Uchodźcy z Ukrainy nie zapominają o swoich zwierzętach

Na kolanach, w bagażniku, w transporterze, czy na podłodze w pociągu – tak podróżują psy, które zabierają ze sobą uchodźcy z Ukrainy. Jak podkreślają, są to ich członkowie rodziny i nie wyobrażają zostawić ich samych w kraju ogarniętym wojną. Dla niektórych zwierząt to była pierwsza tak daleka podróż. Ludzie przewożą przez granicy psy, koty, a nawet… szynszyle.

Uchodźcy z Ukrainy nie zostawiają swoich psów i kotów. Pupile podróżują razem z nimi, często nawet po kilka dni
Uchodźcy z Ukrainy nie zostawiają swoich psów i kotów. Pupile podróżują razem z nimi, często nawet po kilka dniDarek DelmanowiczPAP
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

  • Ukraińcy i Ukrainki wyjeżdżający z kraju zabierają ze sobą zwierzęta domowe - psy i koty.
  • Dla niektórych zwierząt to była pierwsza w życiu tak długa podróż - relacjonują ich opiekunowie.
  • Polska uprościła procedury, które pozwalają uchodźcom na łatwiejszy wjazd ze zwierzętami przez granicę.

Uciekający uchodźcy w towarzystwie swoich zwierząt jest częstym widokiem na polsko-ukraińskich przejściach granicznych i w punktach recepcyjnych. W większości psy są zdezorientowane, przestraszone gwarem i tłokiem. Najczęściej wtulone są we swoich właścicieli na rękach, a większe wiernie siedzą przy nogach.

Dwa dni ucieczki z Ukrainy razem z psem

Afina jest trzyletnim beaglem. Spędziła dwie doby w podróży, z czego 24 godziny w pociągu z Dniepru do Lwowa. Jak mówi właścicielka psa, w drodze była spokojna i cicha. "Widać, że się bała, ponieważ pierwszy raz jechała pociągiem, ale było dobrze. Mam wrażenie, że dużo rozumie z całej tej sytuacji" - zaznacza 33-letnia Jana, która pracuje w branży IT.

Dodaje, że to nie była komfortowa podróż ze względu na duży tłok. "Wielkim problemem była też toaleta, bo w ciągu doby był tylko jeden dłuższy postój na stacji, tzn. 10 minut. Wtedy konduktor przyszedł i powiedział, że szybko możemy swoje sprawy załatwić na zewnątrz" - żartuje Jana. Teraz razem ze swoim psem wybiera się z Zamościa do Krakowa, gdzie czekają na nią znajomi.

Tania zabrała ze sobą z Żytomierza yorka o imieniu Jessica. Całą drogę w samochodzie spędziła wtulona w ręce swojej właścicielki. W punkcie recepcyjnym w Hrubieszowie (Lubelskie) suczka wydaje się zagubiona i przestraszona tłokiem i gwarem, który panuje na dużej hali sportowej. "Tam mamy jeszcze jej dzieci - cztery małe yorki. Będą brać udział w wystawach psów, bo Jessica jest utytułowaną medalistką" - zaznacza z dumą Tania.

Jej wnuczka pokazuje małe yorki przytulone do siebie w dwóch transporterach. "To Molly, Monika, Boss" - wylicza wnuczka. "I nie pamiętam czwartego imienia z tego wszystkiego" - uśmiecha się. Jak przyznaje, nie wyobraża sobie zostawić zwierząt samych w Żytomierzu. Opowiada, że w Ukrainie uczy się i pracuje jako farmaceutka w aptece. "Jak tylko zaczęła się wojna, to ludzie w panice wykupywali leki; były ogromne kolejki. Najczęściej brali bandaże, środki opatrunkowe, leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe" - wymienia Olga.

W Ukrainie zostali jej tata, brat i dziadek, którzy są żołnierzami i walczyli na początku wojny w Czarnobylu. "Na szczęście wszystko jest z nimi dobrze. Planujemy zostać w Polsce, dopóki sytuacja w Ukrainie się nie uspokoi. Może siostra pomoże mi znaleźć jakąś pracę w Polsce na ten czas" - ma nadzieję dziewczyna.

Otulony kocem uchodźca z Ukrainy i jego pies w sąsiedztwie centrum pomocy humanitarnej przy ulicy Lwowskiej w Przemyślu
Otulony kocem uchodźca z Ukrainy i jego pies w sąsiedztwie centrum pomocy humanitarnej przy ulicy Lwowskiej w Przemyślu Darek Delmanowicz PAP

Nie wyobrażają sobie, aby porzucić zwierzęta

37-letnia Hala pochodzi ze Sławuty w obwodzie chmielnickim. Kobieta wcześniej pracowała kilka miesięcy w przetwórstwie rybnym w Słupsku. Niedługo po tym, jak wróciła do Ukrainy, wybuchła wojna. Teraz ucieka przez Chełm z dwiema córkami, którym towarzyszy pięć małych francuskich buldogów. "Pieski całą podróż przespały. Nie wyobrażam sobie, żeby ich zostawić w Ukrainie. Kochamy je jak członków rodziny" - zaznacza Hala.

18-letnia Dasza zabrała ze sobą trzy małe kundelki, które właśnie wyprowadza przed punktem recepcyjnym w Lubyczy Królewskiej. Psy nie kryją zadowolenia ze spaceru, radośnie podszczekują. "To jest Phil, Jake i Kuba" - wskazuje kolejno Dasza. Jechali razem w pociągu z Kijowa do Lwowa, a następnie zostali zabrani samochodem przez polskich wolontariuszy.

Dziewczyna studiuje i pracuje w Ukrainie w szkole, gdzie uczy dzieci języka angielskiego. Jej ciocia, z którą przyjechała, jest pracownikiem socjalnym. Po krótkim spacerze, wraca na halę sportową. Tam przy jej materacu, w klatce pod kocem schowany jest jeszcze ktoś. "Tak, wzięłam ze sobą szynszyla" - potwierdza roześmiana.

Pierwsi Ukraińcy dotarli do Przemyśla. "Czuję się tutaj bezpiecznie"AFP
PAP
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas