Straszenie wilkami przynosi efekty. Coraz więcej osób ma wstręt do przyrody
Coraz więcej ludzi odczuwa niechęć do przyrody - mówią nowe badania. Jak mogło dojść do odwrócenia tego naturalnego porządku? Naukowcy mówią, że lęk przed naturą można łatwo wyjaśnić. Ale biofobia może być również narzędziem służącym do manipulacji. I tak współcześnie się dzieje.

W skrócie
- Coraz więcej osób odczuwa lęk przed przyrodą, co określane jest mianem biofobii.
- Oddalanie się od natury oraz negatywne przekazy medialne mogą nasilać ten niepokój.
- Biofobia bywa wykorzystywana do manipulacji społecznej, zarówno przez myśliwych, jak i w celach politycznych.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Czy ludzie mogą obawiać się swojego naturalnego środowiska? Okazuje się, że tak, a lęk przed przyrodą określa się mianem biofobii. To zupełnie nienaturalne i niezdrowe.
Oddalanie się od przyrody może skutkować lękiem
Badania zespołu z Uniwersytetu w Lund, opublikowane na łamach magazynu "Frontiers in Ecology and the Environment" mówią, że niektórzy ludzie objawiają strach przed przyrodą. Zamiast poczucia spokoju i ukojenia, obawiają się poznawać i oswajać z naturą. Badacze uważają, że to właśnie oddalanie się od przyrody rodzi więcej lęku.
Awersja do natury może stać się w przyszłości jeszcze bardziej powszechna -przewidują badacze. "Oczekuje się wzrostu skali biofobii ze względu na samonapędzające się cykle ograniczonej ekspozycji na naturę i ograniczonej wiedzy na jej temat" - czytamy w komentarzu do wyników badań.
Pozytywne relacje człowieka z naturą mają bowiem kluczowe znaczenie dla ochrony przyrody i zdrowia publicznego, naukowcy nie mają co do tego wątpliwości.

Budowanie lęku wobec środowiska według wielu humanistów (w tym Ericha Fromma), stoi w sprzeczności z tzw. biofilią, czyli postawą, w której objawia się nasza skłonność do kontaktowania się z przyrodą, czy bezpośredniego kontaktu z nią. To zachowanie adaptacyjne, umożliwiające zdrowe funkcjonowanie człowieka.
W sprzeczności z biofilią stoi biofobia, która napędzana jest przekazami medialnymi, w których główną rolę odgrywa epatowanie zagrożeniem wynikającym z obecności dzikiej przyrody. Można tu wymienić choćby powszechne sianie paniki i strachu przed wilkami, niedźwiedziami i innymi zwierzętami. Ocenia się, że fobie związane ze zwierzętami należą do najczęstszych rodzajów fobii i dotykają 4-9 proc. światowej populacji - wynika z najnowszych badań Szwedów.
Problem ten wyjaśniał już Michel Foucault uznawany za twórcę powiązanych ze sobą terminów - biowładzy i biopolityki. Termin biowładza, ukuty przez francuskiego teoretyka społecznego, odnosi się do różnych środków, za pomocą których współczesne państwa kontrolują populacje.
Politycy mogą świadomie wykorzystywać wiedzę na temat biologii i ekologii, aby zarządzać populacjami. Niebezpieczeństwo może wynikać nie tylko z epatowania strachem przed przyrodą nieokiełznaną, ale i promowaniem jej strywializowanej formy.
Manipulowanie strachem
Na łamach magazynu "Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies" Hanna Mamzer z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu rozważa, jak generowanie lęku przed przyrodą jest używane powszechnie, aby wymusić na odbiorcy konkretne emocje.
Naukowczyni twierdzi, że epatowanie biofobią jest stosowane często w kręgach myśliwych, którzy strasząc społeczeństwo przed zwierzętami, uzasadniają potrzeby uprawiania łowiectwa. Ta taktyka może służyć także innym, w tym politycznym celom, np. pozyskiwaniu nowych grup wyborców.
"Próby oddzielenia świata natury od świata kultury doprowadziły do dzisiejszego stanu, w którym człowiek obawia się swojego naturalnego środowiska, a ta obawa bywa instrumentalnie wykorzystywana do realizacji rozmaitych celów o partykularnym charakterze" - pisze Hanna Mamzer.










