Czesi nie wycofają skargi ws. kopalni Turów. Chcą od Polski kary 5 mln euro dziennie

Czesi reagują na niewykonanie przez Polskę decyzji TSUE w sprawie kopalni Turów. Nie tylko nie wycofają wniosku w tej sprawie, ale wniosą o nałożenie 5 mln euro kary dziennie - podały czeskie media.

Kopalnia węgla brunatnego Turów
Kopalnia węgla brunatnego TurówTOMASZ GOLLA/AGENCJA SEEast News

W maju Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Turów, należącej do spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia skargi Czech w tej sprawie, czyli wydania wyroku. Czechy uważają, że kopalnia ma negatywny wpływ na regiony przygraniczne.

"České Noviny" informują, że rząd w Pradze nie wycofa skargi do TSUE przeciwko Polsce. Rząd w Pradze zatwierdził wczoraj, że czescy ministrowie środowiska i spraw zagranicznych mają negocjować międzyrządową umowę z Polską. Na tym samym posiedzeniu rada ministrów zobowiązała także pełnomocnika przed TSUE, by złożył wniosek o kary w wysokości 5 mln euro dziennie dla Polski za niewstrzymanie od wydobycia w Turowie.

Praga stawia warunki

Cytowany przez "České Noviny" minister środowiska poinformował, że Praga będzie się domagać od Polski "zwrotu wydatków, zarówno przeszłych, obecnych, jak i przyszłych, które dotyczą budowy nowych i wzmocnienia istniejących źródeł wody pitnej po czeskiej stronie granicy, głównie w regionie Frýdlant i Hrádek, a także wzmocnienia źródła wody Uhelná. Richard Brabec oświadczył także, że Praga zażąda od 40 do 50 mln euro na budowę tych obiektów.

Minister środowiska zapowiedział także, że kontrakt z Polską będzie zawierał nie tylko gwarancje rekompensaty finansowej. Czesi będą się także domagać wszelkich posiadanych przez nas informacji o tym, jak kopania oddziałuje po ich stronie granicy. - Kontrakt będzie miał wiele punktów i założymy, że przedstawimy go w najbliższych tygodniach - oświadczył Brabec. Oświadczył również, że Czechy nie wycofają teraz pozwu. Taki krok będzie zależał od tego, czy Warszawa wywiąże się z warunków w wynegocjowanej umowy.

We wspólnym komunikacie czeskiego Ministerstwa Środowiska i Spraw Zagranicznych podkreślono, że umowa musi zawierać jasne terminy wywiązania się określonych zobowiązań, w tym sankcje za ich nieprzestrzeganie, a wszelkie spory wynikające z umowy powinny być ponownie rozstrzygane przez TSUE.

Umowa i pozew

Czesi od pięciu lat wzywali zarówno PGE i rząd w Warszawie do rozmów, ale strona polska nie zgadzała się z oskarżeniami Czechów o wywoływane przez odkrywkę problemy z wodą, zapyleniem i hałasem. 

Porozumienie było jednak w zasięgu ręki już w lutym, podczas wizyty ówczesnego czeskiego ministra spraw zagranicznych Tomásza Petrzíczeka w Warszawie. Czesi proponowali budowę ziemnego wału ochronnego, podziemną przegrodę, stworzenie grupy roboczej oraz powołanie funduszu małych projektów, które mogłyby zatrzymać wodę w regionie. Mowa była to 40-50 mln euro. Do zawarcia umowy jednak nie doszło i Czechy złożyły pozew do TSUE. Niedługo potem polski minister środowiska udzielił koncesji na wydobywanie węgla w Turowie do 2044 r.

Przełom przyniosła dopiero decyzja TSUE z 21 maja nakazująca wstrzymanie tam wydobycia. Już trzy dni później w Libercu spotkali się eksperci obu stron. Niedługo potem, po rozmowach w Brukseli między czeskim premierem Andrejem Babiszem, a Mateuszem Morawieckim, szef polskiego rządu ogłosił, że Praga wniosek do TSUE wycofa. Polski premier mówił wówczas o proponowanych Czechom rozwiązaniach, niemal identycznych z tymi, jakie od lutego leżały na stole. Babisz, że doszło do jakichkolwiek ustaleń, zaprzeczył.

Polityk PiS: To może być gra biznesowa

Pytany o te informacje poseł PiS Arkadiusz Mularczyk podkreślił w "Debacie Dnia", że "ma zaufanie do rządu i premiera". 

- Padły pewne deklaracje (o dojściu do porozumienia pomiędzy Polską i Czechami - red.). Myślę, że one są prawdziwe. Poczekajmy na ustosunkowanie się naszych pełnomocników i rządu do dzisiaj podawanych informacji. Do Czechów należą kopalnie w ich kraju i Niemczech. Być może to gra gospodarcza, biznesowa - sugerował w Polsat News. 

Natomiast poseł Lewicy Tomasz Trela mówił o "bufonadzie, arogancji i indolencji władzy". - Gdyby z Czechami rozmawiano kilka miesięcy temu, jak zapewniano parlamentarzystów na sejmowych komisjach, to pewnie tej sytuacji byśmy uniknęli. (...) Teraz wychodzą i jeszcze oszukują. Za oszustwo zapłacą Polki i Polacy - stwierdził w "Debacie Dnia".

Polsatnews.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas