O krok bliżej do manipulacji klimatem. Apel naukowców do rządu USA

Amerykańskie Narodowe Akademie Nauk proponują stworzenie planu B dla walki z ociepleniem klimatu. Sposobem na to ma być sztuczne schłodzenie planety.

article cover
Pexels.com
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Amerykańska Narodowa Akademia Nauk to cztery prestiżowe organizacje: Narodowa Akademia Nauk, Narodowa Akademia Inżynierii, Instytut Medycyny i Narodowa Rada Badań. W najnowszym, wspólnym raporcie naukowcy stwierdzają, że dotychczasowe wysiłki na rzecz ograniczenia emisji gazów cieplarnianych nie postępują tak szybko, jak powinny. W związku z tym apelują do rządu USA, by rozpoczął, najlepiej w porozumieniu z innymi państwami, program badawczy, którego celem będzie ocena i opracowanie różnych metod sztucznego schłodzenia Ziemi.

Geoinżynieria na trzy sposoby

Technologie, których teoretyczne podstawy znane są od wielu lat, łącznie nazywane są "geoinżynierią słoneczną" lub "zarządzaniem promieniowaniem słonecznym". W skrócie polegać mają na tym, by sztucznymi środkami uniemożliwić docieranie do Ziemi części promieniowania słonecznego. Dzięki temu klimat ma się przestać ocieplać.

Raport wymienia trzy możliwe drogi do osiągnięcia tego efektu. Pierwszy to rozpylanie w stratosferze nietoksycznych, odbijających promieniowanie słoneczne cząsteczek. Kolejnym sposobem na chłodzenie planety ma być sztuczne rozjaśnianie chmur tworzących się nad oceanem. Trzeci sposób to  "odchudzanie" tworzących się na dużych wysokościach cirrusów, czyli chmur stosunkowo łatwo przepuszczających docierające do Ziemi promienie słoneczne, ale jednocześnie utrudniających wydostanie się z powrotem w kosmos promieni odbitych od powierzchni planety.

Jak plaster na ranie

Geoinżynieria wzbudza od lat ogromne kontrowersje. Część naukowców wskazuje na potencjalnie trudne do przewidzenia, niszczycielskie konsekwencje takich działań. Są wśród nich poważne zaburzenia systemów pogodowych, które mogłyby doprowadzić do sprowadzenia suszy na wielkie obszary lądów, na przykład przez zaburzenie monsunów nawadniających pola w południowej Azji. A to może być zaledwie początek.

Krytycy podkreślają, że geoinżynieria jest niczym plaster naklejany na głęboką ranę. Nie rozwiązuje problemu, a jedynie maskuje na jakiś czas jego konsekwencje, jeśli nie będzie jej towarzyszyć jednoczesne drastyczne cięcie emisji dwutlenku węgla. Pod takim sztucznym, chłodzącym planetę parasolem stężenia gazów cieplarnianych mogłyby nadal rosnąć. To oznacza, że gdyby taki program zostałby z jakiegokolwiek powodu zawieszony, w konsekwencji wzrost temperatur nastąpiłby skokowo, w skali zupełnie dziś niewyobrażalnej.

Nawet bez tego gazy cieplarniane nadal mogłyby wyrządzać planecie nieodwracalne szkody, prowadząc między innymi do zakwaszania oceanów.

- Geoinżynieria słoneczna nie jest substytutem dla dekarbonizacji -  przyznaje Chris Field, dyrektor Instytutu Badań Nad Środowiskiem Woodsa na Uniwersytecie Standforda, który kierował pracami nad rapotem. - Ta technologia zasługuje na odpowiednie finansowanie i powinna być zbadana tak szybko i efektywnie, jak to możliwe.

Broń ostatniej szansy

Naukowcy widzą w geoinżynierii broń ostatniej szansy w walce o zatrzymanie wzrostu temperatur - sztuczne schładzanie Ziemi miałoby, ich zdaniem, kupić nam kilka dodatkowych dziesięcioleci na opanowanie emisji CO2 i przestawienie naszego społeczeństwa i gospodarki na przyjaźniejsze planecie tory.

Twórcy raportu sugerują stworzenie wartego od 100 do 200 mln dol. programu badawczego, dzięki któremu oszacowane zostałyby możliwości, korzyści i zagrożenia płynące z różnych technik zarządzania promieniowaniem słonecznym. Badacze wskazują, że obecnie nie ma żadnych ram określających środki bezpieczeństwa, jakie miałyby towarzyszyć podobnym badaniom. Twierdzą, że jeden, scentralizowany i najlepiej międzynarodowy program pozwoliłby zapewnić bezpieczeństwo podobnych badań o wiele bardziej, niż istniejący obecnie system, w którym drobne projekty związane z geoinżynierią realizowane są niezależnie od siebie przez różne zespoły finansowane także z prywatnych źródeł.

Program Billa Gatesa

Jeden z takich projektów, współfinansowany m.in. przez Billa Gatesa program badawczy Uniwersytetu Harvarda, może jeszcze tego lata przeprowadzić pierwsze testy techniczne prowadzące do prób rozpylania odbijających promienie słoneczne cząsteczek w atmosferze. Balon badawczy miałby wystartować ze Szwecji. Na razie tylko po to, by przetestować znajdujące się na pokładzie instrumenty pomiarowe i środki łączności. Terminu przeprowadzenia zasadniczego testu, czyli rozpylenia niewielkiej ilości cząsteczek i badania ich efektów, jeszcze nie wskazano.

Twórcy raportu nie deklarują swojego jasnego poparcia dla prób manipulowania klimatem. Podkreślają jednak, że bez dokładnych badań trudno ocenić, czy ich stosowanie mogłoby mieć prawdziwą wartość dla walki z klimatyczną katastrofą. Fakt, że za raportem stoją bardzo ważne amerykańskie instytucje naukowych może jednak sprawić, że dyskusje o geoinżynierii, do tej pory stanowiące tabu, mogą na nowo rozgorzeć nie tylko wśród naukowców, ale także wśród decydentów.

Vedant Patel, przedstawiciel departamentu prasowego Białego Domu, w odpowiedzi na pytanie "New York Timesa" o stanowisko prezydenta Bidena odnośnie geoinżynierii, odpisał: "Prezydent Biden jasno wypowiada się na temat szukania rozwiązań kryzysu klimatycznego. Innowacyjne rozwiązania które mogą do tego doprowadzić powinny być rozważone i przestudiowane".

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas