Szczyt bezczelności emitentów, czyli kto najbardziej zatruwa planetę i dlaczego

Na szczycie klimatycznym w Glasgow nie pojawił się przywódca Chin, które są największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie. Jednak nawet gdyby Xi Jinping przyleciał na COP26, to odnalazłby się w doborowym towarzystwie: największych globalnych trucicieli.

To tzw. Bogata Północ, do której należy większość światowego PKB, równocześnie emituje najwięcej gazów cieplarnianych
To tzw. Bogata Północ, do której należy większość światowego PKB, równocześnie emituje najwięcej gazów cieplarnianychAndy BuchananAFP
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Formalnie niemal wszystkie kraje świata, podpisując w 2015 r. Porozumienie paryskie, zgodziły się, że cięcie emisji i walka z globalnym ociepleniem jest priorytetem dla nich wszystkich. Formalnie, bo w praktyce każdy z nich nieco inaczej rozumie ten cel. Najwięksi emitenci i producenci paliw kopalnych nie podchodzą do zmian z entuzjazmem. Ale konkretne powody, dla których ociągają się z wprowadzaniem zmian, są różne w zależności od kraju.

Oto krótki przegląd krajów, które odgrywają najważniejszą rolę w napędzaniu kryzysu klimatycznego i problemów, przed jakimi stają.

Chiny to największy emitent CO2 na świecie. Według badań Rhodium Group, w 2019 r. kraj ten wyemitował aż 27 proc. wszystkich gazów cieplarnianych wtłoczonych do atmosfery przez ludzkość. To więcej, niż wszystkie rozwinięte kraje świata łącznie. W ciągu ostatnich trzydziestu lat chińskie emisje uległy potrojeniu, bo szybko rozwijająca się gospodarka kraju oparta jest w ogromnym stopniu na energii elektrycznej produkowanej z węgla. W kraju tym działa ponad 1000 elektrowni węglowych - ponad połowa wszystkich działających na świecie.

Jednocześnie jednak ogromna populacja Chin oznacza, że w przeliczeniu na obywatela ich emisje są niższe, niż emisje USA czy Unii Europejskiej. Prezydent Xi Jinping zapowiedział, że kraj będzie stopniowo odchodził od energetyki węglowej i choć jego emisje będą jeszcze przez kilka lat rosły, to mają zgodnie z planem osiągnąć szczyt jeszcze przed rokiem 2030, a do 2060 r. osiągnąć zerowe emisje netto. "To ważna, strategiczna decyzja oparta na naszym poczuciu odpowiedzialności za budowanie wspólnoty i wspólną przyszłość całej ludzkości" mówił chiński prezydent. Dziś kraj generuje 28,2 proc. energii z czystych źródeł. Do 2030 r. ten odsetek ma wzrosnąć do 40 proc.

Drugim największym emitentem są Stany Zjednoczone, które odpowiadają za 11 proc. światowych emisji gazów cieplarnianych. Amerykańskie emisje spadają od 2005 r. Wtedy USA generowały nieco poniżej 6 mld ton CO2 rocznie. W 2016 r. ich emisje wynosiły 5,2 mld ton. Za ten spadek odpowiada przede wszystkim przerzucenie się amerykańskich elektrowni z węgla na gaz ziemny, co odpowiada za 33 proc. spadku, oraz wzrost liczby elektrowni wiatrowych. Obecny prezydent Joe Biden chce szybkiego przyspieszenia przestawiania amerykańskiej gospodarki na zeroemisyjne tory. Celem jest redukcja emisji o 50-52 proc. do 2030 r. w porównaniu z poziomem z 2005 r. Inicjatywa Bidena, która wiąże się między innymi z dużymi inwestycjami w energię wiatrową i słoneczną, ma jednak przeciwników w amerykańskim Kongresie, także w jego własnej partii. Część propozycji Bidena została zablokowana przez demokratycznego senatora Joe Manchina, który jest reprezentantem Zachodniej Virginii - stanu, który jest jednym z głównych zagłębi węglowych USA.

Krajem o trzecich największych emisjach są Indie, odpowiadające za ok. 6,6 proc. globalnej produkcji gazów cieplarnianych. Kraj długo opierał się przed wyznaczeniem jakichkolwiek klimatycznych celów. Dopiero tuż przed szczytem COP26 w Glasgow premier Modi ogłosił, że Indie także będą dążyły do osiągnięcia zerowych emisji netto, choć wyznaczona data osiągnięcia tego celu - rok 2070 - jest o dwie dekady późniejsza od dat wyznaczonych przez większość rozwiniętych gospodarek świata. Do 2030 r. 50 proc. energii elektrycznej w Indiach ma pochodzić z zeroemisyjnych źródeł.

Jednym z argumentów przytaczanych przez Indie jako wyjaśnienie dotychczasowego oporu przed wyznaczeniem celów klimatycznych jest fakt, że zdaniem władz to nie Indie są odpowiedzialne za skalę problemu, więc nie powinny same ponosić kosztów transformacji. Premier Modi oczekuje, że świat udostępni krajom rozwiniętym bilion dolarów na pokrycie kosztów przemian. - Sprawiedliwość wymaga tego, by kraje, które nie dotrzymały swoich zobowiązań klimatycznych, znalazły się pod presją. Finansowanie klimatyczne nie może pozostawać w tyle za działaniami klimatycznymi - powiedział.

Indie podkreślają jednocześnie, że choć są jednym z głównych emitentów gazów cieplarnianych, to w przeliczeniu na mieszkańca ich emisje są jednymi z najniższych w świecie rozwiniętym. Populacja Indii to 17 proc. populacji świata, a ich emisje na głowę to około jedna czwarta chińskich i jedna siódma amerykańskich.

Unijni przywódcy na szczycie w Brukseli
Unijni przywódcy na szczycie w BrukseliAFP

Na podium największych emitentów nie ma żadnego kraju europejskiego, ale Unia Europejska jako całość jest jednym z trzech największych producentów CO2 na świecie. Wspólnota wyznaczyła cel osiągnięcia neutralności emisyjnej do 2050 i obniżenia emisji o 50 proc. do 2030 r., ale tempo, w jakim dotąd dochodziło w niej do przemian było bardzo nierówne. Niektóre kraje, takie jak Francja, w ogromnym stopniu polegają na energii atomowej. Inne, jak Polska, Czechy czy Bułgaria w dalszym ciągu większość energii elektrycznej generują ze spalania węgla. Niemcy, największa gospodarka Unii, w dalszym ciągu 24 proc. energii produkują z węgla kamiennego i brunatnego. Tempo i sposób wprowadzania zmian w dalszym ciągu jest tematem intensywnej debaty i negocjacji w Komisji Europejskiej i Parlamencie Europejskim.

Ale nie tylko emitenci odgrywają istotną rolę w negocjacjach klimatycznych. Ogromny wpływ na podejmowane decyzje mają także bogate państwa, których gospodarki w ogromnym stopniu opierają się na wydobyciu paliw kopalnych. Oprócz Arabii Saudyjskiej, która jest trzecim po USA i Rosji największym producentem ropy naftowej na świecie, opór wobec proponowanych zmian stawiały także Rosja, która jest drugim po USA producentem zarówno ropy jak i gazu ziemnego, czy Australia, produkująca rocznie 450 mln ton węgla głównie na chiński rynek. Arabscy lobbyści próbowali m.in. złagodzenia niektórych stwierdzeń zawartych w klimatycznym raporcie IPCC stanowiącym podstawę negocjacji w Glasgow.

Istotną rolę w negocjacjach odgrywają także Brazylia i Indonezja, które nie tylko są istotnymi emitentami, głównie przez bardzo dużą populację obu krajów. Oba kraje są też liczącymi się producentami paliw kopalnych, ale ich znaczenie dla ostatecznego rezultatu negocjacji wynika przede wszystkim z tego, że oba kraje mają jedne z największych zalesionych obszarów świata. Indonezyjskie i brazylijskie dżungle znikają jednak szybko, przede wszystkim pod presją rolnictwa. Zarówno Brazylia jak i sąsiednia Argentyna gwałtownie protestowały przeciwko próbom uwzględnienia w strategii walki z ociepleniem sposobów na ograniczenie spożycia mięsa, a zwłaszcza przyczyniającej się w największym stopniu do wylesiania i produkcji metanu hodowli krów na wołowinę. Brazylia i Australia są jednymi z największych producentów wołowiny na świecie.

W Brazylii tempo wylesiania, które gwałtownie spadło w pierwszych latach XXI wieku, ponownie przyspieszyło po wyborze na prezydenta Jaira Bolsonaro w 2018 r. Brazylijski prezydent zobowiązał się do walki z nielegalną wycinką ale tylko wtedy, gdy świat zapłaci za to miliardy dolarów.

We Francji powstaje gigantyczny magnes. Ma pomóc w uzyskaniu czystej energiiAFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas