Spektakularny powrót do Polski. Powstała już stacja, rusza hodowla
Od 27 lat nie ma już w Polsce dropia - naszego największego ptaka i jednego z w ogóle największych gatunków, jakie potrafią wzbić się w powietrze. Swego czasu "polski struś", jak nazywano dropie, kręcił się po polach i łąkach, budząc sensację. Zniknął, ale w Lubuskiem powstała stacja, która ma rozpocząć hodowlę i przywrócić majestatycznego ptaka polskiej przyrodzie.
Niewiele jest aż tak spektakularnych i majestatycznych zwierząt, które zniknęły z naszej przyrody jak drop. Przez lata był on ozdobą polskich łąk i pól, największym polskim ptakiem. Osiągał nawet 20 kg wagi, więc jego lot czy też samo wzbijanie się w powietrze przez dropia było widowiskiem niebywałym. Do dzisiaj żyjące wciąż w Eurazji dropie pozostają jednymi z najcięższych zwierząt, jakie potrafią latać.
Drop ma szansę wrócić do polskiej przyrody
Prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu wspominał jak za młodu jeździł pociągiem po Wielkopolsce. - Gdy mijaliśmy pola, na których znajdowały się dropie, wszyscy pasażerowie podchodzili do okien, by je zobaczyć. Wspaniałe ptaki - opowiadał.
Dropia nazywano nawet niekiedy "polskim strusiem" z uwagi na jego ogrom i gabaryty, chociaż akurat ze strusiami niewiele ma wspólnego poza tym, że z daleka może podobnie wyglądać. Dawne grupy dropi istotnie przypominać mogły strusie na afrykańskiej sawannie, z długimi szyjami, nogami i potężnym korpusem oraz skrzydłami rozkładanymi efektownie w czasie toków. Te pokazy godowe są niezwykle widowiskowe.
Teraz drop, ten majestatyczny "polski struś", ma wrócić, co jest marzeniem niejednego zoologa czy ornitologa w Polsce. Było już podejmowanych kilka prób powrotu tego ptaka do naszego kraju, ale nieudanych. We wrześniu 1996 roku została zabita przez kłusownika ostatnia samica dropia w stacji w Stobnicy pod Obornikami niedaleko Poznania i to jest umowna data wymarcia tego ptaka na ziemiach polskich. To ostatni gatunek kręgowca, który wymarł w Polsce całkowicie.
Największym polskim ptakiem jest koronowany po abdykacji dropia łabędź niemy. Drop był od łabędzi znacznie większy. Ważył dobre pięć kilogramów więcej, rozpościerał skrzydła na dobre pół metra więcej, a głowę wznosił na ponad metr. Głowę charakterystyczną, z piórami układającymi się w rodzaj wąsów, czujnie wystającą ponad polne i łąkowe trawy i zboża, wśród których drop mieszkał. Wymagał bezleśnych, otwartych terenów takich jak stepy, pola, łąki, zasiewy rzepaku, lucerny czy miękkie rośliny z chwastami między nimi.
Drop - ptak w Polsce niemal symboliczny
A przecież to ptak osławiany chociażby przez Henryka Sienkiewicza. W czasach, gdy toczyły się wydarzenia z powieści jego trylogii, dropie towarzyszyły bohaterom na rozległych terenach Rzeczpospolitej aż po kresy, stepy ukraińskie i ziemie kozackie oraz Dzikie Pola. Malował je Chełmoński, kojarzyły się z polską prowincją.
Już w XIX w. stały się jednak rzadkie, a zmiany w rolnictwie i zagospodarowaniu pól doprowadziły do ich zagłady. Nim nastał wiek XX, drop zniknął z wschodu Polski, przetrwał jedynie na terenach zachodnich, takich jak Wielkopolska, Dolny Śląsk , Ziemia Lubuska czy Pomorze Zachodnie.
Gdy wybuchała druga wojna światowa, udało się naliczyć w Polsce 700 dropi. W 1960 roku było ich już tylko czterysta, w 1975 roku mieliśmy 123 sztuki, a w latach osiemdziesiątych - ostatnie dwadzieścia. W 1989 roku widziano ostatniego dropia na wolności, a w 1996 roku zabito wspomnianą ostatnią samicę.
Na przełomie 2015 i 2016 roku dropia zaobserwowano w Małopolsce na polach uprawnych między Cichawą a Grodkowicami niedaleko Krakowa i Niepołomic, a w 2018 - we wschodniej części woj. zachodniopomorskiego. Były to zapewne osobniki przelotne - w pierwszym wypadku pewnie z Austrii albo Ukrainy, w drugim - z Niemiec.
