W 1972 r. stwierdzono, że społeczeństwo upadnie w XXI wieku. Przewidywania się sprawdzają

Słynny raport międzynarodowego think thanku, Klubu Rzymskiego, pt. "Granice wzrostu" zapowiadał, że szybki ekonomiczny wzrost doprowadzi do katastrofy w połowie XXI wieku. Nowa analiza pokazuje, że jesteśmy właśnie na tej ścieżce.

Pożar (zdjęcie ilustracyjne).
Pożar (zdjęcie ilustracyjne).Issy BaileyUnsplash
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Nowa analiza została wykonana przez Gayę Herrington, analityczkę KPMG, jednej z największych firm świadczących tzw. usługi profesjonalne, tzn. audyt, doradztwo podatkowe i doradztwo gospodarcze. Analiza została przeprowadzona na podstawie nowych empirycznych danych.

Warto zaznaczyć, że to nie pierwsze tego rodzaju badanie, które potwierdziło wnioski analizy sprzed prawie pół wieku. Poprzednie, przeprowadzone w 2014 r. przez naukowców z Uniwersytetu w Melbourne, wskazywało, że świat wyczerpie tanie zasoby minerałów w ciągu obecnego wieku. Trzeba też wyjaśnić, że "upadek społeczeństwa" nie oznacza wyginięcia ludzkości, ale bardziej ekonomicznego rozkładu, który zaowocuje ostatecznie obniżeniem się poziomu życia ludzkości.

Upadek ludzkości

Przewidywania raportu Klubu Rzymskiego zostały opracowane przez naukowców Massachusetts Institute of Technology. Według ich modelu cywilizacja jest na drodze do upadku ze względu na nadmierną eksploatację planety. Po opublikowaniu raportu wywołał on ogromne kontrowersje i krytykę. Jednak teraz analiza wykonana przez KGPM i opublikowana w czasopiśmie naukowym "Yale Journal of Industrial Ecology" potwierdza tamte wnioski.

Stwierdza ona, że obecna trajektoria rozwoju globalnej cywilizacji prowadzi do załamania wzrostu gospodarczego w ciągu najbliższej dekady, a w najgorszym przypadku może doprowadzić do upadku społeczeństw już około 2040 r. Badanie to stanowi pierwszy przypadek poważnego potraktowania "Granic wzrostu" przez czołowego analityka działającego w ramach globalnej korporacji. Trzeba jednak podkreślić, że samo badanie nie jest prowadzone w imieniu KGPM i niekoniecznie odzwierciedla poglądy firmy. Herrington przeprowadziła analizę, jako element swojej pracy naukowej na Uniwersytecie Harvarda.

W swojej analizie Herrington zbadała dane dotyczących 10 kluczowych zmiennych: populacji, wskaźników płodności, śmiertelności, produkcji przemysłowej, produkcji żywności, usług, zasobów nieodnawialnych, trwałych zanieczyszczeń, dobrobytu i śladu ekologicznego. Badaczka stwierdziła, że dane pokrywają się z dwoma scenariuszami z raportu "Granice wzrostu" - "BAU2" (business as usual - biznes jak zwykle) oraz "CT" (comprehensive technology - kompleksowa technologia). Oba te scenariusze przewidują zatrzymanie wzrostu gospodarczego w ciągu około dekady od teraz.

"Oba scenariusze wskazują, że kontynuowanie rozwoju na zasadzie ciągłego wzrostu nie jest możliwe. Nawet w połączeniu z bezprecedensowym rozwojem i wdrożeniem technologii doprowadziłoby to do spadku kapitału przemysłowego, produkcji rolnej i dobrobytu jeszcze w tym wieku" - stwierdza autorka nowej analizy. Scenariusz "CT" nie doprowadziłby jednak do wspomnianego na początku "upadku społeczeństw", czy ekonomicznego cofnięcia się w rozwoju.

Dekada na zmiany

Analiza Herrington daje jednak nadzieje. Nadal istnieją szanse na ziszczenie się innego scenariusza - "SW" (stabilized world - ustabilizowany świat). Może się to stać dzięki postępowi technologicznemu oraz zwiększeniu inwestycji w usługi publiczne takie, jak edukacja czy służba zdrowia. Miałoby to zastąpić dogmat wzrostu dla samego wzrostu, który szkodzi planecie. Na zmianę kursu ludzkość ma jednak tylko dekadę. Herrington podkreśliła, że świat podczas pandemii pokazał, że potrafi działać zdecydowanie i takiej samej reakcji potrzeba w stosunku do kryzysu ekologicznego.

Niestety nowe analizy dotyczące inwestycji państw w gospodarkę napawają niepokojem. Według raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej kraje na świecie przeznaczyły zaledwie dwa procent swoich wydatków odbudowujących gospodarki po pandemii na rozwój bezemisyjnej energetyki. To oznacza, że w 2023 r. emisje CO2 osiągną historyczny rekord, a świat oddala się od wypełnienia celów Porozumienia paryskiego, które miały zapobiec katastrofie klimatycznej.

Źródło: VICE, IEA, The Guardian

mcz

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas