Raport finansowy PGE. Koszty praw do emisji CO2 w 2021 r. wynosiły 18 procent
Mateusz Czerniak
Polska Grupa Energetyczna opublikowała raport finansowy za zeszły rok, z którego wynika, że udział wykupu praw do emisji dwutlenku węgla stanowił 18 proc. kosztów w przychodach powiększonych o VAT. W związku z tym pojawiły się krytyczne głosy, że stoi to w opozycji z informacjami podawanymi na banerach na początku roku.
"Z opublikowanego dziś sprawozdania finansowego @Grupa_PGE za 2021 r. wynika, że koszty emisji #CO2 stanowiły w tym roku tylko ok. 18% rachunków za prąd. 18 proc. a nie 60 proc. Ostatnia kampania była zwyczajną manipulacją" - napisał po opublikowaniu raportu finansowego PGE Michał Przybylak, wiceprzewodniczący wielkopolskiej Nowoczesnej.
Odnosił się on do kampanii Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie, w ramach której w całej Polsce stanęły billboardy z napisem "polityka klimatyczna UE = droga energia i wysokie ceny" oraz stwierdzeniem, że "opłata klimatyczna Unii Europejskiej to aż 60 proc. kosztów produkcji energii".
"60 proc. kosztów produkcji energii elektrycznej to koszt uprawnień CO2 - takie są fakty. Kampania Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie nie odnosiła się do rachunku klienta, ale do kosztów wyprodukowania energii elektrycznej" - odpowiedziała pod jego tweetem PGE.
I o ile rzeczywiście to, co pisze PGE, pokrywa się z faktycznymi danymi - za 60 proc. kosztów wytworzenia energii odpowiada koszt uprawnień do emisji, a baner polskich elektrowni nie mówił o rachunku klienta, to kontrowersje budzi fakt, że przeciętny odbiorca może nie mieć wiedzy o tym, że kwota na jego rachunku i koszty produkcji to dwie różne rzeczy. Na kwotę widoczną na rachunku na prąd oprócz kosztów energii składają się jeszcze bowiem opłaty, takie jak np. dystrybucyjne, przesyłowe, mocowe, oraz VAT i akcyza, co sumarycznie sprawia, że koszty praw do emisji CO2 odpowiadają za ok. 23 proc. końcowego rachunku.
Manipulacja klientem?
Dlatego WWF Polska zaskarżyła kampanię towarzystwa Polskie Elektrownie do Rady Reklamy. Fundacja Frank Bold zgłosiła natomiast do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta (UOKiK) informacyjne broszury o podobnej treści, które przekazywało swoim klientom kilka spółek, takich jak Tauron Polska Energia SA, Energa Obrót i PGE Obrót. Na broszurach tych znajdowała się informacja o tym, że koszt uprawnień do emisji stanowi 59 proc. już nie kosztów produkcji energii, ale uśrednionej ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych, co w ocenie ekspertów nie jest prawdą.
- Jako WWF zgłosiliśmy kampanię towarzystwa Polskie Elektrownie do Rady Reklamy. Towarzystwo twierdziło, że to kampania edukacyjne, ale naszym zdaniem była to wprowadzająca w klientów w błąd kampania reklamowa. Rada Reklamy przyznała nam rację - mówi Zielonej Interii Marcin Kowalczyk, Kierownik Zespołu Klimatycznego WWF Polska.
UOKiK natomiast stwierdził, że informacje wysyłane klientom przez spółki mają charakter "propagandowy", a jeśli chodzi o treści na banerach, to "wiele wskazuje, że są nieprawdziwe". Zażądał też wyjaśnień od spółek.
Rekordowe zyski
Co w takim razie wynika jednak z informacji o udziale kosztów praw do emisji w przychodach PGE?
- Raport finansowy PGE pokazuje, że koszty ponoszone z tytułu kupna praw do emisji nie wpływają znacząco na przychody spółki. Przychody te tak naprawdę są uzależnione od szeregu innych czynników. Koszty związane z rynkiem handlu emisjami wcale nie przekładają się na dużo gorsze wyniki finansowe, co widać, zwłaszcza jeżeli spojrzymy na to, że PGE osiągnęła w zeszłym roku rekordowy zysk netto - mówi Zielonej Interii Marcin Kowalczyk.Jak stwierdza ekspert, zysk ten wynika z faktu, że ceny energii nie są bezpośrednio uzależnione od kosztów jej wytwarzania, tylko są uzależnione od kosztu wytworzenia jej w najdroższej w danym momencie elektrowni. - To nie musi być nawet elektrownia węglowa. W zeszłym roku rekordowe zyski były osiągane przy dość wysokich cenach uprawnień. W praktyce ceny energii były dużo wyższe ze względu na to, że napędzała je wtedy cena gazu, która osiągała rekordowe poziomy - mówi Kowalczyk i podkreśla, że "można też dyskutować, w jakim momencie w ogóle ponoszone był koszty związane z zakupem praw do emisji" - Uprawnienia nie muszą być bowiem kupowane na bieżąco, mogą być kupowane z wyprzedzeniem i niektóre spółki zabezpieczały się, kupując je wtedy, gdy ceny uprawnień były dużo tańsze, czasami nawet po 5 euro - tłumaczy ekspert.Mateusz Czerniak