Koniec epoki Merkel. Będzie zmiana klimatu między Warszawą a Berlinem?

Nowa niemiecka koalicja może oznaczać sporą zmianę nie tylko w relacjach na linii Warszawa-Berlin, ale też naszych stosunkach z Unią. O tym, czy może pojawić się spięcie w kwestii praworządności lub klimatu, na czym ucierpiałyby nasze fundusze, rozmawialiśmy z prof. Arkadiuszem Stempinem z Wyższej Szkoły Europejskiej Ks. J. Tischnera.

Prof. Arkadiusz Stempin: Merkel miała wrażliwość na europejski wschód, czego obecni politycy już nie posiadają
Prof. Arkadiusz Stempin: Merkel miała wrażliwość na europejski wschód, czego obecni politycy już nie posiadająSTEFANIE LOOS / AFPEast News

Piotr Grzesiak, Zielona Interia: Jakim kanclerzem była dla Polski Angela Merkel? Prof. Arkadiusz Stempin, historyk, politolog i ekspert od spraw niemieckich z Wyższej Szkoły Europejskiej Ks. J. Tischnera w Krakowie: Merkel została wybrana przez niemieckich wyborców, by realizować niemieckie interesy, podobnie jak prezydent Francji realizuje interesy francuskich wyborców, a polski prezydent polskich wyborców. Niby oczywiste, ale w Polsce mamy tendencję do postrzegania, na ile propolski jest premier Hiszpanii, papież w Rzymie, czy niemiecki kanclerz. Ale ad rem: Angela Merkel, przynajmniej od 2015 r., realizowała politykę europejską, w której również mieściły się interesy Polski. Nie dostrzegam natomiast w polityce polskiego rządu po 2015 r. parytetowej odpowiedzi, na ile uwzględniał on interesy zbieżne z niemieckimi. 

Część jej krytyków mówi, że rozbijała Unię. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Merkel, szczególnie po 2015 r. realizowała agendę proeuropejską. Przykładem jest m.in. porozumienie mińskie, rezygnacja z relokacji uchodźców, odrzucenie planu Macrona, który zakładał utworzenie silnego jądra Unii i jej peryferii, na które niechybnie wydryfowałaby Polska, a na samym finiszu kanclerstwa Fundusz Odbudowy. Przedsięwzięcie, które się w Polsce ignoruje, bo, po pierwsze, nie posiadamy wystarczającej empatii dla starych krajów Unii z basenu Morza Śródziemnego, najbardziej przetrzebionych podczas pandemii. I dla których pomoc legła u podstaw powołania Funduszu. A po drugie, nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo Niemcy rozstały się ze swoją świętością w politycznej filozofii, decydując się na uwspólnotowienie długu. 

W lipcu 2021 r. po powodzi, która nawiedziła m.in. Niemcy, na konferencji prasowej prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, kandydat CDU/CSU na kanclerza Armin Laschet nie zachował powagi i się śmiał. Czy przez to chadecy przegrali wybory?

Sam incydent nie przesądził o porażce, ale symptomatycznie, jeśli nie flagowo, uwypuklił różnice miedzy Merkel jako mężem stanu a Armina Laschetem, politykiem bez szlifów kanclerskich. Laschet nie zdawał sobie sprawy, że uśmiech na twarzy w obliczu tragedii, odbiera mu walor wiarygodności, niezbędny dla polityka z aspiracjami do roli ojca narodu.

Choć gafa Armina Lascheta nie była główną przyczyną porażki chadeków, to pokazała, że nie miał tzw. szlifów kanclerskichReuters / Forum

Czy możemy to porównać do tego, co podczas powodzi tysiąclecia w '97 r. powiedział premier Cimoszewicz, że "trzeba się ubezpieczać"?

Na tyle można porównać, o ile obydwoje popełnili błąd, ignorując swój elektorat. I na tyle nie, o ile Merkel w 2021 r. tak wysoko zawiesiła poprzeczkę w wyścigu do urzędu kanclerskiego, że żaden z polityków nie sprostał tym wymaganiom, czy na skutek popełnienia faux-pas, czy obnażenia się z innych deficytów. To dotyczy także Annegret Kramp-Karrenbauer (AKK), która również, choć w inny sposób, strąciła poprzeczkę. I AKK i Laschet udowodnili, że nie posiadają szlifów kanclerskich. Dlatego oczy Niemców odwróciły się od chadeków i skierowały się na tego polityka, który najbardziej uosabiał habitus kanclerz Merkel.

Czego możemy się spodziewać po Olafie Scholzu? W końcu był wicekanclerzem i ministrem finansów w poprzednim rządzie.

Posiadamy dwie przesłanki, na których możemy konstruować politykę nowego rządu niemieckiego w przyszłości. Pierwsza, to umowa koalicyjna i werbalne deklaracje. Zapowiadają one politykę opartą o zachowanie europejskich wartości oraz poszanowanie dla reguł demokracji i praworządności. To oczywiście generowałoby zderzenie z rządem w Warszawie. Druga przesłanka zakotwiczona jest w Realpolitik, do której zaliczam wizytę szefowej niemieckiej dyplomacji, jak i samego kanclerza. Ich wypowiedzi oceniam jako bardzo koncyliacyjne. Stąd sądzę, że rząd Olafa Scholza i Annaleny Bearbock będzie szukał najpierw porozumienia z władzami w Warszawie. Ale jeżeli rząd Morawieckiego, czy jakikolwiek inny rząd PiSu, będzie szedł na konfrontacyjne zderzenie z Brukselą, kanclerz Scholz prędzej czy później zajmie bardziej zdecydowane stanowisko w sprawie praworządności, solidaryzując się z unijną centralą w Brukseli. W końcu jest ona silna poparciem w krajach członkowskich.

Szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock i kanclerz Niemiec Olaf Scholz na pierwszym posiedzeniu rząduIna FassbenderAFP

Na razie, zarówno Scholz, jak i Bearbock, są bardziej dyplomatami niż wyrazicielami tych idei, które zawarli w umowie koalicyjnej. Spodziewam się jednak zwarcia między Berlinem a Warszawą, ponieważ Niemcy i Polskę dzielą nie tyle różnice stanowisk politycznych wobec zagadnień klimatycznych, energetycznych, czy prawnych (kwestia praworządności), ale znacznie głębiej osadzone różnice cywilizacyjne, które tylko się manifestują w owych różnicach politycznych. Porównałbym to do konfliktu pomiędzy północą a południem USA w XIX w. USA, jak UE, po 1776 r. dysponowały jednością terytorialną, która jednak trzy pokolenia później rozbiła się. Obydwie strony, Północ i Południe "wzięły się za łby" w wojnie secesyjnej - z powodu odmiennych stanowisk wobec niewolnictwa. Czyli dopiero trzy pokolenia po osiągnięciu jedności terytorialnej USA osiągnęły jedność aksjologiczną. My tej jedności aksjologicznej, pomimo istnienia wspólnoty unijnej, nie mamy. Stąd, różnica ta cywilizacyjna, nie polityczna.

Zieloni po 16 latach wrócili do rządu, objęli też kiedyś przez nich zajmowany urząd szefa MSZ. Czy będą mieli dużo do powiedzenia w tym rządzie?

Zieloni są jednym z trzech członków koalicji. Kanclerz Scholz będzie musiał godzić stanowiska Partii Zielonych, swoic socjaldemokratów i Partii Wolnych Demokratów. Różnice między Zielonymi a liberałami są większe niż między Zielonymi a partią Scholza. W umowie koalicyjnej Zieloni przygotowali bardzo ambitny program klimatyczny, który wymaga dodatkowego finansowania. A na jakiekolwiek poluzowanie dyscypliny budżetowej argusowymi oczami spoglądają Wolni Demokraci, którzy mają ponadto pod swoją pieczą sektor finansów. Tu będzie przebiegała główna linia napięcia w rządzie Scholza. Wprawdzie obydwie partie wymościły umowę koalicyjną, ale nie da się w niej omówić szczegółowo wszystkich projektów.

ZIeloni w nowym rządzie mają m.in. swojego wicekanclerza, szefa dyplomacji, ministra klimatu, oraz ministra rolnictwa. Na zdjęciu Annalena Baerbock, współprzewodnicząca Zielonych i minister spraw zagranicznych NiemiecReuters / Forum

Czy obecność Zielonych w nowym rządzie spowoduje, że Niemcy będą chciały mieć większy wpływ na unijną politykę klimatyczną? Częścią umowy między koalicjantami było m.in. odejście Niemiec od węgla już w 2030 r.

Będzie to oczywiście miało taki efekt iskry. Ale i wywoływania reakcji sprzeciwu. Już teraz rząd niemiecki sytuuje się po przeciwnej stronie niż najbliższy sojusznik francuski. I to własnie w obszarze polityki klimatycznej. Chodzi o uznanie atomu jako zielonej energii. To proponuje Paryż, przeciwko czemu oponuje rząd w Berlinie.

Zgodnie z Polityką Energetyczną Polski na rok 2040, w 2033 r. powinna zacząć działać pierwsza polska elektrownia jądrowa. Czy Niemcy byliby w stanie nam to zablokować?

To musi być rozwiązane na szczeblu unijnym. Raczej nie widzę teraz silnych argumentów po stronie niemieckiej, by Berlin przeforsował swoją koncepcję. Mało tego, Macron zawarł już porozumienie z państwami Grupy Wyszehradzkiej, by energię jądrową uznać za energię zieloną, co łączy się z dofinansowaniem z Brukseli. W zamian za to Macron pomoże krajom Europy Środkowej przeforsować w Brukseli gaz za inwestycję ekologiczną. Wbrew temu co się mówi w Polsce, pozycja Niemiec w UE nie przekłada się na dyktat Berlina.

Jedną z kości niezgody między Warszawą a Berlinem może być gazociąg Nordstream 2 i jego przyszłośćOlga MaltsevaAFP

Cały czas są obawy o Nordstream 2 i to, że kwestia gazu w Europie będzie załatwiona między Niemcami a Rosją, ponad naszymi głowami.

Nordstream 2 będzie realizowany, o ile sytuacja na Ukrainie nie ulegnie zaostrzeniu. Jeżeli dojdzie do eskalacji konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, ukończony gazociąg nie będzie napełniony gazem. Jeżeli konflikt zbrojny nie wybuchnie, rząd Scholza będzie czynił starania, by projekt uruchomić. W polityce rosyjskiej Scholz wchodzi w buty Angeli Merkel, która kierowała się determinantą nieuchronnej globalizacji i powiązań z Chinami i Rosją, w tym ostatnim przypadku także dlatego, by uniemożliwić "bandycie z Kremla" ucieczkę od stołu negocjacji prosto w ramiona chińskiego supermocarstwa.

Olaf Scholz spotkał się już z premierem Mateuszem MorawieckimClemens BilanPAP/EPA

Czy nasi politycy zatęsknią za Angelą Merkel?

Zagraniczna polityka Niemiec jest stabilna, a skoro Niemcy wybrali Scholza, to z dopuszczeniem dokonania minimalnych zmian na agendzie polityki zagranicznej. To oznaczałoby kontynuację Merkel. O tym przekonują także wspomniane wizyty kanclerza i szefowej dyplomacji w Warszawie. W tym sensie flaga Merkel będzie powiewała w Warszawie. Zabraknie jednak indywidualnego czynnika byłej kanclerz, który na jej stanowisku wobec Warszawy przykładał swoją pieczęć. Już pierwsze posunięcie Merkel, obecnie zapomniane, nosiło propolski charakter. Lekką ręką podczas pierwszych negocjacji budżetowych  z udziałem rządu polskiego oddała nam 100 mln euro, pierwotnie przeznaczonych  na nowe landy niemieckie. A posunięć tego typu nam na pewno teraz zabraknie. 

Rodem z NRD, Merkel posiadała wrażliwość na europejski wschód, czego już nie posiada generacja obecnych polityków, wysocjalizowanych w byłej RFN.  A jeśli, pomimo, że w żyłach Merkel - jak mówiono -  płynie prąd, nie krew, dochodził w jej polityce do głosu impuls "pozaracjonalny", to w przypadku Polski nie byłoby nim jej polskie pochodzenie z dziadka Kazimierczaka, tylko nieukrywany szacunek dla etosu polskiej Solidarności lat 1980-89. Polska zrywająca kajdany komunizmu sowieckiego ucieleśniała dla niej walkę o najszersze prawa człowieka. Dokładnie w tym okresie kiedy ona sama jako doktorantka w Akademii Nauk NRD, ani intelektualnie, ani emocjonalnie nie dojrzała do analogicznego rozpoznania, a tym bardziej nie była zdolna do podobnego heroizmu czynu. Stąd jako kanclerz Niemiec do ostatniego dnia urzędowania przed etosem polskiej Solidarności 81-89 nisko chyliła głowę.

Powracają nocne pociągi na trasie Wiedeń-ParyżCELINE JANKOWIAK / AFPTV / AFPAFP