Ugoda na szczycie klimatu pod znakiem zapytania. Brak znaczącego gościa
Tegoroczny szczyt klimatu już dał się we znaki organizatorom. Doszło do przepychanek w budynku, w którym odbywa się konferencja klimatyczna w mieście Belem w brazylijskiej Amazonii. Na dodatek nie ma żadnego przedstawiciela ze strony Stanów Zjednoczonych - pierwszy raz w historii. A jest dużo tematów do omówienia i przepracowania.

Jak już informowaliśmy podczas otwarcia konferencji klimatycznej COP30 w Belem, w brazylijskiej Amazonii, sekretarz wykonawczy ONZ ds. klimatu Simon Stiell zaapelował w poniedziałek do ponad 190 krajów uczestniczących w wydarzeniu o współpracę. Na konferencji po raz pierwszy zabrakło wysokiej rangi przedstawicieli rządu USA.
Brazylia ustaliła program
Gospodarz spotkania, Brazylia, wynegocjowała z uczestnikami program konferencji, odpierając naciski państw rozwijających się, które starały się wprowadzić do porządku obrad takie sporne kwestie, jak finansowanie walki ze zmianami klimatu czy podatki węglowe - podała agencja Reutera.
Brazylia i niektóre inne państwa sugerowały, że uczestnicy spotkania powinni skupić się na mniejszych wysiłkach, które nie wymagają konsensusu, takich jak kwestia wylesiania. Na poprzednich konferencjach COP ogłaszano ambitne cele, z których wiele nie zostało zrealizowanych.
Do budynku, w którym odbywa się COP30 wdarła się siłą grupa protestujących przedstawicieli społeczności rdzennych. Mieli ze sobą transparenty z hasłem: "Nasza ziemia nie jest na sprzedaż".
Przedstawiciel ludu Tupinamba, jednej z rdzennych społeczności w Brazylii, powiedział, że są niezadowoleni z tego, jak zarządzane jest ich terytorium.
- Nie możemy zjeść pieniędzy. Chcemy, by nasze ziemie były wolne od biznesu rolniczego, wydobycia ropy, nielegalnego górnictwa i wyrębu lasu - powiedział Gilmar, lider Tupinamba.
Zatrzymać globalne ocieplenie
Nieodłącznym tematem będzie niewątpliwie globalne ocieplenie i metody przeciwdziałania. Według najnowszych szacunków ONZ, uwzględniających plany obniżania emisji przez poszczególne państwa, globalne emisje gazów cieplarnianych zmniejszą się do 2035 roku o 12 proc. w porównaniu z poziomem z 2019 roku. To o 2 punkty procentowe więcej niż szacowano w ubiegłym miesiącu.
Spadek wciąż jest jednak o wiele mniejszy niż 60 proc., potrzebne jest, by zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza w stosunku do czasów przedprzemysłowych - zaznaczył Reuters.
Finanse, finanse i jeszcze raz finanse
Brazylia jest również w pełni świadoma, że kraje rozwijające się ocenią ten program COP pod kątem tego, w jakim stopniu pomoże im on osiągnąć ich kluczowe cele: pomoc finansową w dostosowaniu się do skutków kryzysu klimatycznego oraz inwestycje w ich gospodarki, aby mogły przejść na czystą energię.
Jak przypomina The Guardian 29. Konferencja COP ustaliła cel zapewnienia, że 1,3 biliona dolarów rocznie będzie płynąć do krajów rozwijających się do 2035 roku, ale kraje bogate zgodziły się zapewnić jedynie 300 miliardów dolarów z tej kwoty, pozostawiając resztę sektorowi prywatnemu i mechanizmom generowania dochodów, takim jak podatek od przewozów morskich (obecnie odroczony) i opłata za częste loty, a także rynki emisji dwutlenku węgla i filantropia.
Jednak bez Stanów Zjednoczonych nawet skromna obietnica krajów rozwiniętych, wynosząca 300 mld dolarów, złożona w ubiegłym roku, wydaje się trudniejsza do zrealizowania.
Kluczowe znaczenie będzie miała również współpraca między krajami globalnego Południa, do których mogą należeć Chiny, a także niektóre kraje o średnich dochodach, które już weszły na bardziej ekologiczną ścieżkę.

Niesmak po COP28 w Dubaju trwa
Jednak inny temat, z którym gospodarze zdają się być znacznie mniej oswojeni, to główna przyczyna kryzysu klimatycznego: paliwa kopalne. Podczas konferencji COP28 w Dubaju w 2023 roku podjęto historyczną rezolucję - świat musi "odejść od paliw kopalnych". Może wydawać się zdumiewające, że po raz pierwszy od 30 lat temat ten został poruszony bezpośrednio - nieustępliwość petrokrajów i potrzeba konsensusu w procesie ONZ uniemożliwiały wcześniej taki krok.
Zwolennicy chcą podjąć walkę na nowo w tym roku, jednak uważa się, że około 50 krajów sprzeciwia się dyskusji na ten temat.
Co istotne Brazylia plasuje się w pierwszej dziesiątce światowych eksporterów ropy naftowej i gazu ziemnego i poszukuje nowych złóż, częściowo u wybrzeży Amazonii. Prezydent kraju, Luiz Inácio Lula da Silva, stanowczo bronił prawa biednych krajów do dalszej eksploatacji swoich zasobów, argumentując, że to bogate kraje, które korzystały z nich przez dwa stulecia i spowodowały kryzys klimatyczny, muszą położyć kres tym działaniom.
Wspólne oświadczenie owiane tajemnicą
Stany Zjednoczone, czyli kraj, który uwolnił do atmosfery najwięcej gazów cieplarnianych, nie przysłały na konferencję oficjalnej delegacji. Trump twierdzi, że zmiany klimatu to oszustwo. Tuż po rozpoczęciu swojej drugiej kadencji w styczniu po raz kolejny wycofał USA z paryskiego porozumienia klimatycznego. Nie ma też żadnego przedstawiciela USA podczas COP30. Podobnie sprawa ma się z Władimirem Putinem.
Xi Jinping z Chin również nie wziął udziału w szczycie, ale wziął udział wirtualnie w spotkaniach przygotowawczych na których obiecał dalsze działania mające na celu przejście Chin na zieloną gospodarkę. Indie również wysłały zachęcające sygnały: chociaż premier tego kraju, Narendra Modi, opuścił szczyt, w lipcu odwiedził Brasilię, a tym razem może uda się uniknąć ostrego zakończenia zeszłorocznego szczytu COP - kiedy indyjscy negocjatorzy odmówili przyjęcia, ich zdaniem, niewystarczającej obietnicy 300 mld dolarów finansowania działań klimatycznych od krajów zamożnych.
Wśród komentatorów pojawiały się głosy, że niechęć obecnej administracji USA może utrudnić globalne wysiłki na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatu. Przewodniczący COP30 Andre Correa do Lago ocenił natomiast na konferencji prasowej, że nieobecność USA na spotkaniu "otworzyła światu przestrzeń, by zobaczył, co robią kraje rozwijające się".
Nie jest jasne, czy uczestnicy konferencji będą próbowali uzgodnić wspólne oświadczenie końcowe. Według Reutera, byłoby to trudne, biorąc pod uwagę podziały polityczne na świecie i zabiegi administracji prezydenta USA Donalda Trumpa by zablokować odchodzenie od paliw kopalnych.

















