Rybacy przeczesują dno, aby łowić. Przypadkowo doprowadzają do katastrofy
Komercyjne połowy ryb przy użyciu trałowania dennego oraz pogłębianie dna morskiego w celu utrzymania portów mają poważne konsekwencje klimatyczne – wskazuje nowe badanie naukowców z Uniwersytetu Otago opublikowane w „Science Advances”. Działalność ta zaburza zdolność oceanów do pochłaniania dwutlenku węgla, uwalniając do atmosfery od 2 do 8 milionów ton tego gazu rocznie.

Zaburzanie dna morskiego wpływa na oceaniczne cykle węglowe. Według Sebastiaana van de Velde, głównego autora badań i geochemika morskiego z Uniwersytetu Otago, „trawlery i pogłębiarki niszczą naturalną alkaliczność dna oceanicznego, co ogranicza zdolność mórz do absorbowania dwutlenku węgla”. Zjawisko to polega na wprowadzaniu do dna morskiego tlenu, który hamuje procesy chemiczne odpowiedzialne za utrzymywanie zasadowości (alkaliczności), kluczowej dla pochłaniania dwutlenku węgla.
„To jak ukryta emisja dwutlenku węgla - nie jest ona bezpośrednio widoczna, ale ma realny wpływ na klimat” - tłumaczy van de Velde.
Obecnie oceany pochłaniają około 30 proc. światowych emisji dwutlenku węgla. Głównym mechanizmem tego procesu jest tzw. alkaliczność wody morskiej, pozwalająca na absorbowanie dwutlenku węgla poprzez jego przekształcanie w kwas węglowy. Kiedy zaburzenia dna morskiego zmniejszają tę alkaliczność, ograniczają jednocześnie zdolność oceanów do dalszego pochłaniania dwutlenku węgla.
2 do 8 mln ton dwutlenku węgla idzie w atmosferę
Naukowcy wykorzystali dane dotyczące chemii dna morskiego, poziomu tlenu oraz częstotliwości trałowania i pogłębiania, tworząc globalny model matematyczny. Największy wpływ trałowania odnotowano w mulistych osadach stref przybrzeżnych i szelfów kontynentalnych. „Te rejony są kluczowe dla generowania alkaliczności i jednocześnie najbardziej narażone na intensywne połowy” - podkreśla van de Velde.
Roczna utrata alkaliczności oceanów w wyniku działań człowieka skutkuje uwolnieniem od 2 do 8 milionów ton dwutlenku węgla do atmosfery. Jest to wielkość porównywalna z emisjami generowanymi przez wszystkie działające obecnie na świecie instalacje wychwytu CO2 z powietrza.

Ograniczenie trałowania do jedyna droga
Zmiana technik połowowych oraz ograniczenie obszarów objętych trałowaniem może znacznie zmniejszyć emisje dwutlenku węgla. Według raportu International Council for the Exploration of the Sea (ICES) z 2021 roku, ograniczenie trałowania do 40 proc. obecnych obszarów połowowych pozwoliłoby zachować aż 60 proc. obszarów dna morskiego w stanie nienaruszonym, a spadek wydajności połowowej wyniósłby jedynie 10 proc.
„To rozwiązanie, które wydaje się oczywiste. Możemy nadal łowić ryby, ale musimy to robić mądrzej, minimalizując szkody dla klimatu” - zaznacza van de Velde.
Zdaniem badaczy, zmniejszenie intensywności trałowania w mulistych osadach dna morskiego przyniosłoby największe korzyści klimatyczne. „Tylko takie świadome działanie pozwoli zmniejszyć ukryte emisje dwutlenku węgla, które obecnie są pomijane w globalnych bilansach emisji” - mówi van de Velde.
Ryby na talerzu, klimat bezpieczny
Ograniczenie trałowania dennego i pogłębiania dna ma potencjał porównywalny do dużych projektów rekultywacji lasów namorzynowych czy mokradeł, ale przy znacznie niższych kosztach. Projekty tego typu mogą kosztować od tysięcy do nawet setek tysięcy dolarów za hektar, podczas gdy zmiany w praktykach połowowych byłyby znacznie tańsze i szybsze do wprowadzenia.
„Obecnie przeznaczamy ogromne środki na rozwój technologii wychwytu dwutlenku węgla. Równocześnie lekceważymy naturalne procesy, które moglibyśmy łatwo chronić” - tłumaczy badacz z Uniwersytetu Otago. Jego zdaniem czas najwyższy, by spojrzeć na morskie ekosystemy nie tylko jak na źródło żywności, ale także jak na kluczowy element ochrony klimatu.

Rybołówstwo w takiej formie to katastrofa
Choć wyniki badań są jasne, van de Velde podkreśla, że ze względu na niedostateczne dane o działalności połowowej, obliczenia te mogą być niedoszacowane. „W oceanach wciąż istnieje wiele niewiadomych. Wiemy, że nasze działania mają negatywny wpływ, ale pełna skala tego wpływu pozostaje nieznana” - zaznacza naukowiec .
Zdaniem autorów badania potrzebne są dalsze szczegółowe analizy, które pozwolą lepiej oszacować skalę szkód i opracować bardziej efektywne strategie ochrony dna morskiego. „Musimy dokładniej poznać skutki naszej działalności, żeby podjąć właściwe kroki naprawcze” - mówi van de Velde.
Na razie jest pewne jedno: zmiany są niezbędne. Rybołówstwo przyjazne klimatowi nie jest tylko możliwością, lecz koniecznością, jeżeli chcemy efektywnie chronić klimat i jednocześnie nie rezygnować z darów morza.