Prognozy pogody w Dniu Świstaka

W Stanach Zjednoczonych 2 lutego to Dzień Świstaka. To, czy zwierzę zobaczy tego dnia swój cień, ma przepowiadać, kiedy skończy się zima. Naukowcy słysząc o tym, łapią się za głowy. My sprawdzamy, z czego wynikają takie przesądy.

article cover
123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

“Jak jest zima, to musi być zimno. Takie jest odwieczne prawo natury!” - mawiał klasyk z kultowego filmu Stanisława Barei. Jednak część ludzi chcąc, jak najszybciej zrzucić zimowe kurtki, po poradę zgłasza się do królestwa zwierząt.

Wydaje się to logiczne. Zwierzęta przecież wyczuwają, kiedy przyjdzie zima. Jedne zbierają zapasy, inne idą spać, jeszcze inne wybierają lot w tropiki. Jednak absolutny monopol na zwierzęce prognozy pogody mają amerykańskie świstaki.

Dzień Świstaka, połączony z filmem pod takim właśnie tytułem, zdominował przekaz. Od tego, czy gryzoń gdzieś na głębokiej prowincji amerykańskiego stanu Pensylwania zobaczy swój cień, ma zależeć pogoda oraz rychłe nadejście wiosny.

W gawrze jest nasz reporter

Amerykanie tego nie wymyślili. Dzień Świstaka to tradycja przywieziona z Europy przez tzw. Pensylwańskich Holendrów. To przedstawiciele niemieckojęzycznych narodów Starego Kontynentu szukając sposobu na długoterminową prognozę w czasach przed pogodynkami, obserwowali lisy i borsuki. Zasada była podobna, jak w przypadku świstaków: jeżeli zwierzę zobaczy tego dnia słońce, to zima potrwa jeszcze miesiąc.

Ten zwyczaj to kolejna modyfikacja jeszcze wcześniejszej tradycji. Wcześniej bowiem obserwowano…niedźwiedzia. Był on pogańskim symbolem duszy oraz istoty Ziemi i miał wskazać zmianę pór roku. Jeżeli w swojej gawrze niedźwiedź przekręcił się na drugi bok, to w myśl zasady "jeszcze pięć minutek”, chciał zebrać siły przed zbliżającą się wiosną. Z kolei pobudka niedźwiedzia 40 dni od przesilenia zimowego oznaczała, że na wiosnę trzeba jeszcze poczekać.

Bajki o Misiu Uszatku zdecydowanie odbiegały od stanu faktycznego
Bajki o Misiu Uszatku zdecydowanie odbiegały od stanu faktycznegoJoaquin Aranoapixabay.com

Poganie - poza wchodzeniem do gwary - Dzień Niedźwiedzia świętowali dość frywolnie. Przebierając się w skóry i maski tych zwierząt, organizowali orgie.

W naszym kraju ostatni poganie zniknęli na początku XV w. By łatwiej było ich nawrócić, wiele ich świąt i obrzędów, zostało przez kościół zaadaptowanych, a inne obchodzone są w tym samym terminie, co zwyczaje sprzed wieków.

2 lutego w Kościele katolickim obchodzone jest Święto Matki Boskiej Gromnicznej. W Polsce w związku z nim funkcjonowało niegdyś związane z pogodą powiedzenie: "Powiadają, że Gromnica, już ci zimy połowica, ale bywać nie nowina, że dopiero ją zaczyna." Czyli, że zima to dopiero może się rozkręcić.

Winter is (not) coming

Z biegiem czasu zmieniło się i wciąż zmienia nasze postrzeganie zimy. W końcu te obecne różnią się od poprzedniczek. W zeszłym stuleciu odnotowano pięć zim pretendujących do miana "zimy stulecia". Najbardziej znana to ta z przełomu lat 1986/87. Średnia temperatura w kraju spadła wówczas do -10 st. C. Rekord zimna padł 30 stycznia 1987 r. w Białymstoku i wynosił -34,6 st. Jednak jeszcze zimniej było na przełomie lat 1928/29. Wówczas miał paść nieoficjalny rekord w Polsce. W Rabce termometry miały pokazać temperaturę -45 st. C. W miastach pękały wodociągi, a port morski w Gdańsku zamarzł. Dzisiaj to wręcz niewyobrażalne.

Ludzkość na wiele sposobów próbowała oszukać naturę i ustalić, kiedy wreszcie zrobi się cieplej. Obserwowanie świstaków, czy lisów, albo organizowanie orgii... każdy sposób wydawał się dobry.

Poza wchodzeniem do gawr niedźwiedzich. To nigdy nie był dobry pomysł.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas