To nie jazda na rowerze jest niebezpieczna
Wielu rowerzystów odbyło kiedyś taką rozmowę. Stoisz na światłach i kierowca, najczęściej mężczyzna, zagaduje przez otwarte okno. "Gratuluję odwagi - mówi jowialnie. Ja nie wsiadam na rower. To zbyt niebezpieczne". Kiedy mi się to zdarza, zwykle zdążę tylko uśmiechnąć się niemrawo, zanim światło się zmieni. Ale w równoległym świecie dowiedziałbym się, gdzie kierowca mieszka, i wieczorem wparowałbym mu do salonu.
Peter Walker
Fragment książki "Jak rowery mogą uratować świat"
"Niebezpieczne?", wrzasnąłbym na faceta podrywającego się z kanapy oświetlonej błękitną poświatą płaskiego telewizora. "Myśli pan, że jeżdżenie na rowerze jest niebezpieczne? To telewizja pana zabije". Oczywiście takie zachowanie byłoby mocno pretensjonalne i naraziłbym się na zasłużony prawy sierpowy, ale to ja miałbym rację. Brzmi to zupełnie nieintuicyjnie, ale oglądanie telewizji może być bardziej niebezpieczne niż lawirowanie rowerem między ciężarówkami w dużym mieście.
Nie trzeba wierzyć mi na słowo, wystarczy posłuchać doktora Adriana Davisa, który od trzydziestu lat doradza brytyjskiemu rządowi, brytyjskiej służbie zdrowia i Światowej Organizacji Zdrowia w kwestii zależności pomiędzy zdrowiem publicznym a transportem. "Ludzie, którzy mówią, że jeżdżenie rowerem jest niebezpieczne, nie mają racji - mówi. Zabije nas siedzenie w miejscu, co większości społeczeństwa zdarza się zdecydowanie za często" . Jak to możliwe? Po części dlatego, że chociaż jazda rowerem w Wielkiej Brytanii i innych krajach zdominowanych przez samochody jest ciągle mniej bezpieczna niż powinna być, to i tak niesie mniejsze ryzyko, niż wielu ludzi uważa. Tymczasem zaskakująco mało osób zdaje sobie sprawę, jakie zagrożenie dla zdrowia stwarza brak aktywności fizycznej.
Co roku na rowerach ginie niewiele ponad setka Brytyjczyków (w Polsce w 2017 roku zginęło 220 rowerzystów i ta liczba spadła o ponad połowę w ciągu dekady - przyp. red). Ta liczba powinna być znacząco niższa. Jednak według ekspertów od zdrowia publicznego przez te same dwanaście miesięcy 85 tysięcy innych osób umrze z powodu chorób wywołanych brakiem aktywności fizycznej, przede wszystkim na choroby serca i raka. A to i tak ostrożne szacunki.
Zależnie od tego, kogo zapytać, siedzący tryb życia jest drugim albo czwartym najważniejszym czynnikiem ryzyka przedwczesnej śmierci. Niewiele dalej plasuje się otyłość, którą brak ruchu pogłębia. Starając się zrównoważyć to zagrożenie, w 2010 r. badacze z jednostki o mówiącej za siebie nazwie Instytut Nauk Szacowania Ryzyka na Uniwersytecie w Utrechcie przestudiowali kilkadziesiąt opracowań, żeby policzyć, co by się stało, gdyby z dnia na dzień 500 tysięcy osób przesiadło się z samochodu na rower. Czy korzyści z większej ilości ruchu przewyższyłyby zagrożenia związane z zanieczyszczeniem i wypadkami? Dla bezpiecznej i przyjaznej rowerom Holandii wyniki były jednoznaczne: średnio korzyści przewyższały zagrożenia mniej więcej dziewięciokrotnie, a w starszych grupach wiekowych ten współczynnik rósł jeszcze bardziej. Jednak niezależnie od kraju wszędzie efekty były oszałamiająco pozytywne. Nawet w Wielkiej Brytanii korzyści związane z większą długością życia były siedmiokrotnie wyższe niż zagrożenia.
Teraz dokonajmy ekstrapolacji - przenieśmy wyniki z grupy 500 tysięcy osób na skalę całego kraju. Nawet w takich miastach jak Londyn, Birmingham czy Glasgow, gdzie ulice są mało przyjazne, niebezpieczeństwa wiążące się z transportem rowerowym stają się mało widocznym słupkiem na wykresach przedstawiających tendencje w zdrowiu publicznym. Im dokładniej przyjrzeć się danym, tym więcej widać zagrożeń spowodowanych spędzaniem życia na kanapie. Podczas szeroko zakrojonego badania amerykańskiego National Cancer Institute (Krajowego Instytutu Badań nad Rakiem) naukowcy monitorowali przez osiem lat ponad pół miliona Amerykanów w wieku od pięćdziesięciu do siedemdziesięciu lat.
Główny wniosek? Częste oglądanie telewizji znacznie podnosi ryzyko śmierci, nawet po uwzględnieniu takich czynników, jak palenie, wiek, płeć, rasa i wykształcenie. W przypadku uczestników badania, którzy najwięcej czasu spędzali przed telewizorem - średnio aż siedem godzin dziennie lub więcej - ryzyko, że umrą podczas trwania projektu, było o 60 procent wyższe niż u tych, którzy ograniczali się do godziny lub mniej. Badacze, którzy zajmują się tą tematyką, zapewniają, że nawet stosunkowo niewielka dawka spokojnych ćwiczeń może ograniczyć ryzyko śmierci.
Okazuje się, że rewelacyjne efekty przynosi przede wszystkim jazda na rowerze. Częściowo dlatego, że łatwo ją włączyć w codzienny tryb życia, ale też dlatego, że zachęca ludzi do podejmowania trochę większego wysiłku, co tylko napędza korzyści. Wiele naukowych opracowań dowodzi, że ludzie regularnie jeżdżący na rowerze mają mniejsze skłonności do otyłości, cukrzycy, udarów, chorób serca i różnych rodzajów raka. Rowerzyści nie tylko zyskują kilka lat życia, ale mają też większe szanse pozostać mobilnymi i niezależnymi w podeszłym wieku. Naukowcy zaczynają już poznawać zależność między aktywnością fizyczną a naszym mózgiem i jej możliwym wpływem przeciwdziałania demencji. Najbardziej kompleksowe badanie korzyści zdrowotnych związanych z poruszaniem się rowerem - omówię je później - wykazało, że u ludzi, którzy jeździli do pracy rowerem, istnieje o 40 procent mniejsze ryzyko zgonu w czasie piętnastu lat badania niż pozostałych. To brzmi praktycznie jak cud. Gdyby te korzyści można było podawać w postaci szczepionki, zostałaby uznana za przełom medyczny wszech czasów. Naukowcy, którzy by to osiągnęli, mieliby Nobla w kieszeni. Uratowano by miliony osób. A ten cudowny lek już istnieje.
Pandemia bezruchu
Zapytani o zalety roweru eksperci od spraw zdrowia publicznego z zasady zaczynają od podkreślenia jednego zasadniczego paradoksu. Na przestrzeni zaledwie kilku dekad w stylu życia dokonały się olbrzymie przeobrażenia, ale podstawowe mechanizmy fizjologiczne pozostają mniej więcej niezmienione od kilkudziesięciu tysięcy lat. Zdaniem Adriana Davisa: "Człowiek powstał jako gatunek zbieraczy i myśliwych. Dotąd nie wyrośliśmy z naszego biologicznego przeznaczenia. Jesteśmy wręcz stworzeni do fizycznej aktywności, a tymczasem w czasach nowoczesnych zrobiliśmy co tylko się da, żeby usunąć wysiłek fizyczny z naszego życia. Do tego stopnia, że korzystamy z elektrycznych szczoteczek do zębów". Davisowi wtóruje Francesca Racioppi, doświadczona autorka strategii pracująca dla Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), która od dwudziestu lat tworzy programy zachęcające ludzi do ruchu. "Musimy pamiętać, że obecnie żyjemy diametralnie inaczej niż jeszcze nie tak dawno temu. Kiedyś połowa z nas uprawiała rolę, a pozostałe 40 procent pracowało w fabrykach. To są zajęcia wymagające wysiłku fizycznego. Obecnie ogromna większość pracuje w zawodach, które eliminują aktywność i musimy zmagać się z nieplanowanymi efektami ubocznymi tej zmiany".
A zakres efektów ubocznych jest ogromny. Stwierdzenie, że świat stoi na skraju zdrowotnej katastrofy spowodowanej siedzącym trybem życia, nie jest przesadą. Jakie są rozmiary tego kataklizmu? Zależy kogo zapytać. Kwestia jest złożona, w dużej mierze dlatego, że problemy spowodowane brakiem ruchu łączą się z dolegliwościami powiązanymi z otyłością. Jak podaje WHO w skali świata co roku brak aktywności fizycznej zabija 3,2 miliona osób. Tak jakby co roku przedwcześnie umierała cała ludność obszaru metropolitalnego Manchesteru. Około 9 tysięcy osób dziennie.
WHO prowadzi zestawienie najpowszechniejszych przyczyn zgonu na świecie. Brak ruchu plasuje się na czwartym miejscu, wyżej w tym przygnębiającym rankingu znajdują się tylko wysokie ciśnienie krwi, papierosy i hiperglikemia. Jednak zdaniem niektórych specjalistów dane są zaniżone. Przed igrzyskami olimpijskimi w Londynie w 2012 r. "The Lancet", cieszące się szacunkiem czasopismo medyczne, przygotowało specjalny numer poświęcony, jak to ujęto, "pandemii bezruchu". Autorzy jednego z artykułów - główną autorką jest profesor I-Min Lee z Uniwersytetu Harvarda - szacują, że problem jest większy, niż podaje WHO. Profesor Lee zajmuje się epidemiologią, czyli badaniem trendów zdrowotnych w całej populacji. W badaniu obliczono, że brak ruchu jest przyczyną od 6 do 10 procent przypadków chorób serca, cukrzycy typu drugiego oraz raka piersi i jelita grubego, które zabijają około 5,3 miliona ludzi rocznie, mniej więcej tyle, ile papierosy10. To już nie jest populacja obszaru metropolitalnego Manchesteru, to jest ludność Szkocji.
Żeby zrozumieć problem od strony naukowej, zwróciłem się do doktora Justina Varneya, kierownika departamentu do spraw dobrostanu dorosłych w agencji rządowej Public Health England. Chciałem wiedzieć, co by się stało, gdybym, hipotetycznie, odstawił rower i spędził najbliższe kilka lat, siedząc na kanapie i oglądając telewizję. Wyjaśnił, że moje mitochondria, jak to określił "silniki napędzające poszczególne komórki organizmu", bardzo by się rozleniwiły. Po krótkim czasie komórki przestałyby poprawnie funkcjonować, co zwiększyłoby ryzyko zachorowania na różne rodzaje raka, zwłaszcza raka jelita. Kolejny element to telomery. To fragmenty chromosomów, końcówki nici DNA, które rozpadają się wraz z wiekiem. Jednak proces starzenia można spowolnić poprzez aktywność fizyczną (oraz, jak dodał Varney, dzięki medytacji - uważa się, że to jeden z powodów dla których można spotkać tylu sędziwych mnichów buddyjskich). Naukowcy nie do końca rozumieją jeszcze, jak się to dzieje, ale w uproszczeniu, gdybym przestał ćwiczyć, zacząłbym się szybciej starzeć. Ponadto dzięki aktywności podnoszę tempo pompowania krwi, która może poprawnie zaopatrywać organy w tlen. Varney opisuje to tymi barwnymi słowami: "Jeśli wyobrazimy sobie, że krew jest płynącym strumieniem, to im szybciej krąży, tym sprawniej może usuwać różne paskudztwa z naszego ciała". Czyli jeśli zorganizowałbym sobie maraton lenistwa, to zwiększyłoby się ryzyko wszelakich dolegliwości, od podwyższonego ciśnienia krwi do chorób serca i raka.
Mój hipotetyczny eksperyment udało się, w pewnym sensie, zrealizować na szeroką skalę w najliczniejszym narodzie na świecie. W okresie niedawnego boomu gospodarczego w Państwie Środka miliony Chińczyków przestały poruszać się rowerem lub pieszo i przesiadły się do samochodów. Jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych poza kilkoma dużymi miastami praktycznie nie widywano w Chinach aut. Obecnie jeździ ich po drogach ponad 150 milionów. Efekty już dają o sobie znać. W Szanghaju przeprowadzono badanie, w ramach którego naukowcy monitorowali życie 75 tysięcy kobiet od 1997 do 2004 r. Okazało się, że w przypadku pań ciągle poruszających się po mieście rowerem ryzyko, że umrą w trakcie trwania badania, było o 35 procent niższe niż u ich rówieśniczek, które dotychczas były zdrowsze, ale za to mniej aktywne.
Nawet niewielka ilość ruchu może przynieść znaczące efekty. Francesca Racioppi opisuje niedawny projekt WHO zrealizowany wraz z Uniwersytetem Oksfordzkim. Celem było obliczenie, jakie zdrowotne korzyści przynosi nawet niewielka dawka ruchu. Wnioski? Aktywność fizyczna w bardzo skromnym wymiarze zalecanym przez WHO zmniejsza ogólne ryzyko przedwczesnej śmierci o 10 procent. "Nie chodzi o intensywną aktywność - mówi Racioppi. Wystarczy umiarkowany ruch w postaci chodzenia lub jazdy rowerem w podstawowym zakresie rekomendowanym przez WHO. Dziesięć procent to bardzo dużo, to znaczący zysk dla zdrowia. Gdybyśmy mówili o pigułkach, to ludzie uznaliby to za cudowny lek".
Podobał ci się ten materiał? Jeszcze więce w ramach akcji "Korba na rower: