Roboty i drony na ratunek Czarnobylowi. Elektrownia zaminowana po inwazji Rosji

Naukowcy nadzorujący stan wyłączonej elektrowni atomowej w Czarnobylu proszą o wsparcie świata. Chcą, by roboty i drony monitorowały promieniowanie na jej obszarze, bo Rosjanie zniszczyli sieć czujników i zaminowali teren.

Rosyjscy najeźdźcy, którzy przez ponad miesiąc kontrolowali teren dawnej elektrowni atomowej w Czarnobylu, prawdopodobnie zniszczyli kluczowe systemy bezpieczeństwa monitorujące poziom radioaktywnych zanieczyszczeń
Rosyjscy najeźdźcy, którzy przez ponad miesiąc kontrolowali teren dawnej elektrowni atomowej w Czarnobylu, prawdopodobnie zniszczyli kluczowe systemy bezpieczeństwa monitorujące poziom radioaktywnych zanieczyszczeńUnsplash
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Rosyjscy najeźdźcy, którzy przez ponad miesiąc kontrolowali teren dawnej elektrowni atomowej w Czarnobylu, prawdopodobnie zniszczyli kluczowe systemy bezpieczeństwa monitorujące poziom radioaktywnych zanieczyszczeń. System zabezpieczeń, stworzony po awarii w 1986 r., będzie trudny do odtworzenia ze względu na znajdujące się na terenie elektrowni miny. Naukowcy monitorujący stan reaktora chcą zastąpić dotychczasowe czujniki robotami i dronami.

Czarnobyl zaminowany po inwazji Rosji

Strefa wyłączenia wokół Czarnobyla to najbardziej skażone promieniotwórczymi izotopami miejsce na świecie. Od czasu awarii była objęta gęstą siecią czujników. 67 z nich, tworzących układ znany jako kompleksowy system monitorowania promieniowania i wczesnego ostrzegania łączyło się ze znajdującą się w budynkach dawnej elektrowni bazą bezprzewodowo. Starsza sieć 28 czujników promieniowania gamma, znana jako Zautomatyzowany System Monitorowania Promieniowania, łączyła się z centralą za pomocą kabli.

Naukowcy nie byli jeszcze w stanie sprawdzić w pełni stanu, w jakim znajdują się obecnie czujniki bo od czasu wycofania się rosyjskich wojsk z tego regionu dostęp dla cywilów nadal jest ograniczony. Obawy budzi bezpieczeństwo pracowników elektrowni i naukowców, bo najeźdźcy zaminowali teren i pozostawili po sobie niewybuchy.

Roboty i drony ruszą na ratunek

Istnieje jednak poważna obawa, że większość z elementów systemu monitorowania została zniszczona lub skradziona. Olena Pareniuk z Instytutu Problemów Bezpieczeństwa Elektrowni Jądrowych (ISPNPP) na Ukrainie, który nadzoruje badania w Czarnobylu, mówiła na niedawnej konferencji naukowej poświęconej odtwarzaniu środowiska skażonego promieniotwórczo, że po inwazji większość czujników straciła kontakt z bazą i do tej pory nie udało się ich aktywować.

Większość czujników znajdowała się w niewielkich, metalowych szopach które mogły zostać zniszczone przez najeźdźców. Istnieje nadzieja, że przetrwały niektóre czujniki znajdujące się w bardziej odizolowanych częściach strefy wykluczenia. Ale ogólny stan sieci monitoringu budzi niepokój badaczy.

Dodatkowo pierwsze oględziny elektrowni wskazują na to, że większość komputerów, serwerów i sprzętu wykorzystywanego do gromadzenia i tworzenia kopii zapasowych danych zostało zniszczonych lub skradzionych. Naukowcy utracili historyczne dane i nie są w stanie dokonywać i zapisywać wyników nowych pomiarów.

"Wszystkie serwery i oprogramowanie zostały skradzione. Nie wiemy, co stało się z czujnikami zamontowanymi na zewnątrz" mówiła Pareniuk podczas konferencji przeprowadzonej online. "Oczywiste jest, że potrzebujemy nowego systemu monitorowania. Musimy w tym celu uczyć się na doświadczeniach zbieranych na całym świecie".

Kiedy rozpoczną się prace?

System powinien zacząć pracę możliwie szybko. Ale tu na przeszkodzie stają wspomniane miny. Próba instalacji stacjonarnych czujników może zagrażać życiu naukowców i techników zabezpieczających technologię.

Dlatego właśnie na konferencji zaproponowano dwa inne rozwiązania. Japońscy naukowcy po katastrofie elektrowni Fukushima Daiichi w 2011 r. wykorzystywali do pobierania próbek gleby oraz monitorowania poziomu promieniowania śmigłowce i drony. Z kolei brytyjscy naukowcy przetestowali już przenośne czujniki, które mogą monitorować poziom promieniowania a nawet wykrywać poszczególne izotopy na odległość.

Przed wojną przeprowadzili już testy tego urządzenia w Czarnobylu na samobieżnym, czworonożnym robocie firmy Boston Dynamics. Problemem jest jednak cena takiego urządzenia: jeden czujnik kosztuje ponad 12 tys. funtów, bo do jego budowy muszą być wykorzystywane odporne na promieniowanie komponenty elektroniczne, zazwyczaj stosowane w lotnictwie czy wojskowości.

Ostatecznie to właśnie pieniądze będą najważniejszym czynnikiem decydującym o tym, kiedy i w jakiej formie powstanie nowy system monitorowania skażenia terenu wokół elektrowni. Mimo, że wojna jest jeszcze daleka do zakończenia, Ukraina już podlicza sięgające dziesiątek miliardów dolarów koszty odbudowy zniszczonej przez Rosjan infrastruktury. Sama droga przebiegająca między Czarnobylem a pobliskim Sławutyczem, w którym mieszka większość naukowców pracujących w elektrowni, będzie kosztować około 35 mln dolarów. Budowa nowej drogi jest konieczna, bo dotychczasowa trasa przebiegała częściowo przez terytorium Białorusi.

Naukowcy obecni na konferencji podkreślali jednak, że fundusze na sieć monitoringu muszą się znaleźć. “Ważne jest, by zapewnić niezawodność sieci monitorowania promieniowania. To istotne choćby z punktu widzenia uspokojenia opinii publicznej" mówił na konferencji prof. Mike Wood z Uniwersytetu Salford w Wielkiej Brytanii. “Ale ta sieć jest także podstawową częścią międzynarodowych zabezpieczeń obiektów jądrowych".

Kiedy Rosja przejęła w lutym elektrownię w Czarnobylu, czujniki wskazaly podwyższony poziom promieniowania. Początkowo sądzono, że wskazania były spowodowane skażonym pyłem wzbijanym w powietrze przez czołgi, ale późniejsze badania wykazały, że najprawdopodobniej był to fałszywy alarm spowodowany zakłóceniami wywoływanymi przez sprzęt wojskowy.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas