Droga aktywistów na COP26. Małgorzata Lach: polityka musi się stać mniej toksycznym miejscem
Młodzi polscy aktywiści klimatyczni wyruszyli pociągiem na szczyt COP26 w Glasgow. Na miejscu będą protestować i wywierać naciski na polityków. - Najbardziej boję się, że głos krajów globalnego Południa, które są najbardziej narażone na skutki zmian klimatu, nie wybrzmi wystarczające dobrze - mówi Zielonej Interii 19-letnia aktywistka Małgorzata Lach.
Mateusz Czerniak, Zielona Interia: Pamiętasz swoje pierwsze zetknięcie się z wiedzą na temat zmian klimatu?
Małgorzata Lach, aktywistka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego: To było w 2019 r. przed pierwszym Młodzieżowym Strajkiem Klimatycznym w Nowym Sączu, gdzie chodziłam do szkoły. Wcześniej też spotykałam się z informacjami o globalnym ociepleniu, ale nie w takim stopniu. Informacje zawarte na samym strajku były bardziej kompleksowe niż te, które przyswoiłam nawet w szkole, więc był on takim pierwszym poważnym zetknięciem z tą wiedzą. Jeszcze wtedy nie dochodziła do mnie skala problemu, ale później po wielu rozmowach z innymi aktywistami zrozumiałam, w jak złej sytuacji znajduje się świat. Zrozumiałam, że zmierzamy w kierunku katastrofy, a politycy nie podejmują właściwych decyzji.
Pierwszy strajk, na który poszłaś, był początkiem twojego aktywizmu?
Tak, to był moment, od którego zaczęłam działać.
I czym zajmujesz się teraz w strajku?
W MSK nie mamy ściśle podzielonych ról, więc zajmuje się wszystkim, czym mogę. Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły w Nowym Sączu, to zajmowałam się tam organizacją strajków oraz pobocznymi projektami związanymi z miastem i jego dostosowaniem do skutków zmian klimatu. Ostatnio zajmowałam się natomiast organizacją strajku w Krakowie, bo tu studiuje.
Zajmuje się także projektami ogólnopolskimi, teraz oczywiście pochłonęły mnie bardzo przygotowania do wyjazdu na szczyt klimatyczny.
Wierzysz, że wasza obecność na COP będzie w stanie coś zmienić?
Wierzę, że coś w końcu trafi do polityków. Mam ogromną nadzieję, że sam nasz wyjazd i medialne komunikowanie naszych działań może być tego zalążkiem. Szczególnie kluczowy wydaje mi się protest, który odbędzie się 5 listopada w ramach Fridays For Future. Chciałabym, żeby to sprawiło, że coraz więcej osób zainteresuje się tym, co będzie się działo na szczycie klimatycznym, który jest kluczowy dla naszej przyszłości. Z drugiej strony oczywiście wiem, że politycy i polityczki często nie chcą słyszeć głosu ludzi. Wiem też jednak, że nasze działanie w Glasgow da nam poczucie solidarności i jedności w tych wysiłkach.
A jakie masz obawy związane z tym szczytem?
Najbardziej się boję, że głos krajów globalnego Południa, które są najbardziej narażone na skutki zmian klimatu, nie wybrzmi wystarczające dobrze, ponieważ będzie tam ich zbyt mała reprezentacja. Mało także będzie młodych osób przedstawicielskich ze wschodniej i środkowej Europy.
Boję się także, że decyzje, które zapadną na COP, nie będą wystarczające i na miarę kryzysu, z którym się mierzymy.
Zobacz również:
A czy świadomość tego ryzyka oddziałuje na co dzień na twój nastrój?
Wcześniej doświadczałam chwilowego, ale powracającego lęku przed skutkami zmiany klimatu. Z drugiej jednak strony to nie jest na przykład tak, że działam z powodu strachu. Moją motywacją jest raczej to, że mam możliwość zbudowania z innymi ludźmi nowego lepszego świata bez panów w garniturach na górze i bez tzw. dziadocenu. Oczywiście czasem martwię się, czy ten nasz cały wysiłek się w końcu opłaci i przyniesie bardzo wymierne skutki, ale na pewno musimy działać.
Jak powinien wyglądać ten "lepszy świat" według ciebie?
W tym świecie decydentami będą osoby, które nimi faktycznie powinny być i którym zależy na innych ludziach, a nie tylko na swoim interesie. Tacy, którzy nie będą stawiać muru pomiędzy politykami a obywatelami. W takim lepszym świecie będzie więcej empatii, troski, a wartość, jaką jest wspólnotowość, będzie stać zdecydowanie wyżej niż teraz. No i oczywiście kluczowe będzie w nim szanowanie natury.
Uważasz, że wasze pokolenie byłoby w stanie przeszczepić takie aktywistyczne podejście do polityki?
Myślę, że da się to zrobić. A nawet więcej - że jest to konieczne. Kiedy patrzę na inne osoby aktywistyczne, to widzę jednostki, które ciągle nad sobą pracują i mają na uwadze dobro innych i środowiska. Nie sądzę, żeby w momencie przekazania im jakiejś władzy to zniknęło.
A ty w przyszłości chciałabyś zostać polityczką?
Nie wykluczam tego. Jednak najpierw polityka musiałaby stać się mniej toksycznym miejscem. Ciężko mi sobie wyobrazić mnie jako polityczkę na takiej scenie politycznej, jaką mamy dzisiaj.
Nie uważasz jednak, że bez wejścia w ten system i zmiany go od środka, nie da się tej toksyczności zlikwidować i że to będzie z waszej strony czekanie na Godota?
Myślę, że rzeczywiście może tak być, ale jednak ciężko mi sobie wyobrazić, że będę się mierzyć z tym systemem w tak bezpośrednim starciu. Dla mnie w tym momencie bardziej naturalne jest działanie oddolne i praca ze społeczeństwem, a nie partyjne gry.
A jeśli nie polityka, to co po aktywizmie?
Chciałabym się zająć pisaniem reportaży na temat przejawów zmiany klimatu w różnych miejscach na świecie i jego wpływu na lokalne społeczności. Oczywiście chciałabym zacząć od Polski, a później wyruszyć w świat. Myślę, że to będzie mój sposób na pokazywanie ludziom innych perspektyw na kryzys klimatyczny, który przecież już teraz dotyka w wielkim stopniu szczególnie biedniejsze społeczności. Myślę, że tego rodzaju rzetelne dziennikarstwo może dużo zmienić na świecie.