Droga aktywistów na COP26. Kasia Niemier: Chciałabym, żeby decydenci się w końcu obudzili
Młodzi aktywiści klimatyczni pociągiem jadą na szczyt klimatyczny COP26, by podczas protestów wywierać presję na obradujących w Glasgow politykach. To od ich decyzji zależy powstrzymanie katastrofy klimatycznej. - W idealnej przyszłości aktywizm nie jest potrzebny, bo nie trzeba w niej walczyć o podstawowe prawa - mówi Zielonej Interii 21-letnia aktywistka z Poznania Kasia Niemier.
Mateusz Czerniak, Zielona Interia: Pamiętasz moment, w którym dowiedziałaś się, że grozi nam katastrofa klimatyczna?
Kasia Niemier, aktywistka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego: To było pod koniec gimnazjum, kiedy ustanowiono Porozumienie paryskie. Byłam wtedy przekonana o tym, że to ogromna rzecz, wokół której będzie się teraz obracać cała polityka. W kolejnych latach okazało się, że nic takiego się nie dzieje i że rządy robią zdecydowanie zbyt mało, jak na powagę sytuacji. I wtedy się zorientowałam, że nie mogę tego tak zostawić.
Tak zaczął się twój aktywizm klimatyczny?
Najpierw po prostu poszłam na strajk z czystej ciekawości i zobaczyłam, że ludzie, którzy protestują, mają identyczne poglądy na temat tego kryzysu, jak ja. Poczułam więc, że to jest moje miejsce i zaczęłam się angażować aktywnie w działania Młodzieżowego Strajku Klimatycznego.
I co teraz robisz w ramach MSK?
Tematyka, którą w największym stopniu się zajmuję od około półtora roku to polityka klimatyczna Unii Europejskiej. Dodatkowo organizuje w Poznaniu strajki klimatyczne, a na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza zamierzam uruchomić ciało aktywistyczne, bo uczelnia to dobra przestrzeń do kształtowania poglądów i świadomości.
Twoje studia są w jakiś sposób związane z kwestią zmian klimatu?
Tak, studiuję gospodarkę przestrzenną, czyli projektowanie miast. Kiedy aplikowałam na nie, to patrzyłam bardziej na to, że chciałam się zajmować jakimś projektowaniem w ogóle i mieć inżynierskie wykształcenie, a dopiero później zaczęłam dostrzegać, że tego rodzaju kierunek ma związek z dostosowywaniem się do skutków zmiany klimatu. I teraz tym właśnie taką tematyką się zajmuję - usługami ekosystemowymi i adaptacją miast do zmiany klimatu.
Wierzysz, że podczas szczytu klimatycznego w Glasgow będziecie w stanie wywrzeć realną presję na decydentach?
Tak, wierzę w to. To, co robiliśmy do tej pory w ramach MSK skutkowało tym, że rzeczywiście ludzie na wysokich szczeblach wsłuchiwali się w nasz głos. Wydaje mi się, że ze względu na to, że mamy już jakieś sukcesy na tym polu, to jesteśmy bardziej pewni siebie i zmotywowani. Być może inaczej byłoby, gdyby nasze poprzednie działania były mniej skuteczne. Poza tym czujemy, że nie mamy wyboru i że działanie jest naszą powinnością.
A jakie masz nadzieje i oczekiwania względem COP26?
Chciałabym, żeby ludzie decyzyjni ze świata polityki się w końcu obudzili. Już trochę za długo trwa spotykanie się i dyskutowanie o działaniach, a za mało jest samych działań. Myślę, że skoro dyskusja trwa 25 szczytów, to jest to wystarczająca ilość czasu, żeby ukształtować odpowiednio ambitną politykę klimatyczną. To powinien być ostateczny COP, na którym nie będzie już żadnych wymówek i półśrodków. Nie wiem, czy jest to oczekiwanie, które ma szansę realizacji, ale tak właśnie powinno być.
Mam też wielką nadzieję, że polska delegacja rządowa przyjmie do wiadomości, że nie można już dalej przesuwać daty odejścia od węgla, że trzeba współpracować i że to sprawa, która powinna nas łączyć ponad podziałami.
Czy świadomość konsekwencji zmian klimatu powodowała, że musiałaś zmagać się z lękiem?
Tak i myślę, że teraz też to uczucie we mnie jest obecne. Nie sądzę też, żeby opuściło mnie w najbliższej przyszłości. Był moment w moim życiu, gdzie ten strach przed najbliższą przyszłością mnie paraliżował. Udało się to jednak przekuć w działania, ale nadal z tyłu głowy mam pytanie: "a co jeśli nam się nie uda?".
Swoją dalszą przyszłość także wiążesz z aktywizmem, czy może chciałabyś, żeby wtedy ten aktywizm nie był już konieczny i żebyś mogła robić coś zupełnie innego?
Pamiętam, jak latem spotkałam się z koleżankami aktywistkami i rozmawiałyśmy o tym, jak chciałybyśmy, żeby wyglądała nasza idealna przyszłość i czym chciałybyśmy się zajmować. W wypowiedzi żadnej z nas nie pojawił się aktywizm. Aktywizm jest odpowiedzią na problemy. Ja wcale nie chciałam być aktywistką, to nie było moje marzenie. To coś, co czuję, że muszę robić. Czasem słyszę od innych, że MSK to jest taki "klubik klimatyczny". Tak w ogóle nie jest. W idealnej przyszłości aktywizm nie jest potrzebny, bo nie trzeba w niej walczyć o podstawowe prawa.
Jednak w tym momencie nie wydaje mi się to realne. Myślę więc, że w mojej najbliższej przyszłości, tej po studiach, moim głównym zajęciem nadal będzie aktywizm, dopóki sama siebie nie przekonam, że jest już dobrze i nie muszę o nic walczyć.