Walka z nielegalnymi wysypiskami śmieci nabiera tempa

Prawie 100 tys. nielegalnych wysypisk zlikwidowano w zeszłym roku w Polsce - wynika z opublikowanych właśnie danych GUS. Państwo chce walczyć z problemem. Mają być większe kary, nawet do 25 lat więzienia. Jednak nadal pozostaje bardzo kosztowny problem zatrucia środowiska.

article cover
Zdjęcie ilustracyjnePolsat News
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Problem nielegalnego składowania odpadów komunalnych jest na tyle poważny, że Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, wraz z ministerstwem klimatu, umożliwił anonimowe zgłaszanie przestępstw środowiskowych. Choć problem w Polsce zawsze był, to nasilić się miał na początku zeszłej dekady.

-  W 2013 r. wszedł w życie na inny sposób gospodarowania odpadami komunalnymi. To tzw. rewolucja śmieciowa. Do systemu prawa wprowadziliśmy wszystko to, co potrzebne, by profesjonalnie gospodarować odpadami: najpierw zapobiegać ich powstawaniu, potem z tego co powstanie odzyskiwać surowce do recyklingu, a dopiero pozostałości legalnie składować albo spalać. Tyle teorii. W praktyce setki tysięcy ton zmieszanych odpadów komunalnych było nielegalnie deponowanych na wysypiskach, z pominięciem całej hierarchii postępowania z odpadami. Odzysk i recykling kosztuje, a u nas od początku rewolucji śmieciowej, z niewielkimi wyjątkami, królowała tania bylejakość i stawki za odbiór i zagospodarowanie odpadów 5 zł od osoby - mówi nam Karol Wójcik ze Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami.

System się mści

Zdaniem Wójcika, teraz ten system się mści. W wyrobiskach zalegają ogromne ilości zmieszanych odpadów komunalnych, które wożone są tam pod hasłem "gruz do rekultywacji".

Dla Krzysztofa Gołębiewskiego, dyrektora Departamentu Zwalczania Przestępczości Środowiskowej Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska to po części problem naszej świadomości. Już jedno wysypisko jest elementem, które szkodzi naturze oraz zdrowiu i życiu ludzi. Jak podkreśla, "jeżeli nie zrozumiemy, że nie można wyrzucić nawet jednego worka, to będziemy żyli w zdegradowanym środowisku".

Najpewniej jeszcze w tym roku do parlamentu trafi projekt nowelizacji ustaw o przestępstwach środowiskowych. Chodzi o kodeksy karny oraz wykroczeń. Proponowane zmiany zakładają zwiększenie kar m.in. za śmiecenie w lesie. Tam, gdzie dojdzie do zgonu bądź poważnego uszczerbku na zdrowiu z powodu zanieczyszczenia środowiska, kodeks karny ma zakładać nawet karę 25 lat więzienia.

Pracodawcy gospodarki odpadami proponują nawet dalej idące zmiany. - Jako przedsiębiorcy alarmowaliśmy, że w Polsce potrzebna jest policja ekologiczna. Którakolwiek jednak to służba nie będzie, chodzi o formację, która będzie operacyjnie tropiła przestępców, którzy nielegalnie pozbywają się odpadów. Tu nie chodzi o tonę czy dwie znalezioną w lesie, ale setki tysięcy ton! Przez nich przegrywa nie tylko środowisko ale i nasza branża. Z kimś, kto nielegalnie deponuje odpady, nie jesteśmy w stanie konkurować - tłumaczy Wójcik.

Kara musi być

Dużą rolę ma tutaj odgrywać nieuchronność kary. Zdaniem Wójcika, "jeżeli dojdzie do spektakularnego zatrzymania dwóch, trzech przestępców w Polsce i zamknięcia ich biznesów na kłódkę, to zadziała to prewencyjnie na resztę. To byłby sygnał dla wszystkich, że żarty się skończyły". Wyroki mają zniechęcać przestępców, którzy na tym procederze zarabiają.

- Kary za najpoważniejsze przestępstwa jak najbardziej powinny być zwiększone. Istotna jest jednak nieuchronność kary i błyskawiczne działanie, złapanie na gorącym uczynku, zanim mleko się rozleje. Cóż nam po tym, że ktoś będzie siedział 25 lat w więzieniu, skoro mamy zatrute środowisko i ogromny koszt oczyszczenia terenu z tych odpadów. Nieuchronna i dotkliwa kara w połączeniu z działalnością operacyjną służb udaremniających proceder to klucz do profesjonalnej gospodarki odpadami. Zapewne nie jest nim jednak twierdzenie, że skoro w tej branży dochodzi do naruszeń to prywatną przedsiębiorczość należy eliminować z rynku. Wystarczy wyrzucić z niego przestępców, a pozostałym pozwolić normalnie rozwijać swoje firmy - wyjaśnia Wójcik.

Kwestię nieuchronności kary oraz jej wysokości zauważyły także instytucje państwowe. Zdaniem Gołębiewskiego wyroki w zakresie przestępstw środowiskowych cały czas są bardzo niskie. Poza karą pozbawienia wolności, GIOŚ oraz resorty klimatu i sprawiedliwości chcą, aby tzw. nawiązka przy przestępstwach środowiskowych była obowiązkowa. Co więcej, ma wynosić nawet do 10 mln zł, w zależności o tego, jak bardzo środowisko zostało zatrute.

Brudzisz - płacisz

Dyrektor Departamentu Zwalczania Przestępczości Środowiskowej GIOŚ przypomniał, że od 2011 r. w ramach nawiązki za wyroki przy przestępstwach środowiskowych do NFOŚiGW wpłynęło około milion zł.

Dla porównania, zlikwidowanie tylko jednego nielegalnego wysypiska w Mysłowicach, na którym składowano m.in. niebezpieczne odpady, to koszt rzędu 90 mln zł. Proponowane zmiany mają sprawić, że w systemie znajdzie się wystarczająco dużo pieniędzy, tak aby za zanieczyszczanie środowiska w końcu płacili sprawcy, a nie obywatele.

Projekt proponowanych zmian trafił już do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Obecnie oczekuje na wpisanie do wykazu prac rządu. Następnie trafi do Sejmu, gdzie będą nad nim obradowali posłowie. To zdaniem wiceministra klimatu i środowiska Jacka Ozdoby ma stać się do końca roku.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas