​Gospodarka wodna w Polsce, czyli wszystko płynie do Bałtyku

Do 2030 r. Polska ma retencjonować 15 proc. wody w skali kraju. Zdaniem uczestników konferencji Ekogmina 2021, to niewykonalne zadanie.

W czasie suszy, poziom wody w Wiśle na odcinku warszawskim był na tyle niski, że można było przejść przez rzekę w kaloszach.
W czasie suszy, poziom wody w Wiśle na odcinku warszawskim był na tyle niski, że można było przejść przez rzekę w kaloszach. FOT. SZYMON STARNAWSKI / POLSKA PRESS/GALLO IMAGESGetty Images
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Zmieniający się klimat powoduje, że Polskę coraz częściej nawiedzają ekstremalne zjawiska pogodowe, które jednocześnie są bardziej intensywne. Lato obfituje w powodzie błyskawiczne, które - choć nie są tak niszczycielskie, jak te w Niemczech, Belgii i Holandii w lipcu - to utrudniają życie mieszkańcom i niszczą ich dobytek. W tym samym czasie, kiedy zazwyczaj południe Polski zmaga się z podtopieniami, zachód kraju nawiedza susza hydrologiczna. Sytuacja na polskich rzekach jest na tyle zła, że ich poziom jest poniżej normy nawet w styczniu. To sprawia, że gospodarka wodna i retencja stają się niezwykle ważnymi częściami zarządzania państwem.

- Zmiana klimatu wpływa na zmianę charakterystykę opadów czy parowanie wody z zielonych przestrzeni. Jednak na gospodarowanie wody bardzo wpływa urbanizacja i częsta w miastach "rewitalizacja". Tam woda, zamiast wsiąkać w grunt i odtwarzać zasoby wód podziemnych, które są źródłem w rzekach, odpływa dalej na powierzchni - powiedział prelegent konferencji Ekogmina 2021 dr Sebastian Szklarek z Katedry UNESCO Ekohydrologii i ekologii stosowanej Uniwersytetu Łódzkiego, założyciel bloga "Świat Wody".

Zdaniem prof. Tomasza Hesse z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, w Polsce są ograniczenia w dostępie do wody pitnej i wody służącej do rekreacji. Odpowiadają za to m.in. źle działające oczyszczalnie ścieków, źle zaprojektowane konstrukcje na zbiornikach wodnych, czy zarastające akweny.

Ulewne deszcze na początku września 2021 r. spowodowały zalanie Bulwarów Wiślanych w Krakowie
Ulewne deszcze na początku września 2021 r. spowodowały zalanie Bulwarów Wiślanych w KrakowieSylwia PencAgencja FORUM

- Do 2030 r. mamy osiągnąć 15 proc. retencjonowanej wody w skali kraju. Obecnie to 6,8 proc. średniego rocznego odpływu. Jak w ciągu kilku lat osiągnąć taki wskaźnik? Przez ten okres nie zbudujemy nowych zbiorników, bo to jest niemożliwe. Pracowałem przy projekcie, który trwał 20 lat. To niestety tyle trwa, na całym świecie - tłumaczył prof. Hesse, uczestnik panelu o klimacie.

Głównym problemem jest słaba retencja wody w Polsce. Duże pola uprawne bez zacienionych obszarów, betonowanie wielu powierzchni czy utwardzenie gruntów powoduje, że woda, zamiast spływać do podziemnych źródeł, a stamtąd, w ramach swojej zlewni do najbliższego akwenu, jak rzeka czy jezioro, "rozpływa się" po lądzie. - Woda w mieście nie wejdzie głęboko w ziemie. Przepuszczalność takiej gleby jest mała. Nawet jeżeli na górze jest kałuża, to pod spodem woda może przesiąknąć na głębokość jednego centymetra. To skutek gęstej zabudowy, obecności maszyn i pojazdów - wyjaśnia prof. Hesse.

W Polsce mamy około 100 dużych zbiorników retencyjnych, o pojemności powyżej jednego mln m3 wody. Biorąc pod uwagę, że do końca dekady mamy podwoić naszą retencję, to jest ich zdecydowanie za mało. Zbyt szybki odpływ wody z  Polski do Bałtyku jest problemem nie tylko dla naszego kraju, ale i samego morza.

Środowisko Bałtyku jest w ogromnej części zależne od tego co dzieje się na lądzie - mówił na konferencji Ekogmina2021 prof. Jan Marcin Węsławski z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. - Im szybciej puścimy wodę do morza, tym więcej substancji tam trafi. Zatem im więcej wody zatrzymamy, tym lepszy będzie stan zbiornika. Dlatego retencja jest bardzo ważna - tłumaczy naukowiec.

Głównym problemem są nawozy z pól uprawnych, które są wypłukiwane w czasie deszczu. Te, przez wody gruntowe, dostają się do lokalnych zbiorników. Dalej trafiają do morza, gdzie dochodzi do przeżyźnienia wody, przez co zbiorniki zakwitają. Taka woda, wraz z cieplejszą temperaturą powietrza, jest doskonałym środowiskiem m.in. dla sinic.

Prof. Węsławski podkreślał, że "nie można całkowicie wyeliminować mikroplastiku, czy zanieczyszczeń, ani przywrócić Bałtyku do jego pierwotnego stanu. Możemy za to lepiej eksploatować zasoby, lub kontrolować industrializację". Mimo to, zdaniem profesora, stan wód w Bałtyku jest najlepszy od 40 lat. Problem w tym, że wraz z poprawą jakości wód, mamy postępujące ocieplenie klimatu. Według naukowca, Bałtyk jest "jednym z najszybciej ocieplających się mórz". Ekosystem zmienia się, co zauważają na przykład rybacy, którzy narzekają na brak wolącego chłodniejszy klimat dorsza.

Naukowcy nie popadają jednak w pesymizm. Doniesienia o tym, że Bałtyk umiera lub się dusi są, według prof. Węsławskiego, nieprawdziwe. Podobnie jest z hipotezami, że nasze morze zamieni się w wielkie bagno. Jednak badacz zauważa, że "Bałtyk zmienia się po raz piąty w swojej krótkiej historii. Tym razem za sprawą człowieka i globalnego ocieplenia".

Coroczny problem na polskich plażachINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas