Jak Polacy zdobywali biegun. "Chodziło o to, żeby dać nadzieję"
Podróż na biegun północny jest marzeniem wielu osób. Od ponad 100 lat naukowcy, podróżnicy i inni śmiałkowie chcą podbić tę lodową krainę. Jak na ich tle wypadają Polacy? "Chodziło o to, żeby dać nadzieję" - mówił w rozmowie z Interią Marek Kamiński, wielokrotny zdobywca bieguna północnego.
Biegun północny jest najbardziej wysuniętym na północ punktem na Ziemi. Tereny wokół nazywane są Arktyką. Należą do niej północne krańce Ameryki Północnej, Europy i Azji.
W przeciwieństwie do Antarktyki, Arktyka nie jest ani kontynentem, ani częścią świata. Obejmuje ona Ocean Arktyczny, a ten - składa się ze stałego i pływającego lodu. Największą wyspą Arktyki jest Grenlandia (zamieszkana przez Inuitów). Jest to też największa wyspa świata, jej powierzchnia to 2 166 tys. km².
Wyprawy na biegun północny
Gdy Polska była pod zaborami i nie istniała na mapach, na północny kraniec świata wyruszyła prawdopodobnie pierwsza w historii wyprawa. Miał tego dokonać w 1908 r. Frederick Albert Cook, amerykański badacz polarny i lekarz. Jednak nie posiadał żadnych dowodów na to, że podbił biegun.
Pierwsza udokumentowana wyprawa odbyła się rok później, 6 kwietnia 1909. Amerykanie Robert Edwin Peary (inżynier wojskowy) i jego pracownik Matthew Henson, w towarzystwie czterech Inuitów, wyruszyli na podbój bieguna. Niestety, po analizie zapisków Peary’ego, okazało się, że ekipie zabrakło 32 km do postawienia stopy w miejscu docelowym.
Pierwszym w pełni niepodważalnie udowodnionym zdobyciem północnego krańca Ziemi był przelot Roalda Amundsena oraz Lincolna Ellswortha nad Arktyką. Podróżnicy lecieli ze Svalbardu na Alaskę sterowcem Norge, który zaprojektował Umberto Nobile. On też pilotował lot. Był to rok 1926.
Prawie 30 lat później, niedługo po wojennej zawierusze, w 1952 r. dwóch amerykańskich pilotów wojskowych - podpułkownik Joseph O. Fletcher oraz porucznik William P. Benedict - wylądowało na geograficznym biegunie północnym.
Oczywiście na podbój wybierano się także drogą morską. Pierwsza łódź podwodna, która podbiła biegun to amerykański USS Nautilius, doszło do tego w 1958 roku. Blisko 20 lat później, w 1977 roku, radziecki lodołamacz NS Arktika jako pierwsza łódź nawodna dotarł do bieguna północnego.
Polacy na biegunie
Można by pomyśleć, że na tle innych wypraw na biegun, szczególnie tych amerykańskich, wypadamy dość... licho. Jednak należy brać pod uwagę historię naszej niepodległości.
W 1932 r. Jean Lugeon zorganizował pierwszą polską wyprawę na Wyspę Niedźwiedzią, która nie doszła do skutku. Potem na długo został przerwany pomysł podboju bieguna północnego - wszystko przez II wojnę światową.
Pierwszy wielki sukces polskich polarników to 1958 rok i zbudowanie Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie. Wraz z powstaniem tego ośrodka w historii polskich wypraw na biegun zacznie pojawiać się nazwisko Moskal. Jest to Wojciech Moskal, podróżnik, polarnik i alpinista.
W 1984 r. Moskal wpadł na pomysł powtórzenia pomysłu Amundsena i chciał wyruszyć w wyprawę balonem, jednak brak środków finansowych spowodował odłożenie podróży. Do przełomu doszło w 1995 roku...
Marek Kamiński i Wojciech Moskal zdobywają biegun północny
Zasada jest prosta - podczas zdobycia bieguna nie można korzystać z pomocy zewnętrznej. Dlatego dwójka Polaków wyruszyła na nartach, a cały niezbędny sprzęt, wraz z prowiantem, ciągnęli na saniach. 13 marca 1995 roku opuścili wysepkę Ward Hunt i dotarli na biegun północny 23 maja tego samego roku. Jako pierwsi Polacy zdobyli to miejsce.
- Życie na wyprawie bywa nawet prostsze, bo niebezpieczeństwo jest jasno określone. Po powrocie jest inaczej, ale też nie spotyka nas idylla. Nie żyjemy w edenie, musimy mierzyć się z różnymi zagrożeniami, wyzwaniami i sobie z nimi radzić. Podążanie za marzeniami wiąże się z trudnościami, niewygodami i ryzykiem - tak w rozmowie z Interią Marek Kamiński opowiadał o wyprawach.
Pytany o wygody i tęsknotę za nimi, polarnik stwierdził, że "na wyprawie człowiek zapomina o cywilizacji, jest tu i teraz. Po powrocie na nowo odkrywa się jej zalety, np. dostęp do bieżącej wody. Możemy się wykąpać, zjeść, napić i nie trzeba w tym celu topić lodu. W życiu stępia się poczucie dobrodziejstw cywilizacji, przechodzimy nad tym do porządku dziennego i dostrzegamy tylko złe rzeczy".
Jak powiedział - najważniejsza jest wyprawa przez życie. Jednak do najważniejszych wypraw należy ta z Jaśkiem Melą.
Zobacz także: Jasiek Mela: Zawstydziłem ludzi [WYWIAD]
Z niepełnosprawnością na biegun
24 lipca 2002 roku, Malbork. To wtedy życie 14-letniego chłopca ulega zmianie - podczas ulewy wchodzi do niezabezpieczonej stacji transformatorowej. 15 tysięcy volt przepływa przez ciało Jaśka. Lekarze twierdzą, że powinien nie żyć. W wyniku porażenia prądem traci rękę i nogę.
Mogłoby się wydawać, że dla tak młodego człowieka niepełnosprawność będzie końcem świata. Jednak po żmudnej i trudnej rehabilitacji Jasiek Mela zdobywa wraz z Markiem Kamińskim biegun północny. Był to 2004 rok.
Jak wspomina Kamiński, wyprawa miała "wiele wymiarów - geograficzny i wyczynowy, bo zdobywałem bieguny z chłopcem, który stracił rękę i nogę. Chodziło też o to, by dać Jaśkowi kapitał na całe życie oraz nadzieję ludziom, którzy ją stracili".
Jaś Mela założył w 2008 roku Fundację “Poza Horyzonty", która dba o osoby po amputacji kończyn. Historia polskiego podróżnika z niepełnosprawnością została przedstawiona w filmie z 2013 roku “Mój biegun". W rolę Jasia Meli wcielił się Maciej Musiał, a jego ojca - Bartłomiej Topa.