Minister klimatu dla Interii: Czas na dyskusje ws. Turowa minął
W obecnej sytuacji nie widzę sensu (dalszych negocjacji z Czechami - red.), bo nie ma tam woli. Do porozumienia potrzeba dwóch podpisów - mówi Interii minister Michał Kurtyka, odpowiedzialny za prowadzenie negocjacji z rządem w Pradze w sprawie kopalni Turów.
Łukasz Szpyrka, Interia: Wyliczył pan, że w czwartek odbyła się 17. tura rozmów w sprawie Turowa. Negocjacje zakończyły się fiaskiem. Wrócicie do stołu?
Michał Kurtyka: - Spędziliśmy w budynku czeskiego ministerstwa środowiska kilkaset godzin. W tym tygodniu praktycznie cały czas byliśmy w Czechach. Chcieliśmy się porozumieć, przedstawić w sposób zrozumiały naszą ofertę. Ona była dobra, skierowana przede wszystkim dla regionu libereckiego, którego mieszkańcy chcą bezpieczeństwa ekologicznego w przyszłości. Zaprezentowaliśmy bardzo pokaźny pakiet finansowy, możliwość realizacji projektów wodociągowych, infrastruktury wodnej. Projekty te bezpośrednio wspierałyby kraj liberecki, czyli sąsiedztwo Turowa. To również oferta w zakresie monitorowania środowiskowego.
Tylko czy ta oferta wciąż leży na stole, czy negocjacje zostały bezpowrotnie zerwane?
- Nie widzę możliwości, byśmy mogli kontynuować negocjacje bez zmiany nastawienia naszych partnerów. Jeżeli rozmawialiśmy przez 17 tur, spędziliśmy razem setki godzin, a po raz kolejny wracamy do tematów wcześniej zamkniętych, to wnioskuję, że nie ma woli politycznej i chęci, by to porozumienie zawrzeć. Powodowałoby to tylko koncert nieustających tur negocjacyjnych prowadzących donikąd. W ten sposób nie rozwiążemy problemu.
Rozumiem, że weekend spędza pan w Warszawie i w najbliższym czasie nie wybiera się do Pragi.
- Musi się zmienić nastawienie czeskiej strony, żebyśmy byli w stanie w jakikolwiek sposób rozmawiać. W obecnej sytuacji nie widzę jednak sensu, bo nie ma tam woli. Do porozumienia potrzeba dwóch podpisów. Nie możemy przedstawiać oferty, której nie zaakceptuje czeski rząd. Co z tego, że jest ona atrakcyjna, co z tego, że rozwiązuje problemy sygnalizowane przez mieszkańców, skoro warunkiem ich realizacji jest podpis czeskiego rządu? A tego podpisu nie ma, więc nie mogę przekazać mieszkańcom Czech dobrego komunikatu.
Właśnie komunikaty z obu stron są kompletnie rozbieżne. Przekazaliście w czwartek, że rozmowy zostały zerwane, a Czesi utrzymują, że są gotowi je kontynuować. To może z polskiej strony brakuje tej woli?
- Jeśli wszyscy chcemy rozwiązać tę sprawę, to ją rozwiązujemy. A jeżeli po raz kolejny rozwiązane już kwestie znów stają się przedmiotem dyskusji, to znaczy, że po stronie czeskiej brakuje woli. Gdy byliśmy bliscy zawarcia porozumienia, spotkaliśmy się z eskalacją żądań. Z naszej strony wola porozumienia jest oczywista, bo leży ona w naszym interesie i niczego nie musimy udowadniać. Po stronie czeskiej jest natomiast czysta kalkulacja polityczna, która mówi: "a dlaczego nie przeciągać tego spektaklu dłużej"?
Mówi pan o eskalacji. Czego właściwie zażądali Czesi?
- Strona czeska domaga się, by porozumienie było absolutnie wykraczające poza jakiekolwiek normy, pod które podlegają suwerenne podmioty. Zwracałem uwagę, że po obu stronach musi być symetria. Nie ma takich umów, które są niewypowiadalne, a tego właśnie de facto zażądali Czesi. W naszej historii była taka umowa dotycząca gazociągu jamalskiego, ale to nie jest najlepszy przykład. Przypomina raczej najgorsze wspomnienia, więc teraz żaden polski minister nie zgodzi się na taki zapis. Żądania strony czeskiej są więc celowo wyeskalowane, tak aby się nie porozumieć.