Koniec tego ptaka był niezwykle smutny, ale stanowił nie tyle konsekwencję nadmiernych polowań i trzebienia go, ale wyznacznik zmian zachodzących w środowisku i polskiej przyrodzie. Drop wymarł, bo były to zmiany na gorsze, gwałcące środowisko chemią, nadmierną eksploatacją i brakiem rozumu.
Ziemia Lubuska na początek dla dropi
Dlatego powrót dropia do Polski to sprawa tak delikatna i trudna. Nie jest bowiem problemem sprowadzić jakąś grupę ptaków, wypuścić na wolność i następnie zorientować się, że nie przetrwały, a populacja się nie odrodziła. To musi być proces połączony ze zmianami w miejscach, które dropie miałyby na powrót zasiedlić.
Z grona zachodnich ziem, na których ptaki te przetrwały do końca, wybrano Ziemię Lubuską. To ona leży najbliżej wschodnich Niemiec, gdzie dropie radzą sobie jeszcze całkiem dobrze, co może dziwić - że tam przetrwały, a u nas nie. Mówimy o terenach dawnego NRD.
Pojedyncze populacje dropi żyją także wciąż jeszcze na terytorium Austrii i Węgier, na przygranicznych obszarach Czech i Słowacji, a także w Serbii, Bułgarii czy Turcji. Nie wiadomo, jak wygląda ich sytuacja w Ukrainie w związku z wojną. Najwięcej tych ptaków w Europie przetrwało (nie licząc azjatyckiej części Turcji) na Półwyspie Iberyjskim.
Ziemia Lubuska ma być w Polsce miejscem, od którego rozpocznie się powrót dropia do naszego kraju. Sprawa jest zaawansowana, gdyż jak poinformowała "Gazeta Lubuska", w ramach nowego projektu "Kraina dropia" w województwie lubuskim, wspieranego badawczo przez Uniwersytet Zielonogórski oraz finansowo przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Zielonej Górze, a także przy współpracy ze stacjami hodowli dropia w Niemczech oraz na Węgrzech, wybudowana została już Stacja Hodowli Dropia wraz z infrastrukturą w postaci wolier adaptacyjnych dla piskląt. Została ona zlokalizowana w Pławinie w powiecie strzelecko-drezdeneckim.
To ważny początek, ale tylko początek. Reintrodukcja dropia jest niezwykle trudna. Obecnie prowadzi je już jedno państwo - to Wielka Brytania. Nie wiadomo, czy się jej powiedzie, bo to proces zakrojony na lata. Brytyjskie dropie wymarły na początku XIX wieku.
Stacja ma sprowadzić ptaki do hodowli, ale nie obojętnie jakie. Chodzi bowiem o odpowiedni genotyp. Nie mogą to być więc dropie hiszpańskie czy tureckie, trzeba poszukać ptaków raczej w Niemczech. Kiedy się to już uda i rozmnożone dropie będą gotowe do wypuszczenia na wolność, wtedy zaczną się schody.
Nie tak łatwo będzie uratować dropia
Drop ma bowiem poważne wymagania środowiskowe, aby mógł na wolności przetrwać. Wymagania co do warunków, które w Polsce utracił i dlatego wymarł na wolności. Poznański profesor Piotr Tryjanowski opisuje je: - Ten ptak nie znosi linii energetycznych, tu mamy największy problem. Nie lubi też dużej antropopresji. Wymaga natomiast odpowiedniej przestrzeni. Paradoksalnie duże pola uprawne mogą mu służyć, o ile znajdą się na nich fragmenty, miedze, gdzie drop może znaleźć swój specyficzny pokarm. To nie tylko nasiona chwastów, ale także owady, zwłaszcza podczas wodzenia młodych.
No i oczywiście nie toleruje środków chemicznych stosowanych w rolnictwie jako nawozy, a jeszcze bardziej środki ochrony roślin przed owadami i chwastami. - Szansą dla niego jest boom, jaki teraz mamy na ekologię, także ekologiczne rolnictwo - mówi prof. Piotr Tryjanowski. - To się wyraźnie zmienia, także w Polsce.
Może się zatem okazać, że powrót majestatycznego dropia, którego widok na polu zapiera dech i sprawia, że ludzie przyciskają twarze do okien, będzie papierkiem lakmusowym zmian na lepsze w środowisku rolniczym w Polsce.