych szczątków miało powstać Palau, państwo wyspiarskie.
Prezydent tego kraju Surangel Whipps Jr. porównał największych światowych emitentów właśnie do giganta z opowiadania. W swoim przemówieniu stwierdził, że świat zabija pazerność najbogatszych krajów, które korzystając z paliw kopalnych dla własnego rozwoju, niszczą naszą planetę. Polityk wyraził nadzieję, że COP26 "rozpali ten płomień".
Whipps Jr. wystąpił do przywódców z dramatycznym apelem. - Palące słońce daje nam nieznośny upał, ocieplające się morze nas nawiedza, a wiatr dmucha nami na każdą stronę. Nasze surowce znikają na naszych oczach, a nasza przyszłość jest nam wykradana - powiedział. - Szczerze mówiąc, nie ma godności w wolnej i bolesnej śmierci. Równie dobrze możecie zbombardować nasze wyspy, zamiast zmuszać nas do bycia świadkami naszej własnej śmierci - dodał.
Zawieszony wyrok śmierci
- Do tej pory mówiliśmy, że czas dla małych wysp się kończy, że morze zabiera nam nasze plaże. Jednak teraz kończy się czas ogółem dla ludzkości. Widzimy wzrost poziomu mórz nie tylko w naszych krajach, są też podtopienia w innych państwach. Mamy pożary lasów i topnienie lodowców. Dzieją się złe rzeczy. Kończy się czas dla ludzkości - mówił w rozmowie z Polsat News na szczycie w Glasgow Abdullah Shahid, minister spraw zagranicznych Malediwów i przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
Na szczycie klimatycznym w Glasgow opublikowano także nagrane przemówienie ministra spraw zagranicznych Tuvalu. Ten, zamiast ze swojego gabinetu, przemawiał, stojąc po kolana w wodzie. W ten sposób szef tamtejszej dyplomacji chciał zwrócić uwagę na kryzys klimatyczny, który w tym kraju jest już obecny.
- To wystąpienie ukazuje COP26 w zestawieniu z prawdziwą sytuacją, z którą mierzymy się w Tuvalu z powodu zmian klimatu i podnoszenia się poziomu mórz, podkreśla też odwagę, z jaką Tuvalu odpowiada na najpilniejsze problemy mobilności ludzkiej w okresie zmian klimatycznych - skomentował swoje przemówienie minister Simon Kofe.
Sytuacja jest na tyle poważna, że w Azji i Oceanii już teraz część mieszkańców musi uciekać na inne wyspy, bądź w głąb lądu. Fidżi chce przenieść 75 społeczności. Jeszcze kilka lat temu było to 40 grup. Problemy ma też Indonezja. W tym kraju przeniesiona być musi cała stolica. Dżakarta jest bowiem coraz częściej podtapiania. Jest to o wiele większy problem niż ten na Fidżi. W indonezyjskiej metropolii mieszka bowiem prawie 32 mln osób. Jest to druga największa aglomeracja świata. Nie wiadomo, czy poza przeniesieniem administracji publicznej, władzom uda się zapewnić domy tak wielu milionom osób.
Pieniądze, pieniądze, pieniądze
Jednym z głównych problemów na szczycie w Glasgow jest kwestia zapewnienia finansowania dla krajów rozwijających się. Bez tych pieniędzy nie są one w stanie zaadaptować się do zmian klimatu. Środki muszą pochodzić od najbogatszych państw, jednak te od 12 lat nie są w stanie zebrać 100 mld dol. rocznie.
- (Sukcesem będzie - red.) jeśli wyjedziemy stąd wiedząc, że półtora stopnia nadal jest w naszym zasięgu, jeśli będzie jasne, jak osiągniemy 100 mld finansowania. Musimy wiedzieć, że to dopiero podstawa. W 2025 r. darczyńcy mają mieć już biliardy. Adaptacja powinna być ważnym tematem, zgodnie z wezwaniem sekretarza generalnego ONZ do finansowania pół na pół. Połowa na przeciwdziałanie, połowa na adaptację - powiedział w rozmowie z Dominiką Tarczyńską w Polsat News Simon Stiell, minister klimatu Grenady.
Kraje wyspiarskie nie poprzestają na 100 mld dol. Po 2025 r. chcą, aby kwota była podniesiona do 750 mld dol.
Błędne koło
Coraz bardziej ekstremalne zjawiska pogodowe i zwiększająca się ich częstotliwość powodują, że małe kraje rozwijające się nie są w stanie nadążyć z naprawą i adaptacją do ciągle zmieniających się warunków. Yannick Glemarec, szef wspieranego przez ONZ Green Climate Fund był niedawno na Karaibach. Odwiedzając kraje takie jak Dominika zauważył, że nawet jeżeli ich rządy próbują ograniczyć długi, to i tak one "eksplodują" po tym, jak huragan zmiecie znaczną część ich PKB. Wtedy znowu kraje muszą brać kredyty, aby odbudować zniszczenia.
Co więcej, do tej pory stałe źródło zarobków, czyli turystyka, znacznie się zmniejszyło z powodu Covid-19. Część krajów wyspiarskich przyznała, że z powodu różnych obostrzeń ich delegacje miały nawet problem z dotarciem na szczyt.
Jednak takiej sytuacji można uniknąć. Glemarec powiedział agencji Thomson Reuters, że jeżeli kraje otrzymają pieniądze, to będą w stanie odbudować się tak, aby podobne sytuacje w przyszłości były o wiele mniej prawdopodobne.
Dla takich społeczności wynegocjowanie dużych pieniędzy, czy to na arenie międzynarodowej, czy u prywatnych inwestorów, jest po prostu niemożliwe. Zatem kraje cały czas pożyczają, jednak to, co ktoś postanowi im dać, nie wystarczy. Przyczyna jest prosta - ryzyko. Te jest za duże dla inwestorów, ponieważ kolejny huragan może zniszczyć to, co właśnie odbudowano.
Jeżeli obecne prognozy wzrostu średniej temperatury do około 2,7 st. Celsjusza sprawdzą się, to do 2050 r. PKB krajów wyspiarskich zmaleje o 20 proc. Do końca wieku może to być nawet 64 proc. Pytanie zatem, co zabije te społeczności wcześniej: ekstremalne zjawiska pogodowe, rosnący poziom mórz, czy upadająca gospodarka. Czy może, zgodnie z prośbą prezydenta Palau, bombardowanie, o które prosił na szczycie w Glasgow. Wiadomo jedno - wyścig już trwa.
Źródło: Reuters, PAP, Zielona Interia