Bałtyk: Zagrożone morze

Bałtyk jest morzem wyjątkowym, ale i wyjątkowo zagrożonym. To właśnie jemu 27 marca mają być poświęcone tegoroczne obchody Dnia Ziemi. Powodów do świętowania jednak nie ma, bo problemów przybywa praktycznie z dnia na dzień.

article cover
123RF/PICSEL
Polskie foki niemal wymarły. Teraz się odradzająINTERIA.PL

Przełom marca i kwietnia to ważny czas dla bałtyckich fok. I pora, kiedy to właśnie one mają największy kłopot. - To teraz na plażach pojawiają się szczenięta - mówi Wojciech Czuchryta, lokalny lider helskiego Błękitnego Patrolu WWF, który zajmuje się pomocą morskim ssakom na bałtyckim wybrzeżu - zwłaszcza szczenięta foki szarej. Co roku dostajemy coraz więcej sygnałów o ich obecności. 

Zagrożeniem dla małych fok jest głównie działalność ludzi. Młode zwierzęta czasem krzywdzone są celowo, ale częściej szkodzi im ludzka ciekawość, czy bezmyślność. Mogą paść ofiarą ataku spuszczonego ze smyczy psa, albo - co zdarza się coraz częściej - zostać spłoszone przez ludzi, którzy próbują zrobić sobie selfie ze zwierzęciem na plaży. - Takie zwierzęta mogą próbować uciec do wody, co dla młodych fok może skończyć się źle - mówi Czuchryta. 

Na ratunek fokom

Błękitny patrol to stworzona 11 lat temu organizacja, która opiekuje się bałtyckimi fokami. Jej wolontariusze dyżurują pod numerem 795 563 009. Czasem ich praca polega na usuwaniu martwych fok, czasem na pomocy maluchom. - Jeśli taka mała foczka jest pokryta białym futerkiem, co jest charakterystyczne dla wieku niemowlęcego, to bardzo prosimy o kontakt telefoniczny - mówi dr Iwona Pawliczka, kierowniczka stacji morskiej Uniwersytetu Gdańskiego, w skład której wchodzi słynne helskie fokarium. 

Stacja opiekuje się rannymi i potrzebującymi pomocy zwierzętami, które są rehabilitowane i wypuszczane na wolność. - W zeszłym roku padł rekord. Błękitny Patrol i Stacja Morska uratowały i wypuściły na wolność 69 osobników - mówi Czuchryta dodając: - Ta liczba niemal podwaja się każdego roku.

Problemem jest to, że Polacy odzwyczaili się od obecności fok na naszych wybrzeżach. Tymczasem jeszcze sto lat temu ich widok był codziennością. W połowie ubiegłego wieku zwierzęta te znalazły się jednak na krawędzi wymarcia. Na skutek intensywnych polowań, utraty siedlisk i zmniejszania się liczby ryb w morzu ich liczba spadła ze 100 tys. na początku XX w. do zaledwie 3 tys. w jego połowie. Po objęciu ich ochroną sytuacja zaczęła się jednak poprawiać. - W zeszłym roku policzyliśmy foki na całym Bałtyku i wyszło 40 tys. osobników - mówi dr Pawliczka. 

Większość tej populacji znajduje się po północnej, szwedzkiej i fińskiej stronie morza, ale i na naszych brzegach fok jest coraz więcej. Choć jedynym miejscem, gdzie regularnie widywane są ich większe grupy jest ścisły rezerwat Mewia Łacha.

Zabójcze sieci

O takim sukcesie nie można mówić w przypadku innych zamieszkujących Bałtyk morskich ssaków. Morświnów, jedynych bałtyckich delfinowatych, zostało tylko 450. - Obawiamy się, że one już nie bardzo mają szansę się znaleźć, by stworzyć potomstwo - mówi dr. Pawliczka. 

Zabójcze dla morświnów są rybackie sieci. Zwierzęta, tak jak inne delfiny, do nawigacji i polowania wykorzystują echolokację. Sieci są dla nich niemal niewidzialne. Polując na ryby zaplątują się w nie i toną. Problem jest tym poważniejszy, że w Bałtyku jest pełno “sieci-widm" - zgubionych lub porwanych fragmentów i kompletnych sieci, które swobodnie unoszą się w toni, stanowiąc śmiertelną pułapkę dla ryb, ptaków i morskich ssaków. 

Innym problemem, dotykającym cały Bałtyk i jego delikatny, niemal odcięty od oceanu ekosystem, są ścieki spływające do niego rzekami. - Jeśli rośliny nie są w stanie przyjąć nadwyżki nawozów, to ona z deszczem trafia do rzek i morza - tłumaczy specjalistka ds. ochrony ekosystemów morskich WWF Polska Weronika Kosin. 

Istnieją sposoby na zredukowanie tego problemu, choćby przez nasadzanie nad brzegami rzek i strumieni roślin o głębokich systemach korzeniowych, które wychwytywały by nadmiar nawozów. Na razie jednak skutkiem zanieczyszczenia rzek jest to, że nawożąc pola nawozimy... również bałtyckie sinice. 

W 2018 r. przez ich wykwity zamknięto czasowo 45 proc. kąpielisk. W 2019 r. już 57 proc., czasem nawet na kilkanaście dni. To jednak mały problem w porównaniu z tym, że sinice na morzu tworzą okresowe i stałe strefy, pozbawione tlenu, w których nie są w stanie przeżyć żadne zwierzęta oddychające tlenem, takie jak ryby czy skorupiaki. Ta na Bałtyku ma już 49 tys.  kilometrów kwadratowych i jest największa na świecie. 

To, w połączeniu ze zdecydowanie zbyt intensywnymi połowami (6 na 7 wykorzystywanych komercyjnie ławic jest przełowionych) sprawia, że ryb w Bałtyku jest coraz mniej i są coraz mniejsze. - Kiedyś w Bałtyku trafiały się dorsze o długości półtora metra, a rybacy średnio poławiali ryby półmetrowe - tłumaczy Justyna Zajchowska, specjalistka od morskich ekosystemów w WWF Polska. - Dzisiaj rybacy rzadko łowią ryby większe, niż 30 cm. 

Dla Bałtyku nie jest za późno. Ale ocalenie go będzie wymagać dużych wysiłków.

Polsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas