Odliczanie do wymierania. Oto gatunki, które możemy stracić w 2022 r.

To nie będzie dobry rok dla przyrody. Już dziś, u progu 2022 r. wiemy, że wiele gatunków może go po prostu nie przetrwać. Oto zwierzęta, których może nie być już na świecie w 2023 r.

Lampard amurski to jeden z gatunków, który możemy bezpowrotnie stracić w przyszłym roku.
Lampard amurski to jeden z gatunków, który możemy bezpowrotnie stracić w przyszłym roku.CC BY 2.5Wikimedia
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

W ciągu ostatniej dekady Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN) ogłosiła wymarcie 160 gatunków. Ale to może być jedynie wierzchołek góry lodowej: zniknięcia wielu gatunków po prostu nie zauważamy. Inne wymierają, zanim zostaną odkryte i opisane przez człowieka.

To, ile gatunków wymiera nie tyle każdego roku, ile każdego dnia, jest przedmiotem gorącej debaty naukowców. Milenijna Ocena Ekosystemów, w której przygotowaniu uczestniczyło ponad tysiąc ekspertów, oszacowała, że każdego roku wymiera nawet 8700 gatunków, czyli 24 na dobę. Jeden na godzinę. Niedawno naukowcy pracujący nad Konwencją o Bioróżnorodności ONZ uznali, że każdego dnia ginie do 150 gatunków. Ale te szacunki opierają się na modelowaniu komputerowym. Wg danych IUCN, w ciągu ostatnich 400 lat odnotowano jedynie ok. 800 wyginięć, co jednak niemal na pewno jest drastycznym niedoszacowaniem.

Formalnie gatunek zostaje uznany za wymarły w 20 lat po ostatniej obserwacji żywego osobnika w naturalnym środowisku. Zdarzały się przypadki “cudownego zmartwychwstania" gatunków, które nagle pojawiały się po latach, a nawet dziesięcioleciach: ryjówki somalijskie były uważane za wymarłe przez niemal 50 lat, aż w 2020 r. zespół badaczy odkrył doskonale prosperującą populację maleńkich ssaków. Australijskiej papużki żółtobrzuchej nikt nie widział od 1912 do 1990 r. - a odkryta w 1990 r. papużka była martwa. Pierwsze żywe osobniki odnaleziono dopiero 15 lat później. Rekordzistą może być Cahow, czyli petrel bermudzki, który był uważany za gatunek wymarły przez ponad 300 lat, od 1620 r. Niewielką kolonię ptaków odkryto na wschodnich Bermudach w latach 50. XX wieku i od tej pory trwa walka o odtworzenie gatunku.

To jednak wyjątki. Zazwyczaj nie trzeba nawet czekać 20 lat, by wiedzieć, że gatunek odszedł bezpowrotnie. Wiele z najbardziej zagrożonych gatunków świata jest monitorowanych przez naukowców tak ściśle, że badacze są w stanie niemal wymienić wszystkie żyjące osobniki z pamięci.

Obserwacja jednak często nie wystarczy, bo najbardziej zagrożone gatunki mają przeciw sobie potężne siły. Zmiany klimatu, zanieczyszczenie, legalne i nielegalne polowania i połowy, wreszcie stopniowe, nieubłagane pożeranie stanowiących ich dom lasów, sawann czy dziewiczych oceanów przez głodną wciąż nowych terenów ludzkość. Los kilku gatunków wydaje się już przesądzony: mogą odejść już w ciągu najbliższych miesięcy.

Morświn kalifornijski (vaquita)

Morświn kalifornijski.
Morświn kalifornijski.Domena publicznadomena publiczna

To najmniejsze i najbardziej zagrożone walenie świata. Liczący niewiele ponad półtora metra krewniak delfinów mieszka jedynie na bardzo płytkich wodach Zatoki Kalifornijskiej. Na początku stulecia było ich około 560. W 10 lat później ich liczebność spadła o połowę. W 2019 r. naukowcy doliczyli się zaledwie 10 sztuk.

Morświny są przypadkową ofiarą nielegalnych połowów rzadkiej ryby znanej miejscowym rybakom jako totoaba - ich pęcherz pławny jest cennym towarem, gdyż w kuchni chińskiej uważany jest za przysmak i lekarstwo na problemy z płodnością czy skórą. Osiąga niebotyczne ceny - 100 pęcherzy można sprzedać za 1,8 mln dol. Aby je złowić, kłusownicy wykorzystują nielegalne sieci, które wiszą pionowo pod wodą i osiągają rozmiary kilku boisk piłkarskich. Vaquity, polując na ryby czy krewetki, zaplątują się w takie sieci i toną.

Jedyną szansą na uratowanie morświnów jest powstrzymanie kłusownictwa. Meksykański rząd wprowadził zakaz stosowania sieci i zapowiedział nawet w 2015 r. że zrekompensuje rybakom wynikające z tego straty, ale może okazać się, że dla najmniejszych waleni jest już za późno.

Nosorożec jawajski

Nosorożce jawajskie.
Nosorożce jawajskie.UJUNG KULON NATIONAL PARKAFP

Za zagładę tego gatunku również odpowiada ludowa pseudomedycyna. Nosorożec jawajski, znany również jako nosorożec Sunda, jest jednym z pięciu żyjących gatunków nosorożców - i jednym z dwóch znajdujących się na krawędzi zagłady. Mały, trzymetrowy nosorożec był kiedyś najpowszechniejszym nosorożcem w Azji i zamieszkiwał dżungle od Indii po Sumatrę i Jawę. Dziś przy życiu pozostaje jedynie niewielka populacja w Parku Narodowym Ujung Kulon na Jawie. Żyje mniej, niż 67 jawajskich nosorożców. Żaden nie żyje w niewoli. Ostatnia populacja zwierzęcia poza Jawą, w wietnamskim Parku Narodowym Cat Tien, została uznana za wymarłą 10 lat temu.

Winę ponosi niszczenie dżungli i kłusownictwo. Sproszkowane rogi nosorożca trafiają na chiński rynek jako afrodyzjak.

Lampart amurski

Lampart amurski.
Lampart amurski.CC BY-SA 2.5Wikimedia

To najrzadszy wielki kot na świecie. Zamieszkujący Daleki Wschód podgatunek jest przystosowany do życia w zimniejszym klimacie i doskonale radzi sobie nawet w gęstym śniegu. Nie poradził sobie jednak z inwazją ludzi na jego rodzinne lasy. Padł ofiarą nielegalny polowań - jedna lamparcia skóra była sprzedawana nawet za 50 tys. dol, oraz gwałtownego niszczenia lasów przez nielegalny przemysł drzewny.

Dziś gatunek, który kiedyś zamieszkiwał cały Daleki Wschód od Korei po wschodnią Rosję przetrwał jedynie jako szczątkowa populacja na chińsko-rosyjskim pograniczu. Nie jest nawet pewne, ile lampartów amurskich jeszcze żyje. W 1998 r. liczebność ich populacji szacowano na 50 osobników, w 2000 r. na 30, w 2007 r. zniknął z Chin całkowicie. Rosyjsko-chiński program reintrodukcji przynosi rezultaty - w 2017 r. doliczono się 103 osobników w tym 19 kociąt, ale los tego wielkiego kota pozostaje bardzo niepewny.

Wiosłonos chiński

Wiosłonos chiński.
Wiosłonos chiński.CC BY-SA 4.0Wikimedia

Tych gigantycznych, rzecznych ryb zapewne już nigdy nie zobaczymy. Ogromny wiosłonos, którego ciało mogło mierzyć nawet ponad 3 metry, był powszechnym widokiem w dorzeczach Jangcy i Żółtej Rzeki. Część dorosłego życia spędzał w morzu, a do rzek wracał na tarło.

Był też bardzo cenionym źródłem pożywienia dla okolicznych mieszkańców. Jeszcze w latach 70. roczne połowy wiosłonosów przekraczały 25 ton. Polowania mogły przyczynić się do gwałtownego spadku populacji, ale to nie one zadały ostateczny cios. Główną przyczyną wyginięcia wiosłonosów była budowa tam Gezhouba i Trzech Przełomów, powodująca fragmentację ich populacji i uniemożliwiająca rybom migracje. Ostatniego żywego wiosłonosa widziano w 2003 r. W 2019 r. Komisja Przetrwania Gatunków IUCN uznała, że gatunek należy uznać za wymarły, ale oficjalnie jego status w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych nie został jeszcze zmieniony.

Żółwiak szanghajski

Żółwiak szanghajski.
Żółwiak szanghajski.CC-BY-SA 3.0Wikimedia

Największy słodkowodny żółw świata, występujący kiedyś we wschodnich i południowych Chinach i północnym Wietnamie. Mierzy ponad metr długości i z łatwością osiąga nawet 100 kg wagi.

Nie wiadomo dokładnie, ile ich jeszcze pozostało: po śmierci w 2016 r. dzikiego osobnika, który mieszkał w jeziorze w Hanoi, przy życiu pozostały jedynie 3 osobniki - para w ogrodzie zoologicznym w chińskim Suzhou oraz jeden osobnik w Wietnamie. Chińska para była podstawą przygotowywanego programu odtworzenia gatunku, jednak żadna próba zapłodnienia nie przyniosła sukcesu. Samica zmarła w 2019 r. co mogłoby oznaczać ostateczny koniec gatunku, jednak w październiku 2020 r. odkryto jeszcze jedną, dziko żyjącą samicę w Wietnamie, co daje ostatnią szansę na uratowanie gatunku.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas