Początek końca paliw kopalnych? Najwięksi truciciele świata inwestują w zieloną energetykę
Zarówno Chiny, jak i Stany Zjednoczone, najwięksi na świecie emitenci dwutlenku węgla, przodują w dziedzinie paneli słonecznych i turbin wiatrowych. Energetyczna przemiana zachodzi szybciej, niż mówiły prognozy.
Coraz bardziej odczuwalne skutki zmian klimatycznych, takie jak fale upałów, pożary czy megapowodzie, sprawiają, że rośnie polityczna presja na ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Sprawa jest coraz pilniejsza. A to zaczyna wreszcie znajdować odzwierciedlenie w tempie dekarbonizacji wielu krajów.
Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) w tym roku nastąpi zdecydowanie największy w historii wzrost mocy elektrowni wiatrowych i słonecznych - w 2023 r. ma zostać dodanych 440 gigawatów “zielonej" mocy. Postęp widać także w innych sektorach gospodarki. Pojazdy elektryczne mają stanowić aż 18 proc. sprzedanych w tym roku samochodów, a ośrodek analityczny Rystad Energy twierdzi, że jesteśmy na najlepszej drodze do osiągnięcia szczytu emisji z paliw kopalnych do 2025 r. Zdaniem brytyjskiej firmy badawczej Ember, ten szczyt może już nawet być za nami.
Najwięksi emitenci na zielono
Za to przyspieszenie odpowiadają w znacznym stopniu kraje, które dotąd uchodziły za klimatyczne czarne owce. Chiny, światowy lider emisji zapowiedziały, że ich emisje gazów cieplarnianych osiągną szczyt do 2030 r., a kraj osiągnie zerowe emisje netto do 2060 r.
Aby spełnić te cele, Pekin inwestuje ogromne środki w zeroemisyjną energetykę. Ponad połowa odnawialnych źródeł energii oddanych do użytku w 2023 r. będzie właśnie w tym kraju. Chiny inwestują także w nowe elektrownie jądrowe i wodne.
Chińczycy są też właścicielami 60 proc. spośród wszystkich samochodów elektrycznych jeżdżących po światowych drogach. Na chińskim rynku pojawiły się już elektryki tańsze, od porównywalnych samochodów zasilanych benzyną czy dieslem.
USA. Emitują i inwestują
Drugi największy globalny emitent, USA, także zaczął prowadzić spójną politykę klimatyczną. Wprowadzona w życie ustawa o ograniczeniu inflacji przeznacza wielkie środki na rozwój zeroemisyjnej energetyki czy sieci ładowania samochodów elektrycznych. Według amerykańskiej Agencji Informacji o Energii do 2024 r. energia odnawialna będzie wytwarzać ponad jedną czwartą energii w USA. USA mogą ograniczyć swoje emisje o ponad połowę do 2035 r. Jest to jednak wynik gorszy, niż pierwotnie planowany. Amerykanie chcieli osiągnąć ten poziom do 2030 r., a zerowe emisje netto do 2050 r.
Problemem pozostaje trzeci największy emitent, czyli indie, które po 2030 r. nadal mają zwiększać swoje emisje. Czwarty, czyli Unia Europejska, znacznie przyspieszyła własne plany transformacji energetycznej po inwazji Rosji na Ukrainę. Aby zbudować niezależność energetyczną, kraje europejskie zdecydowanie szybciej stawiają nowe elektrownie wiatrowe i słoneczne. Według MAE, planowane na ten rok inwestycje w czyste źródła energii zwiększyły się o 40 proc.
Wszystko to oznacza, że globalne emisje z paliw kopalnych mogą wkrótce zacząć spadać. "Jest bardzo mało prawdopodobne, abyśmy przez tę dekadę nie osiągnęli szczytu emisji z paliw kopalnych", mówi magazynowi “New Scientist" Marina Domingues z Rystad.
Energetyka nie stanowi jednak całości problemu. Zmniejszenie emisji związanych z lotnictwem, rolnictwem czy niektórymi gałęziami przemysłu ciężkiego będzie znacznie trudniejsze i może wymagać przełomów technologicznych. Produkcja energii odpowiada jednak za ogromną część globalnych emisji, ich redukcje są więc kluczowe dla osiągnięcia celów zerowych emisji netto.