Wielkie inwazyjne ślimaki plagą w Polsce. Pożerają najcenniejsze rośliny
Zżerają wszystko, co wejdzie im pod tarkę, którą ślimaki rozcierają i pożerają wszelki pokarm. Z ogródków znikają marchewki, groszki, kwiaty, nawet te rośliny, które - wedle porad - miały stanowić zaporę dla żarłocznych ślimaków bez skorup, jak szałwia. W tym roku te mięczaki to plaga. Ludzie przecierają oczy na widok wysypu intruzów, przecierają też oczy na widok tego, jak potrafią być ogromne.
Grządki, trawnik, nawet taras i schody są pokryte resztkami śluzu - raportują działkowicze, ogrodnicy i właściciele małych ogródków przydomowych. To ślady żerowania ślimaków, zwłaszcza pomrowów, których wysyp w tym roku jest wielką plagą. Śluzu jest wszędzie mnóstwo. Nie wysycha on i nie znika, bowiem padają deszcze i dzięki temu możemy się przekonać, jak wiele i jak ogromnych ślimaków nawiedza nasze uprawy, by je ogołocić.
Pomrowów zawsze było sporo w ogrodach i lasach, ale tegoroczny wysyp jest wyjątkowy. Zwierzęta pojawiają się masowo i to wszędzie. Pożerają wszystko, w tym ukochane i dopieszczane przez działkowców i ogrodników uprawy.
Znikają: domowa marchewka, pietruszka, groszek, sałata, zioła, nawet kwiaty. - Słyszałam, że odstrasza je szałwia, tymczasem u mnie zeżarły ją do łodyżki - mówi nam jedna z ogrodniczek załamana inwazją.
Trudno ją powstrzymać, bo większość drapieżników wzgardza tymi ślimakami bez skorup. Wydzielają one sporo śluzu, który ma je bronić przed atakami. Jest on niejadalny i odstraszający, więc ptaki, nawet jeże wolą skoncentrować się na innych ofiarach.
Ślimaki wydają się bezkarne i niezniszczalne, a sytuację utrudnia fakt, że wiele z nich to gatunki inwazyjne. Występują w Polsce niekiedy dopiero od niedawna i wiele naszych zwierząt nie nauczyło się jeszcze włączać je do swojej diety.
Ślimaków jest dużo, a pozostawione przez nie ślady śluzu niekiedy zdumiewają. Wskazują bowiem na to, że mamy do czynienia z osobnikami wręcz ogromnymi.
Śliniki i pomrowy to giganty świata ślimaków
Na pytanie, jaki jest największy polski ślimak, zapewne wielu krzyknie, że winniczek. Wśród ślimaków skorupowych istotnie winniczki wyróżniają się rozmiarami, ale pomrowy i śliniki potrafią je wielokrotnie przebić pod tym względem.
Szeroko opisywany ostatnio ślinik luzytański to jeden z największych gatunków. Okazałe osobniki osiągają nawet 15 cm długości, znacznie więcej niż winniczek. To te inwazyjne olbrzymy oskarżane są o plądrowanie naszych upraw i to one znajdują się w naszej faunie od niedawna.
Oryginalnie ślinik luzytański żyje na Półwyspie Iberyjskim, stąd jego nazwa (Luzytania = Portugalia). W Polsce pierwszy raz pojawił się w 1993 r., to znaczy wtedy go opisano, ale pewnie był tu nieco wcześniej. Dzisiaj ten charakterystyczny mięczak o beżowym kolorze zamieszkuje całą Europę łącznie z Islandią i jest zaliczanych do 100 najbardziej niebezpiecznych inwazyjnych gatunków kontynentu.
Gdy ktoś widzi dorodnego ślinika luzytańskiego, to aż trudno uwierzyć, że w Polsce żyją ślimaki jeszcze większe. Należy do nich chociażby pomrów wielki o charakterystycznym ciele pokrytym plamami. Po nich najłatwiej go rozpoznać.
Pomrów wielki jest jeszcze większy od ślinika luzytańskiego i potrafi osiągnąć nawet 20 cm. Przywleczono go także z zachodniej Europy, a centrum jego występowania to Półwysep Pirenejski podobnie jak w przypadku ślinika. Ten wielki i pokryty odstraszającym śluzem ślimak nie ma w Polsce w zasadzie żadnych naturalnych wrogów. Rozmnaża się bez przeszkód, rozrasta do dużych rozmiarów i dokonuje potężnych zniszczeń w uprawach.
Przebija go jeszcze większy ślimak bez muszli, o charakterystycznym ciemnym, niemal czarnym płaszczu. Nazywa się pomrów czarniawy. To ślimak pozbawiony plam i niezwykle duży, może przekraczać 20 cm. Już same rozmiary sprawiają, że jest poza zasięgiem wielu ptaków i innych drapieżników, które zjadają go także z uwagi na śluz. Wydawać by się mogło, że ten mięczak to nasz rodzimy gatunek, bo żyje w Polsce niemal od zawsze, ale i on jest inwazyjny. Tyle, że dotarł do Polski już kilkaset lat temu, zapewne w czasach dawnego handlu.
To pokazuje, że pozbawione muszli ślimaki nie tylko pożerają uprawy właścicieli grządek, szklarni u praw. To także groźne zwierzęta inwazyjne, których obecność w naszym ekosystemie to wielki problem. Nie mają wrogów, nikt i nic nie kontroluje ich liczebności, są bardzo ekspansywne i wszędobylskie. Zamieszkują rozmaite środowiska, jedzą wszelkie rośliny. Problem w tym roku narósł do takich problemów, że zaczynamy mieć do czynienia z inwazją poważnie zagrażająca naszej przyrodzie.