Dostawcy prądu spowodowali pożary w Los Angeles? Jest pozew
Jedna z hipotez dotyczących przyczyn tragicznych pożarów pustoszących okolice Los Angeles wskazuje na odpowiedzialność lokalnego dostawcy energii – firmy Southern California Edison (SCE). W Altadenie, gdzie ogień doszczętnie zniszczył liczne domy i zakłady usługowe, poszkodowani mieszkańcy złożyli już kilka pozwów sądowych. Pozwy mogą potencjalnie kosztować spółkę setki milionów dolarów.
Altadena, ciche przedmieście Los Angeles, została niemal zupełnie zniszczona przez niedawne pożary. Tak zwany „Eaton fire” strawił ponad 7 tysięcy budynków, zbierając tragiczne żniwo w postaci co najmniej dwudziestu ofiar śmiertelnych. Po dziewięciu dniach pożar jest nadal, według władz Kalifornii, opanowany w zaledwie 55 procentach.
Trwają już jednak oficjalne dochodzenia mające wyjaśnić przyczynę pojawienia się płomieni. Spora grupa mieszkańców nie ma jednak wątpliwości, że ten ogień został spowodowany przez zaniedbania miejscowego dostawcy elektryczności. „Wnieśliśmy pozew, by zabezpieczyć dowody: posiadamy nagrania wideo, zdjęcia oraz relacje naocznych świadków, którzy zauważyli iskrzenie i łuk elektryczny na przewodach” – mówi adwokat Ali Moghaddas, cytowany przez The Verge.
Obserwacje te pokrywają się z danymi firmy Whisker Labs, zajmującej się monitorowaniem sieci energetycznych. Analizy wykazują „znaczny skok” usterek w obrębie pobliskich linii tuż przed wybuchem pożaru. Sytuacja na tyle przeraziła lokalnych mieszkańców, że kilku z nich w trybie natychmiastowym postanowiło wejść na drogę sądową.
Southern California Edison, poprzez swojego rzecznika Jeffa Monforda, zaprzecza jednak, by linie były sprawne w momencie rozprzestrzenienia się ognia. „Nasze myśli pozostają przy społecznościach zmagających się z dewastującymi pożarami. Kontynuujemy wsparcie w tym trudnym czasie, a jednocześnie czekamy na wyniki śledztwa. Zgodnie z naszą wiedzą, linie zostały wyłączone na długo przed wybuchem pożaru” – przytacza słowa Monforda The Verge.
Fala pozwów i wcześniejsze przypadki
Nie jest to pierwszy raz, gdy SCE staje przed perspektywą wielomilionowych roszczeń związanych z pożarami. Przedsiębiorstwo już wcześniej zawierało ugody za wybuchające w Kalifornii pożary, co łącznie kosztowało je kilkaset milionów dolarów. Tym razem prawnicy mieszkańców Altadeny występują z co najmniej czterema pozwami, złożonymi w pierwszej kolejności przez osoby, które straciły dorobek życia. Wszystkie te osoby twierdzą, że SCE niewłaściwie zareagowało na ostrzeżenia meteorologiczne o nadchodzących wichurach i nie odcięło dostaw prądu na czas.
„Byliśmy świadomi silnych wiatrów. Prognozy jasno wskazywały wzmożone ryzyko pożarowe, jednak SCE nie zrobiło wszystkiego, co było w ich mocy” – mówi Moghaddas.
Oficjalne postępowanie w sprawie przyczyn rozprzestrzenienia się ognia prowadzi obecnie Kalifornijski Departament Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej (Cal Fire). Jak informują reporterzy LA Times, służby zabezpieczyły już fragment infrastruktury SCE – mowa o wieży przesyłowej, pod którą najprawdopodobniej doszło do pierwszego kontaktu iskrzenia z roślinnością.
„Wszystko wskazuje na linie energetyczne” – ale czy na pewno?
Mimo że część obserwatorów sytuacji nie ma złudzeń co do odpowiedzialności SCE, eksperci podkreślają, że pełny obraz może się okazać bardziej skomplikowany. „To źle wygląda dla Edisona, ale wciąż nie mamy pewności. Między ‘tak to wygląda’ a ‘wiemy na pewno’ jest dość duża różnica” – komentuje w LA Times prof. Michael Wara, dyrektor Programu Polityki Klimatycznej i Energetycznej na Uniwersytecie Stanforda.
Wara przypomina, że warunki pogodowe w Kalifornii tej zimy były rekordowo trudne: oprócz silnych wiatrów występują epizody bardzo niskiej wilgotności powietrza, co stwarza idealne warunki do szybkiego rozprzestrzeniania się płomieni. Nawet jeśli linie rzeczywiście iskrzyły, nie musi to oznaczać automatycznej winy przedsiębiorstwa – wszystko zależy od okoliczności, w jakich doszło do zwarcia.
Niemniej jednak część prawników nie zamierza czekać, aż ruszy formalna procedura dochodzenia w sprawie odpowiedzialności cywilnej i karnej. Jak informuje LA Times, mecenasi z kancelarii Singleton Schreiber oraz Bridgford, Gleason & Artinian złożyli pozwy jeszcze zanim pożar został w pełni opanowany. Ich celem jest ochrona potencjalnych dowodów, które – zdaniem prawników – mogłyby się „ulotnić” wraz ze zniknięciem śladów na linii czy w okolicy podpory.
Konieczne śledztwo i pytania o przyszłość
Wiele wskazuje na to, że i tym razem determinacja poszkodowanych jest duża. Zdaniem prawnika Geralda Singletona, przywołanego przez LA Times, „zdjęcia i wideo z pierwszych godzin pożaru nie pozostawiają złudzeń, że źródłem płomieni były urządzenia elektryczne należące do Edisona”. Raporty Cal Fire muszą to jednak potwierdzić bądź wykluczyć, co może zająć nawet kilka miesięcy.W kolejnych dniach synoptycy przewidują utrzymujące się porywiste wiatry, co może skomplikować działania straży pożarnej. W okolicy płoną inne pożary, które w sumie zabiły już ponad 25 osób.
Spółki energetyczne w Kalifornii stoją przed koniecznością wprowadzenia surowszych procedur bezpieczeństwa. Od kilku lat wspomina się o systemach wczesnego ostrzegania i automatycznego wyłączania zasilania na obszarach zagrożonych pożarem. Krytycy tych rozwiązań przypominają jednak, że planowe wyłączenia prądu bywają społecznie kosztowne i mogą na przykład sparaliżować działanie kluczowych instytucji w regionie. Pożary występują w coraz większej liczbie, ale jednocześnie rośnie zapotrzebowanie na energię elektryczną. Doprowadza to do sytuacji, w której spółki takie jak SCE muszą wybierać między potencjalnymi stratami wynikającymi z awarii sieci a kosztami związanymi z doraźnymi wyłączeniami.
Czy Kalifornię czeka gigantyczna ugoda?
Prawnicy reprezentujący poszkodowanych w Eaton fire podkreślają, że nie jest ich celem jedynie uzyskanie odszkodowań, ale również wymuszenie poprawy standardów bezpieczeństwa. Pozwy mają stanowić narzędzie nacisku na spółkę, by w przyszłości szybciej i częściej korzystała z możliwości wyłączania linii w sytuacjach wysokiego ryzyka.
Dla samych mieszkańców kluczowe jest teraz jak najszybsze uzyskanie wsparcia – nie tylko finansowego, ale też psychologicznego i logistycznego. Według LA Times, spora część poszkodowanych to osoby, które nie posiadały rozbudowanych polis ubezpieczeniowych. Oznacza to, że jedyną szansą na odbudowanie domów jest wygrana w sądzie lub szybka ugoda zawarta z firmą.
Pożary w Kalifornii już dawno przestały być incydentalnym problemem, a stały się regularnym elementem życia mieszkańców, zwłaszcza w okresach pojawiania się zimowych, pustynnych wiatrów Santa Ana. Wzrost temperatur i częste susze dodatkowo zaostrzają zagrożenie. „To nie jest zjawisko przejściowe. Będziemy coraz częściej walczyć z ogniem, a linie energetyczne będą musiały przejść modernizację” – przewiduje Michael Wara, cytowany w LA Times.